piątek, 31 grudnia 2010

Gdy Stary Rok furtkę zamyka, a Nowy kominem włazi…


31 grudnia 2010
Dziś Dronia powiedziała mi "spędź godnie jakoś ten idiotyczny wieczór"….
Wypadałoby w zasadzie. Więc żeby było naprawdę godnie zamieniłam piżamę w króliki na polar i sztruksy i od razu godności mi przybyło ;)
Czego wszytkim życzę  – godnego spędzenia, nie zamiany królika na polar :)

P.S. A w ramach noworocznych postanowień ino dwa, bo i tak wiadomo, że jutro o nich zapomnę (o tych NIE WOLNO!!!!):
1. wyczyścić i zaimpregnować w końcu buty górskie, bo w końcu wezmą i się rozlezą
2. przyjmować godnie i widzieć pozytywne strony wszelkich "cegieł na łeb", które Nowy Rok przyniesi ;) (cenna lekcja, cenne życzenia, dzięki! :*)

czwartek, 30 grudnia 2010

Hej Kolęda Kolęda!


30 grudnia 2010
Dziś nie będzie pociskania pierdół. Bo wzięłam i się zamyśliłam i czasem jak sobie takie zamyślenie rozpiszę to jakieś konstruktywne wnioski uda się wyciagnąć. Albo i nie.
Dzisiaj rano zelektryzował mnie telefon, że ksiądz chodzi po kolędzie i za jakieś kilkanaście minut pewnie będzie u nas.
Pierwsza reakcja – panika. Bo Kocur śpi, ja właśnie się obudziłam, włos rozwiany, jedno oko zamknięte, drugie ledwo się otwiera, latam w piżamie, nie mam wody święconej, nie mam kropidła, nie mam krzyżyka, nie mam ochoty, w ogóle O CO CHODZI, matkojedynacotobędzie!
Druga reakcja – złość. No bo jak to tak bez zapowiedzi i do tego RANO!?!? Okazało się, że nie bez zapowiedzi, bo zapowiedzi były we święta we kościele. A że my do kościoła nie chodzimy to i nie wiemy, że gościa mieć będziemy. No ale czemu to tak? W Dąbrowie było tak, że jakiś czas przed planowaną wizytą duszpasterską przybywali do domu ministranci z pytaniem czy księdza w ogóle ma się zamiar przyjąć, a jeśli tak to wtedy i wtedy i o tej godzinie ksiądz chodzić po kolędzie będzie. I to wg mnie było uczciwe.
No ale we wsi obecnej widać inne panują zwyczaje, trudno świetnie, przyzwyczaić się trzeba będzie.
Stanęło na tym, że jak ksiądz do drzwi zapuka to grzecznie przyznam się, że o jego wizycie pojęcia nie miałam, jestem chora i kompletnie nie przygotowana (patrz piżamka w króliczki) i to chyba nie jest dobra pora na przyjmowanie gościa.
Ale ksiądz nie zapukał. Może Pablus przebywający w ogródku go odstraszył? Może w swoich dokumentach miał, że tu od dwóch lat nikt nie mieszkał? A może wiedział, że my grzeszniki jedne do koscioła na niedzielne msze nie chadzamy? No w każdym bądź razie nie przyszedł.
Nigdy tych wizyt nie lubiłam. Zawsze to było dla mnie takie sztuczne i wymuszone. Jak byłam w podstawówce to musiałam ładnie wyglądać i pokazywać czy mam prowadzony zeszyt do religii….
A potem jak byłam starsza to chciałam czasem o czymś z księdzem porozmawiać, ale on nigdy nie miał czasu…
I zwyczaj dąbrowski bardzo mi się spodobał, bo to jakoś tak zręcznie wychodzi jak się wcześniej kogoś zapyta czy życzy sobie takiej wizyty. Bo nie każdy takiej potrzebuje…. I potem lata nerwowo po domu jak ja dzisiaj, oczekując tej niezręcznej sytuacji, gdy trzeba komuś dać do zrozumienia, że niekoniecznie jest to dobra pora na jego wizytę….
No i tak sobie siedzę i myślę nad tym zwyczajem wizyt księdza "Po Kolędzie"…. I póki co nic tfurczego nie wymyśliłam…

wtorek, 28 grudnia 2010

sobota, 25 grudnia 2010

hoł hoł hoł!


25 grudnia 2010
W świętach najlepsze jest to, że:
1. na pierwsze śniadanie zjadam zupke grzybno – rybną
2. na drugie sniadanie zjadam najlepszego z najlepszych karpia po żydowsku, króla świąt – bez niego święta NIE ISTNIEJĄ!
3. na trzecie śniadanie zjadam pierniczki popijając je kompotem z suszonych owoców
4. na czwarte śniadanie zjadam zupkę żurek z fasolą i z grzybami
… na kolejne śniadania przewija się jeszcze karp smażony, pierogi, krokiety, barszcz, znów karp po żydowsku, piernik, makowiec. zupka grzybno – rybna bis….
Kiedy po fafnastym śniadaniu przychodzi pora na obiad to jest już jakas 22-ga i nie mam siły mysleć o jedzeniu :D
I za to lubię święta – że śniadanie nie jest kanapkami z wędlinką, żółtym serem i listkiem sałaty.
A teraz Państwo wybaczą, idę spożyć kolejne śniadanie… Karpik czy zupka? Hym…

wtorek, 21 grudnia 2010

psik?


