19 października 2010
Mam dom z duszą. Tak, z duszą. Wypieram z myśli, że z
duchami, bo czasem tam zostaję sama i mogłoby być zbyt histerycznie. A ta dusza
to dusza kota. Czasem do mnie miauczy…. Albo bardzo tęsknię za Kotem Łobuzem i
sobie miauki wizualizuję :(
Bo Kot Łobuz odwalił w ciągu niecałych 24 godzin taki cyrk, że prawie z płaczem
zadzwoniłam do teściów, żeby przyjechali i go zabrali, bo jak nie to wezmę i
łotra zabiję. No i nie mam Kota Łobuza :(
W Dąbrowie ma się świetnie, za to mnie wysypała się wizja wieczoru na kanapie
pod kocykiem z Kotem Łobuzem na kolanach… Ale jakby miał umrzeć z nieszczęścia
albo miałabym go utłuc to chyba lepiej mu w tej Dąbrowie będzie… Poza tym mam
duszę kota, która do mnie miauczy, więc dam se radę. Aha, mam jeszcze trupa
sikory modraszki na strychu. Wyschniętego. Więc jest szansa, że i pranie mi na
strychu wyschnie.
A w rurach odbywają się wyścigi Formuły 1. Tak sobie myślę,
że pewnie trenują tam Hołowczyc z Kubicą. Co jakiś czas przez dom przetacza się
dźwięk identyczny jak ten co słyszałam w tivi oglądając owe wyścigi. Takie
wziuuuuuuuuuuuuuuum, wrrrrrr, wziuuuuuuuuum. Kibicuję Krzyśkowi, jest
przystojniejszy.
A tak poza tym to wczoraj zarządziłam deburdelizację
chlewika i na taczkach wywiozłam mnóstwo śmiecia. A okna, które zamieszkiwały
za moim śmietnikiem zostały oknami bezdomnymi. Żadnych zbędnych rzeczy w
ogródku! I tak kursowałam sobie z taczkami, ze śmieciami, z oknami, mokłam ja,
mókł Kot, mókł Pablus i mały Kulek też mókł. Chyba skończyła się piękna złota
jesień, pomroczny ziąb nastał i pozamiatane.
Popracujmy.
P.S. Ciąg dalszy Ukrainy będzie, ino nie wiem kiedy.