21 grudnia 2010
No i proszę, Wigilija już zza furtki pomału zerka a ja nic. Ale prędko się to zmieni. Dziś Kocur nabył całą torbę pieczarek i drugą całą torbę cebuli (nie mam pojęcia na co nam tyle cebuli!) i zamierzam dziś popełnić uszka albo pierogi.
Zamiast iść na trening będę ćwiczyc siek prosty na pieczarkach i duszenie przy wyrabianiu ciasta, bo zrobiłam się dziś w pracy, tak z godziny na godzinę, pociągająca, zasmarkana, połamana w kościach i podrapana w gardle. Trudno, świetnie, co najwyżej nasmarkam sobie do farszu…..
A tak w ramach peesa to dziś przekonałam się, że mysza to może mała jest, ma futerko, ma ogonek i 4 łapki z mikrostópkami, ale ŚMIERDZI nieziemsko. Jakaś mała mysia menda narobiła w foliowy worek z różnymi rupieciami w moim magazynku w biurze i ….. i o mało nie umarliśmy od tego smrodu :/ O matko, co za fetor! I to z takich mikrych mysich kiszeczek wyskakują takie megacuchnące kupeczki, polane z mysiej sikawki maleńką dawką megacuchnących mysich sików…. Ten świat mnie ciągle zadziwia, naprawdę!

poniedziałek, 20 grudnia 2010

wrrr…


20 grudnia 2010
Najpierw było tak:

http://www.forum.lasypolskie.pl/viewtopic.php?t=18749&postdays=0&postorder=asc&start=0

Ale w odcinkach. Historie w odcinkach są tak samo irytujące jak stosunek przerywany…..
Potem było tu
http://ttcm.vel.pl/index.php?option=com_mamboboard&Itemid=38&func=view&id=96&catid=5

Ale wzięło i się zepsuło. I nie ma. I ja się pytam grzecznie dlaczemu nie ma? Najpierw to zgubiłam, ale potem jak znalazłam i żeby nie zgubić do zakładek wrzuciłam to teraz nie ma tak globalnie….
… za to Elwood dokłada cegiełki na forum….

Ze strachem oczekuję kiedy te zdjęcia
http://picasaweb.google.com/HJ61Bluesmobile/NaChMiToByOGolgota2010#
szlag jasny trafi :(

Elwoodzie! Dlaczemu tak się podle dzieje?

sobota, 18 grudnia 2010

.

18 grudnia 2010
Jest niecały tydzień do Wigilii, a ja w czarnej dupie jestem.
Plany
były, a czas ucieka…. Przede mną pierogi, uszka, szynki, pierniki,
ciastka, pierniki, kruche cistaeczka, pierniki, andrutek dla Kota,
załatwianie choinki, ubieranie choinki, pierdylion rzeczy do
załatwienia, wyjazd do Teściów, wyjazd do Rodziców, KOMPLETNY BRAK
PREZENTÓW (a co gorsza pomysłów) i całkowity brak chęci, by ten stan
rzeczy zmieniać…. Tak coś czuję w kościach, że przy tym moim
zorganizowaniu to skończę bajkowo, jak u samego Andersena przynajmniej -
w jakiejś obskurnej, ciemnej komórce, szczęśliwą będąc mając choć
zapałki do dyzpozycji….
No nic, lecę do kuchni.

czwartek, 16 grudnia 2010

.

16 grudnia 2010
Wzięłam i wróciłam.
W końcu nie było tak źle jak być mogło, a nawet było nieźle całkiem.
Choć stresa miałam niewiedziećczemu nieziemskiego, zamiast spać do 4:17 to ja się obudziłam o 3:01 i już nie zasnęłam….
No ale wszystko mi przeszło po tym jak panie na pksie katowickim ciśnienie mi z rana podniosły lepiej niż wiadro kawy szatańskiej.
Nabyłam bilet w kasie, który po wsiąściu/wsiadnięciu…yyyy…. wejściu do autobusu okazał się nieważny i musiałam nabyć u kierowcy drugiż bilet…. Dobrze, że nie było czasu na wysiąście/wysiadnięcie…..yyyyy….. wyjście i opierniczenie babulca, bo bym była jak po dwóch wiadrach kawy szatańskiej. A i tak bez kawy jakiejkolwiek od połowy drogi nieziemsko chciało mi się sikać….
No i tak o.
A jak wróciłam to Łysa Góra powitała mnie mrozem kąsającym w tyłek i oszalałym z radości Pablusem :)
Dobrze być w domku :)

wtorek, 14 grudnia 2010

Aaaaaargh!


14 grudnia 2010
Jezu, jak ja bym czasem tak samą siebie wzięła przełożyła przez kolano, obiła witkami nagołodupę, a potem posypała solą, całość wysmarowałą smołą i oblepiła pierzem! Nosz kretynka patentowana jestem i tyle.
Jadę na szkolenie. Szkolenie zaczyna się jutro o jakiejśtam ósmej. Żeby zakombinować zupełnie wymyśliłyśmy z Dronką chytry plan, że ja przyjadę do niej dzisiaj, Ona mnie jutro myk na szkolenie podrzuci, potem zabierze, na następny dzień znów podrzuci, potem odbierze, a potem odda na pks i wrócę sobie do Katowic, a potem to już Pikuś.
Ale, że Kocur siedzi w Gliwicach, ja miałam iść na trening, to sobie znalazłam pksa o 21:50 (tak, tak o tej godzinie o której zazwyczaj śpię!). Chwilowo sprawa wygląda tak, że Kocur siedzi w Gliwicach, na trening nie poszłam, bo czekałam na pana z pralką (przywiózł, MAM! w łikend będę prać i prać, jeszcze nie wiem co, trzeba będzie nabrudzić…),  no a ten pks to nie wiem czy dziś jedzie…. Bo dopiero przed chwilą zauważyłam, że przy nim jest napisane "1,5Ln", co oznacza po kolei:
1 – kursuje w poniedziałki
5 – kursuje we wtorki
L – coś tam ze świętami
n 0 coś tam w stylu L
No i zmartwił mnie ten przecinek między 1 a 5, bo wrodzona inteligencja (CHA… CHA…. CHA…)mi podpowiada, że jeździ on w poniedziałki i piątki, a dziś mamy kurwa WTOREK! Szkoda tylko, że moja wrodzona inteligencja spała kiedy sprawdzałam ten autobus jakiś czas temu i dziś lekką ręką i jeszcze lżejszym słowem powiedziałam chłopakom ze Złotego Potoka, że ja to se sama dojadę na to szkolenie, wcale nie muszą mnie zabierać….. No i teraz siedzę jak ta ostatnia pipa i nie wiem co ja mam zrobić….
Nosz by to szlag jasny trafił!

…. a na blogu pasek z dostępem do panelu administracyjnego pojawia się na sekund dwie i znika, a ja muszę być szybsza niż pantera, zwinniejsza niż kuna i sprytniejsza niż lis….. Argh!!!!!!!!!!!!!!!!

niedziela, 5 grudnia 2010

o gastrycznych problemach skoczków naszych


5 grudnia 2010
Dzisiaj jednym okiem oglądałam, a jednym uchem słuchałam transmisji ze skoków narciarskich, komentowanych przez pana Szaranowicza. Nie wiem kto które miejsce zajął, ale z opowieści pana Włodzimierza wynika, że prawie wszyscy skoczkowie mają wiatry z tyłu, a nasz Małysz jest w owych wiatrach specjalistą…. Mnie by sie trochę głupio zrobiło na miejscu Adama, że cała Polska wie o jego tylnych wiatrach…. A pan Włodzimierz to Złote Usta naszego sportu. Z naszego studio na Łysej Górze łączyła się z Państwem Agnieszka

sobota, 4 grudnia 2010

.

4 grudnia 2010
Zgadnijcie co robiłam dzis rano! Tak, tak, ODŚNIEŻAŁAM!
…. nic nie powiem, za niecałą godzinę jadę do teatru, więc już teraz nic nie powiem, bo zaczynam się ukulturalniać. A co, na kulturę i naukę ponoć nigdy nie jest za późno! Poza tym nawet mają swój pałac, a ja żółty domek! Coś nas łączy, tak czuję ;)

piątek, 3 grudnia 2010

FUCK!!!!!


3 grudnia 2010
Ja pi…lę, co za dzień!
Na dzień dobry wyrwał mnie telefon od Mamy, że umówiony chirurg po raz kolejny mnie nie przyjmie. Najpierw kiedyśtam się okazało, że muszę mieć skierowanie, które nigdy wcześniej przez 6 lat nie było potrzebne. Ok, załatwiłam. Potem się okazało, że mam nieważną podbitą książeczkę, a w Małopolsce nie mają kart chipowych. Ok, podbiłam. Potem się okazało, że moje skierowanie na usg jest nieważne. Ok, załatwiłam. Potem okazało się, że to skierowanie ważne jest na Śląsku, w Małopolsce nie. Ok, zrobiłam sobie usg prywatnie. No i co się okazało dziś? Że moja książeczka podbita w październiku i moje skierowanie do chirurga z października są JUŻ nieważne, bo są ważne tylko miesiąc…. Nosz kurwa mać! Zmarnowałam dzień urlopu i gówno załatwiłam.
Ale, że Babcia ma jutro imieniny to stwierdziłam, że skoro mam urlop to sobie do Niej pojadę. Optymistka. Najpierw nie mogłam wyjechać z garażu, bo miły pan, który odśnieża place przy nadleśnictwie raczył zgarnąć śnieg tak, że nie mogłam wyjechać. Potem utknęłam w korku na S1, bo świetnym pomysłem jest zamknięcie dwóch pasów z czterech i dawanie prawa jazdy idiotom, którzy jeżdżą jakby sami byli na drodze. I wspaniałomyślni tirowcy, którzy chcieli przytrzeć nosa cwaniakom i blokowali dwa pasy przed zwężeniem. No piękna inicjatywa, szkoda że na parę kilometrów przed zwężeniem….
Za to w Jaworznie miałam przyjemność jechać za solarką, która stojąc na światłach nie przestawała sypać soli i po paru minutach postoju robiła się mała solna zaspa….
A powrót…. A powrót zajął mi bagatela 3 godziny…. Drogi są sparaliżowane. A śnieg wali jak głupi.
A na koniec tego uroczego dnia 2 godziny odwalałam śnieg pod garażem, żeby móc do niego wjechać… Teraz pęka mi kręgosłup i nadgarstki….
Kocur siedzi w tej Finlandii i nie wiadomo w jaki sposób wróci, bo fińskie linie lotnicze strajkują…. I bomba! Chyba się położę bez ruchu na łóżku licząc, że dziś już nic się nie wydarzy…. Bo poziom mojego wkur…. zdenerwowania osiągnął dziś od rana niebezpieczny poziom…..
Ammmmmm…… Jestem małym nenufarem na spokojnej tafli jeziora….. Jestem małym nenufarem na spokojnej tafli jeziora…. Nenufar, kurwa, nenufar!!!!! Ammmmmmm……….

środa, 1 grudnia 2010

.

1 grudnia 2010
Grudzień zaczął sie tym, że od północy jestem żoną porzuconą i ten stan utrzyma się do późnych godzin niedzielnych… Przynajmniej o takim terminie mi wiadomo, a któż to wie co się po drodze zdarzyć może. Oprócz porzucenia jest też zasypanie i zamrożenie. Grudzień mrozem wielgaśnym kąsa mnie po tyłku i w ogóle jest zimno i brrrr.
Sytuację ratuje termos z herbatą z sokiem malinowym. I morderczy plan użycia piły wobec szafko – blatu, który zasłania nam w biurze kaloryfer i zimno jest jak w psiarni…. Plan jest, piła się znajdzie. Bo jak to tak w lesie bez piły ;)

Aaaa, przypomniało mi się, że śniło mi się wczoraj, że na moim brzuchu siedział pająk. Pająk Janusz. I nie mogłam go zabić, bo na Łysej Górze zawiązał się Komitet Obrony Pająków i przez niego był zakaz wyganiania pająków, w tym Janusza, z domu, że o pacaniu kapciem nie wspomnę. Oczywiście obudziłam się przez tego cholernego Janusza z wrzaskiem…. Pająk Janusz…. Ponoć nie ma ludzi całkiem zdrowych na umyśle, są tylko ci chorzy i ci nieprzebadani…. Może by tak pora na badania?

poniedziałek, 29 listopada 2010

.

29 listopada 2010
Łooooo ale nawaliło śniegu! Nawet ganeczek mamy zasypany! Masakra!
Świąteczny czas zacząć, bo właśnie w radiu niesmiertelne Last Christmas i Dżordż…. Pierwszy raz słyszę w tym roku. I tak dobrze, że na koniec listopada, a nie w październiku ;)
A w ogóle od wczoraj to faktycznie się zrobiłam już stara, bo dziś odkryłam dwie zmarszczki na szyi…. Tak tak Drodzy Państwo  – jestem stara i pomarszczona… I tak o.

sobota, 27 listopada 2010

.

27 listopada 2010
Rany, jak ja dziś nienawidzę świata :/
Wstałam najwyraźniej lewą nogą, tyłkiem do góry i mam od rana muchy w dupie.
I wkurza mnie wszystko. To że jak nie włączę kaloryfera to jest zimno, a jak włączę to jest duszno. Że za oknem pada jakieś białe gówno. Że zamiast wróbli na ptasich pyzach bujają się sójki. Że z lenistwa karmnik malowałam w kuchni, a nie w piwnicy i teraz śmierdzi tam pokostem lnianym. Że rano okazało się, że chleb spleśniał i jadłam parówkę z tostem. Że herbata waniliowa jest za mało waniliowa. Że włosy powinnam umyć, a nie chce mi się. Że Pablus śmierdzi. Że nie mam zasięgu. I że będę musiała wyjść na ten ohydny świat z łopatką jak ten kolekcjoner kup od Raczkowskiego i zebrać te klocki, które Pablus nawalił radośnie w całym ogródku.

Zbieracz kup
….. gdyby chciało mi się tak jak mi się nie chce to….. To nie wiem co. To, że nie wiem o co mi chodzi to też mnie wkurza.

środa, 24 listopada 2010

wtorek, 23 listopada 2010

.

23 listopada 2010
"(…)nowe zycie na śniadanie
pozwól, że cie nim nakarmię.
Szczęściem nie bój sie nakruszyć,
wypełnijmy nim poduszki(…)"

Jezu…….. Dramatycznie żenujące….

poniedziałek, 22 listopada 2010

.

22 listopada 2010
Przyszła zima, żartów ni ma, a z zimą długie, ciemne wieczory….
I w taki oto długi, ciemny wieczór wczoraj na naszym ganku zlokalizowałam zboczeńca! I to z domu nie wychodząc! Jak zgasiłam światło w łazience to był. A jak zapaliłam to nie było! Taki spryciarz, ukrywał się przed światłem! Zboczeniec ów stał podparty pod boczek i….. no stał tylko. Ale Kot wyjść bohatersko musiał i sprawdził co to za zboczeniec. Żaden zboczeniec. Jak u sąsiadów zgasło światło to i zboczeniec zniknął. Ale do dziś pozostała niejasność co w ogródku udaje zboczeńca w świetle lampy sąsiadów…. Intrygujące….Nawet nie to skąd się wziął, ale to dlaczego przy moim świetle znikał, a w świetle sąsiada się pojawiał…..

czwartek, 18 listopada 2010

.

18 listopada 2010
Zimno….
Mokro….
Dziś przyjechał pan i zabrał psa. Jakoś tak to sprawnie i szybko poszło, że nawet nie zdążyłąm się przejąć, a już ich nie było…..
Psina pojechała do Bielska.
A na Łysą zawitała jesień, ale ta w wariancie brzydkim, listopadowym :( Pada, zimno, wilgotno…. A ja czekoladki zagryzam cukierkami i czekam co będzie najpierw – zemdli mnie czy zrobię się gruba jak krowa Milka ze Szwajcarii…. Hym…..

poniedziałek, 15 listopada 2010

.

15 listopada 2010
Nie zadzwoniłam do urzędu…
Kupiłam 3 kg suchej karmy….
Sprawdziłam czy ona boi się samochodu…. Nie boi się….
Pfffff, tak jestem niekonsekwentna…..

niedziela, 14 listopada 2010

.

14 listopada 2010
Jutro zadzwonię do Urzędu, żeby ktoś przyjechał po psa i oddał do schroniska….
Oddam psa, który prawie posikuje ze szczęścia na nasz widok…..
Kurwa mać… podle się z tym czuję…..

piątek, 12 listopada 2010

.

12 listopada 2010
No i śmy byli na Diablaku. I diablo zimno było, i widoków żadnych, i wiało niemiłosiernie, i śniegiem zacinało, i ślisko było okropecznie, i zmarzłam i się zmęczyłam….
Rany, ależ mi tego brakowało!
A do ogródka przyszła suczka, z obrożą większą niż ona cała i chuda tak, że zastanawiam się czy się nie złamie…. I co my teraz z nią zrobimy? Pablus na dzień dobry wręczył jej kawałek brudnej szmaty do zabawy, a Kulek próbuje z nią kopulować na siedząco…. Szał…

niedziela, 7 listopada 2010

.

7 listopada 2010
Leniwa niedziela. O 10 otworzyłam oko, wystawiłam psa na dwór i zauważywszy, że pada straciłam motywację do wszystkiego. Dochodzi 16-sta, a ja snuję się w piżamie. I trwożliwie rozglądam wokół, bo w pokoju jest pająk. Kot twierdzi, że taki mikry tylko ma długie nogi i że dużych pajaków nie ma, bo biorą się stąd, że te małę łączą się w kilka sztuk i powstaje duży pająk…. I że wie, że ja takich małych to mało się boję i nic z nim nie zrobi. No i od tego nicznimnierobienia pająk się gdzieś ukrył. I czyha. Na mnie czyha. Pewnie skrzykuje kumpli i połączą się w wielką mechatarantulę i odgryzą mi głowę… A w domu nie ma nikogo (tylko ja i pająk) :( Kot z Pablusem pojechali na obiad, a ja siedzę strwożona w tej piżamie…. Przed wyjściem Kot doradził mi, że jak mnie coś zaatakuej to mam się schować w łazience i do niego zadzwonić… Cwaniak, wie, że w łazience to ja zasięgu nie mam…. Już mnie nie kocha, chce się mnie pozbyć…. Wracam do łóżka, dzisiaj świat mnie przeraża….

piątek, 5 listopada 2010

.

5 listopada 2010
Piątek mamy proszę Państwa!
Weekend zainaugurowalismy grzebaniem w śmieciach, ale teraz nam się wszystkie śmieci w koszu mieszczą….
I wiem, że o ile słupki ogrodzeniowe to wyrywam małym palcem, to wielkie okręgi betonowe to nie dla mnie – za cholerę ruszyć się nie da… A chciałam sobie zrobić krąg ogniskowy…. Jeszcze coś wymyślę, niech sobie krąg nie myśli, że porzucę pomysł! Ale to po weekendzie dopiero, teraz mi się nie chce….

P.S. Ogłoszenie z serii rozpaczliwych: "CZY KTOŚ WIDZIAŁ MÓJ "SCHOWEK NA SZCZOTKI"???? KTOKOLWIEK WIDZIAŁ, KTOKOLWIEK WIE NIECH DA GŁOS W TEJ SPRAWIE!!!!!" Koniec ogłoszenia.

środa, 3 listopada 2010

… jak zrobiłam dym na Łysej Górze


3 listopada 2010
Zamiarem moim było wyjście do ogródka z sekatorkiem i wycięcie trawki między chodzniczkiem a podjazdem.
A: Kot wywlekł starą siatke zakopaną w ziemi, usunęłam ogrodzenie z pomocą sąsiada, wyrwałam dwa słupki ogrodzeniowy, oderwałam starą furteczkę i załatałam nią dziurę w ogrodzeniu, zrobiłam ognisko, narobiłam dymu, zrobiłam pyszną zapiekankę i jakby zmęczona jestem….

P.S. Dziekuję za zajęcie sie problemem archiwum!

poniedziałek, 1 listopada 2010

!


1 listopada 2010
Dzisiaj rano mój słitaśny blogasek wziął się i przez chwilę usunął, prawie się popłakałam z rozpaczy, a potem wprawdzie wrócił, ale w dizajnie nie do przyjęcia….
Okazało się, że cały arkusz stylów poszedł sie bujać…
Dobrze, że na dysku była prawie gotowa kopia…
…. ŻEBY MI TO OSTATNI RAZ BYŁO!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

…… właśnie dostrzegłam, że "Schowek na szczotki" jest pusty!!! Kto mi pod…. prowadził szczotki?!?!?!?!?!

niedziela, 31 października 2010

.

31 października 2010
Jak ja kocham zmianę czasu z letniego na zimowy! Ale tylko rano.
Wstałam ci ja bez przymusu i całkiem rześka przed 8 (HA! w wolny dzień takie cuda to się rzadko zdarzają!). Z racji tego, że wczorajszy pieczony chleb wziął sie zbiesił i do kosza poszedł to Kot wsiadł w samochód i pognał do Dabrowy po zaczyn ratunkowy, a ja niespiesznie zbieram się do wyjścia do ogródka i podjęcia walki z liściami od wierzby…. Żmudna to będzie walka, bo liście ciągle są NA wierzbie a nie POD…. A jak to mi nie wyjdzie to zardzewiałym śrubokrętem powydłubuję sobie chwasty z chodniczka, a co! Wszak mam tyyyyyleeeeeeeeeee czasu i piękną pogodę do dyspozycji!
A zmianę czasu lubię tylko rano, bo wieczorem padnę na pysk pewnie już o 19-stej pod pobłażliwym spojrzeniem Kota….
No najwyraźniej mam naturę kury – lubię grzebać w ziemi i chodzić wcześnie spać…. Pfffff, gorsze rzeczy się ludziom zdarzają…..

poniedziałek, 25 października 2010

piątek, 22 października 2010

sen miałam ci ja…


22 października 2010
Wczoraj w nocy obudziłam Kota gromkim okrzykiem "SPIER..LAJ!!!!!". I cóż mi się śniło, że swe usta takimi wstrętnymi słowami kalałam?
Otóż śniło mi się, że w pewnym lokalu korzystałam z ubikacji. No bywa, każdy korzysta, nie oszukujmy się. No i siedzę sobie na owym kibelku, siedzę, a tu nagle do łazienki wchodzi obcy facet z psem pod pachą. No to krzyczę do niego, że zajęte i że ma natychmiast wyjść… A facet chowa psa pod wannę, głuchy na moje protesty, podchodzi do mnie, zatrzymuje się przede mną ze swoim rozporkiem na wysokości mojej twarzy, zaczyna go rozpinać, głaszcze mnie po głowie i mówi "nu, nu, zaraz ci dam"…. No nie wrzasnęlibyście chamowi "SPIER..LAJ!!!!!!"? No właśnie….

czwartek, 21 października 2010

.

21 października 2010
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
W Tatrach biało, dziś rano przez minutę pięć sypało na Łysej Górze….. Fuck!
Nabrałam pewności, że skoszona trwa odłożona w tzw kompostowniku bierze i się z nudów namnaża. Metodą pewnie jak te myszy co się ze słomy zgniłej lęgną. A trawa bierze i się namnaża i namnaża i namnaża. Bo ta co ją zgrabiłam i umieściłam w śmietniku to dziś ja przerzucałam do kompostownika właściwego. I normalnie NIE MA TAKIEJ OPCJI, żebym ja tydzień temu zgrabiła TYLE trawy! Więc jak nic leży i się mnoży…Na wiosnę zaaatakują nas takie wielkie zgniłe Trawulce….
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kręgosłupek mi pęka :( Od machania widłami (fajne są!)…..

środa, 20 października 2010

.

20 października 2010
Nie żebym tęskniła, ale zima to w zasadzie może już pomału przyjść, a my jej nagwizdamy. Bo dziś przyjechał kurier z oponami, z którymi następnie ja (podobnież jak pewnie połowa Dąbrowiaków) udałam się do punktu przemiany opon letnich w opony zimowe, gdzie oczekując w kolejce długiej nawet zimowy płyn do spryskiwaczy wlałam. A co!
No ale tak w sumie jakby ta zima jeszcze chwile poczekała to nie byłoby tak źle, bo trochę liści mi zostało w ogródku i tak ze dwie górki sianka do zgrabienia i przerzucenie kompostownika śmietnikowego do kompostownika właściwego.
W celu przerzutu dokonania wczoraj po treningu zajechaliśmy do Praktikera i nabyliśmy widły. I kiedy Kot szedł z tymi widłami do Makdonalda celem nabycia dla mnie hamburgera, aw zasadzie dwóćh, to musiał wyglądać wyjątkowo ciekawie, bo dwóch chłopaków stojących za ladą buchnęło gromkim śmiechem. Pewnie nie często nawiedza ich chłop z widłami ;) A ja obok stałam grzecznie w dresiku jak mały dresiarczyk (no bo po treningu!) i kręciłam w palcach kawałeczek sznureczka, którym na treningu związałam sobie włosy….
Dobrana z nas para – chłop z widłami i sznureczkowa panienka dresiareczka….

wtorek, 19 października 2010

.

19 października 2010
Mam dom z duszą. Tak, z duszą. Wypieram z myśli, że z
duchami, bo czasem tam zostaję sama i mogłoby być zbyt histerycznie. A ta dusza
to dusza kota. Czasem do mnie miauczy…. Albo bardzo tęsknię za Kotem Łobuzem i
sobie miauki wizualizuję  :(
Bo Kot Łobuz odwalił w ciągu niecałych 24 godzin taki cyrk, że prawie z płaczem
zadzwoniłam do teściów, żeby przyjechali i go zabrali, bo jak nie to wezmę i
łotra zabiję. No i nie mam Kota Łobuza  :(
W Dąbrowie ma się świetnie, za to mnie wysypała się wizja wieczoru na kanapie
pod kocykiem z Kotem Łobuzem na kolanach… Ale jakby miał umrzeć z nieszczęścia
albo miałabym go utłuc to chyba lepiej mu w tej Dąbrowie będzie… Poza tym mam
duszę kota, która do mnie miauczy, więc dam se radę. Aha, mam jeszcze trupa
sikory modraszki na strychu. Wyschniętego. Więc jest szansa, że i pranie mi na
strychu wyschnie.

A w rurach odbywają się wyścigi Formuły 1. Tak sobie myślę,
że pewnie trenują tam Hołowczyc z Kubicą. Co jakiś czas przez dom przetacza się
dźwięk identyczny jak ten co słyszałam w tivi oglądając owe wyścigi. Takie
wziuuuuuuuuuuuuuuum, wrrrrrr, wziuuuuuuuuum. Kibicuję Krzyśkowi, jest
przystojniejszy.

A tak poza tym to wczoraj zarządziłam deburdelizację
chlewika i na taczkach wywiozłam mnóstwo śmiecia. A okna, które zamieszkiwały
za moim śmietnikiem zostały oknami bezdomnymi. Żadnych zbędnych rzeczy w
ogródku! I tak kursowałam sobie z taczkami, ze śmieciami, z oknami, mokłam ja,
mókł Kot, mókł Pablus i mały Kulek też mókł. Chyba skończyła się piękna złota
jesień, pomroczny ziąb nastał i pozamiatane.

Popracujmy.

P.S. Ciąg dalszy Ukrainy będzie, ino nie wiem kiedy.

piątek, 15 października 2010

.

15 października 2010
No i skończyło się rumakowanie. Idzie dysc idzie siompawica…. Nie idzie w zasadzie, a już jest. Matko ależ pomroczny ziąb nastał…
Trawa niezgrabiona mi moknie (se pomoknie, ja nie zamierzam moknąć grabiąc to towarzystwo). W ogóle w śmietniku urządziłam sobie kompostownik, a tu się okazało, że ja kompostownik mam i cudem w niego nie wleciałam, bo porośnięty był bujną pokrzywą…. No i teraz chyba przerzucę to ze śmietnika do właściwego kompostownika…. Pffff…. Ale bilans wychodzi i tak na plus bo kompostownik jak miał być tak będzie ino się z meter przesunie ;) I jakis płotek trzeba będzie skombinować, bo jak nic Pablus będzie się kompostował… Już i tak bierze czynny udział w pracach porządkowych w ogródku, to co ja pracowicie zgrabię na kupkę to on przez to przelatuje rozpirzając wszystko w cholerę…. Ale nie mam siły na niego krzyczeć, bo w końcu ma ogródek gdzie nie trzeba stąpać na psich paluszkach coby trawy rosnięcia nie zakłócać ;) I ma kolegę małego Kulka, razem radośnie rozbijaja się po ogródku, bo Kulek niby sąsiad, ale taki mały, że pod bramą się przeczołguje ;) I garaż jest dla autka. Obok garazu wprawdzie mieszka Rodi – Pies Morderca, ale jakoś nawet on mi humoru nie psuje. W ogóle jakoś byle pierdołami się cieszę jak dziecko…. Ciekawe kiedy mi przejdzie….
I weekend mamy proszę Państwa :) Dziś jeszcze trening, a na wieczór to sobie chyba z tego wszystkiego futro z nóg powyrywam i będzie naprawdę weekend :D I wolna sobota jutro :D I w łóżku można zostać :D Taaaak, podoba mnie się ten chytry plan :)

piątek, 8 października 2010

bażanty i przeprowadzki


8 października 2010
Rozmowa na temat dymorfizmu płciowego u bażanta:
Ja: co by było gdyby samica bażanta była tak kolorowa jak samiec?
8 -latek: byłaby samcem.

Logiczne, prawda?
A poza tym to przeprowadzka trwa na całego. I mam jej już powyżej uszu. Po cichutku marzę o zwinięciu się na kanapie z kubkiem herbaty i nicnierobieniu choć przez pół godziny…. No naprawdę, wygórowane mam marzenia.

niedziela, 26 września 2010

.

.
26 września 2010
Rano pogoda zrobiła mnie w trąbę, żeby się dosadniej nie wyrazić, spuszczając na świat deszcz.  Więc ruszyłam na dyżur z pewnością, że go odwołają. W międzyczasie wyszło słońce i dyżur do 18…. No szlag! Bez śniadania, bez smakołyków, bez słodyczy, bez herbatki pysznej w termosie…. A w pizzerii dziady słuchawki nie podnoszą…
I czekam aż aloes mi palca wygryzie…. Co za niedziela….

sobota, 25 września 2010

.

.
25 września 2010
Cóż za rozpasana pogoda za oknem! A ja kolejny dzień na dyżurze….
Z placu boju:
rura naprawiona,
pokój żonkilowy,
kuchnia brzoskwiniowa,
sypialnia omc kamionkowa jesień,
wyjazd w lesie, nie mam głowy do pakowania,
samochód bez wymienionego oleju i z brudnymi szybami,
kolana rozchwiane emocjonalnie,
barki jakieś spięte i na treningu robią "żółwika"
boska jesień za oknem, boskie wschody jak i zachody słońca….

… Oto się jesień zaczęła
i nie ma komu dać w mordę…

Że tak Poetę zacytuję….

środa, 22 września 2010

fachowcy….


22 września 2010
Co jak co ale cierpliwa to ja nie jestem. Ja cierpliwa nawet nie bywam.
Staram się bywać miła, ale dziś zostałam z rana wyprowadzona z równowagi i naryczałam na fachowca. Na fachowca, który 4 tydzień naprawia nam instalację wodną. I dziś jak powiedział, że jak tak mi się śpieszy to mogę sobie kogoś innego znaleźć, po tym jak mi rozdłubał łazienkę i zabrał dupę w troki, to szlag mnie trafił i krew zalała, urosły mi ostre zęby i długie szpony. Noooo, proszę pana fachowca, tak się z Agnieszkami nie rozmawia….. Skończyło się na tym, że pan fachowiec rzucił słuchawką…. I pewnie buc nie przyjedzie. Ale jutro się zastanowię co z tym dalej robić.
Ja już mam powyżej uszu remontu i tego, że ciągle czekam na to, żeby móc się w swoim własnym domu zwyczajnie wysikać albo nalać do czajnika ZIMNEJ wody. Zimnej, bo o ile wcześniej nie było żadnej, potem zimna, potem przez moment zimna i ciepła, tak teraz jest ciepła, a nie ma zimnej…. Paranoja jakaś!
Ale za to pokój będę mieć tak żółty, że ho ho…. Jeszcze nie wiem czy to dobrze. Pomyślę o tym, jak będę mieć wodę….

Chcę już w góry :(

piątek, 17 września 2010

Bestia w ludzkiej skórze?


17 września 2010
Tytuł brzmi trochę jak z „Faktu” albo „Super Ekspresu”? No ale nic innego mi nie pasuje.
Dziś w lesie znaleźliśmy psa. W trakcie spzątania śmieci. Nie całkiem zwykłego psa. Nieżywego w zasadzie. Wypadł z jednego z worków. Najpierw wypłynęła krew, potem wypadł pies, a nastepnie pojawił się fetor.
Taki mały piesek kudłaczek. Zadźgany nożem. Albo innym jakimś ostrym narzędziem. Przynajmniej kilkanaście razy dziabnięty.
I minęło od tego czasu kilka godzin, a ja jakas taka struta chodzę. I próbuję sobie wyobrazić co ten kudłaczek musiał zrobić, że potraktowano go w taki sposób. I próbuję sobie wyobrazić kim jest człowiek, który takie coś robi zwierzęciu. Takiemu kudłaczkowi. I po raz kolejny wobec tak bezmyślnego okrucieństwa moja wyobraźnia klęka.
Mam nadzieję, że nigdy nie spotkam na swojej drodze kogoś kto tak traktuje zwierzę.
I strasznie mi smutno. Z powodu kudłaczka. I chyba jakoś tak ogólnie. Nawet prawie ukończony remont jakoś nie cieszy.
Czuję się mniej więcej tak:

….
Książka, łóżko i kubek herbaty może pomogą….

czwartek, 16 września 2010

dziura….


16 września 2010
W rurze była dziura.
Potem następna i jeszcze następna….
Sytuacja została opanowana.
A dziś wyszła kolejna dziura.
Czy juz zawsze będą mi wychodzić dziury w rurach?
Ech…. czarna dziura…..

Rogi i poroża


16 września 2010
Przedwczoraj miałam zajęcia z dzieciakami. Szkoła wiejska, raptem 63 osoby złożyły się na klasy od 1 do 6.
Dzieciaki sympatyczne i w trakcie zajęć z tymi młodszymi wypłynął taki oto fakt.
Na moje pytanie "Kto ma rogi?" dzieci wyskoczyły z jeleniami, krowami, baranami i inną gadziną, a jedna dziewczynka powiedziała, że jej babcia ma rogi…. Wytłumaczyłam o jakie rogi mi chodzi, że o rogi zwierząt, najlepiej leśnych, przy czym wykluczyliśmy z grona wszelką gadzinę od poroża, a tu mały smyk wyskakuje z hasłem "A bo mój tata to ma poroże!"… Wsypał ojca jak nic, bo na owe hasło najgłośniej śmiała się jedna pani nauczycielka… Coś jest na rzeczy?

poniedziałek, 13 września 2010

Bo grunt to grunt!


13 września 2010
Nie umiem gruntować ścian. Nie umiem i już.
Dla mnie "dolej troszkę wody i będzie git" oznacza dolać tak trochę mniej niz pół litra. I nie jest git. Bo dla mojego Ojca troszkę to jest tak ze 3 litry. I wtedy to jest git. Oooo bardzo git. A ja się nie znam i nie umiem. I mam zakaz zabierania się w chałupie za cokolwiek, coby nie spierniczyć. Plus jest taki, że zrobi to za mnie ktoś inny. W sensie, że nie spierniczy ale wykona to co trzeba…
No i tak nam z Kotem ładnie zgruntowanie poszło, że dziś im tego białego mazidła brakło, bo że niby za dużo zużyliśmy i trzeba było skrobać.
Wniosek z tego jest taki, że ja to powinnam w zasadzie leżeć i pachnieć…. Chyba zacznę się do tego stosować.
A w ogóle to wróżka powinnam zostać, bo przepowiadałam Brutkowi krótkie życie u jego pana? Przepowiadałam. I dziś widziałam małego Brutka z łapką i kadłubkiem w bandażach :( Może by go jednak ukraść po raz drugi?

sobota, 11 września 2010

.

.
11 września 2010
Przypomniało mi się rano i nie mogę powstrzymać się przed wklejeniem :D

http://www.wykop.pl/ramka/446033/tato-pokazemy-babci-jak-robimy-jezuska/

Borsuczenia czar i kanapy posiadania niezbędność


11 września 2010
Dziś wykonywałam jedną z moich ulubionych czynności. BORSUCZYŁAM!
Pogoda jak znalazł, dyżur odwołany, więc dostałam od Kota kubełek herbatki, zakopałam się w fotelu pod kocem z książką i w końcu poczułam, że żyję. Nigdzie nie muszę biec, o niczym chwilowo pamiętać, nikt mnie nie pogania, nikt nic nie chce. Z tej błogości nawet zaliczyłam drzemkę, której finał utwierdził mnie w przekonaniu, że kanapa albo sofa są w domu niezbędne i w żółtym domku taki sprzęt będziemy posiadać. Bo drzemeczkę ucinałam sobie z kadłubkiem na fotelu giętym, a z nogami na fotelu na kółkach…. Przy czym jak się przebudziłam i usiłowałam się spionizować to widowiskowo fotelik gięty był się gibnął, a ja znalazłam się na podłodze…. Na szczęscie nikt orócz Kota Łobuza  nie widział….
Teraz boli mnie zad. Jak zresztą wszystko inne, bo trzeci trening uświadomił mi, że nie dość, że krzywa to kompletnie nierozruszana jestem….

piątek, 10 września 2010

Jak pieska Brutka ukradłam…


10 września 2010
… ale potem oddałam.
A było to tak.
Wracam sobie dziś z pracy, jadę sobie jadę, a tu samochód przede mną, na zakręcie, prawie potrącił szczeniaczka. Szczeniaczek czmychnął na chodnik, po czym chciał zostać przejechany przeze mnie.
Zatrzymałam się. Wzięłam psiaka ściągnęłam z jezdni, zaczął mnie radośnie podgryzać. I co dalej? W pobliskim domu nikt nie otwiera, psiak znów gdzieś na drogę się wybiera, samochody jeżdżą… Oczywiście awaryjny telefon do Kota, że znalazłam szczeniaczka, że co ja mam zrobić, że nie chcę go zostawić, ale nie chcę go komuś ukraść. Kota decyzja błyskawiczna – bierz szczeniaczka, Pablusek się ucieszy!
Pablusek i owszem, ale Inka to już niekoniecznie, a teście jak wrócą to wprost oszaleją ze szczęścia…. Ale szczeniak myk do bagażnika, ja za kierownicę, jedziem!
Dojechalim, szczeniaczek zaprzyjaźnił się od razu z Pablusem, a my dostaliśmy zgryza z serii I CO DALEJ? Zaraz wyjeżdżamy, powrót szykuje nam się na 21, a tu mały psiak.
Spakowaliśmy psiaka do samochodu i jedziemy pod ten dom gdzie nikogo nie było, a w pobliżu którego szczeniaczek się pałętał.
Dzwonię. Nic. Wróciłam do samochodu, przejęłam na kolana szczeniaczka, poszedł Kot. I Kot spotkał pana, który powiedział, że szczeniaczek jest jego. Szczeniaczek to Brutek i musiał wyjść jak pan był w pracy. Trochę to szemrane tłumaczenie, pan w ogóle się średnio przejął tym, że Brutka o mało co znów prawie rozjechało, Brutek nie wykazał dzikiej radości na widok pana, pan nawet spytał czy my aby Brutka nie chcemy…. Hmmm…. Stanęło na tym, że pan z Brutkiem oddalili się do domu, pan nam bardzo podziękował i tak o.
Ale z podejściem pana to ja Brutkowi długiego, szczęśliwego życia nie wróżę :( A taki fajny Brutek….

czwartek, 9 września 2010

skojarzeń czar


9 września 2010
"I Pani pieści to nowe gniazdko, bo mam w planach nawiedzić lustracyjnie."
No i proszę się przyznać co się komu do łba nasuwa czytając to niewinne zdanie? ;)
Tak, tak Świntuchy, do Pana też mówię, Proszę Pana :)

wtorek, 7 września 2010

.

.
7 września 2010
AAAAAAAAARGH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mam ochotę coś zniszczyć. Najlepiej jednego takiego lekarza. Tak wziąć i wydłubać mu oko, wykręcić rękę, ugryźć w palec, utopić, wyrzucić przez okno, opluć choćby….
Odbić stamtąd Kota i uciec jak najdalej stąd!!

poniedziałek, 6 września 2010

.

.
6 września 2010
Dzisiejszą notkę poświęcam literce "z" jak "za wąski garaż mam i nie umiem z niego wyjeżdżać".
Bo tak to jest jak architekt z budowlańcem zaprojektują dom na zadupiu z jednym mikrogarażykiem na jeden mikrosamochodzik i mikromiejsce z boku domu na to, żeby przy wjeżdżaniu tam lub wyjeżdżaniu mieć jedyną i niepowtarzalną szanse wpieprzenia się w drzewo lub w rurkę od gazu…..
Dziś musiałam wziąć Toyotę Teścia i najpierw się spóźniłam, bo się grzebałam, potem się bardziej spóźniłam, bo szukałam dokumentów, a najbardziej się spóźniłam jak Toyocie zgięło się lusterko do tyłu i nie chciała wyjechać z garażu….
Ech…. Nie lubię obcych samochodów w za wąskich garażach….