piątek, 29 lipca 2011

.

29 lipca 2011
Jadę poszukać sensu tego pleśnienia/pleśnięcia w Góry Opawskie.
Mam nadzieję, że tam jest lepiej. A jak nie…. A jak nie to się zakopię w łóżku w hotelowym pokoju z butelką wina i nowo nabytą książką o moim ulubionym Inkwizytorze Mordimerze. Taki mam oto chytry plan na łikend.
Bez sensu to wszystko, boćki sie gromadzą podejrzanie na łąkach, a pomidory na krzaczku pękają od nadmiaru wilgoci….
hmm…. a jak ja wcale nie spleśnieję tylko pęknę? No nic, pomyślę o tym jutro.

czwartek, 28 lipca 2011

.

28 lipca 2011
A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? – spytał Krzyś ściskając Misiowi łapkę -
Co wtedy?
-Nic wielkiego – zapewnił go Puchatek – posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam.
Kiedy się kogoś kocha to ten ktoś nigdy nie znika tylko siedzi gdzieś i czeka
na Ciebie.

wtorek, 26 lipca 2011

.

26 lipca 2011
Mam muchy w nosie, muchy w tyłku, w innych otworkach pewnie też mam i czuję musze larwy gdzieś pod trzustką.
Nic tylko wziąć i się zastrzelić. Albo przeczekać.
Jeszcze nie podjęłam decyzji co z tym zrobić.

poniedziałek, 25 lipca 2011

.

25 lipca 2011
Akcja „Bezdomna suczka” znalazła swój finał i dziś na kolanach własnych
odwiozłam gadzinę do docelowego domu. Pozostało mi kilka kłaczków psiego
futerka na polarze i lekki zapach mokrego psa na dżinsach.
A poza tym pada, siąpi, mży, leje. A ja? A ja powoli zaczynam pleśnieć…
Mam nadzieje, że jutro obudze się, przetrę oczka  i przywita mnie czyste niebo, a przynajmniej takie bezopadowe. Bo od środy zaczyna się pasjonujący czas – do 15-stej w biurze, po 15-stej w krzakach…. Inwentaryzacji mi sie zachciało…..

sobota, 23 lipca 2011

.

3 lipca 2011
Wczorajszy wieczór, tuż przed 23. Na dworze ciemno i mokro, bo cały czas pada.
Pablus zamiast spać kręci się i daje do zrozumienia, że chętnie wyszedłby na dwór. Już prawie śpiąc słyszę przemówienie Kocura do Pablusa:
……. tak, tak, ja wiem, że Ty zamiast spać chciałbyś jeszcze pokorzystać z tej dobrej pogody i jeszcze sobie pomoknąć……

Pablus jest chyba jedynym stworzeniem w domu, które cieszy sie z tego jak jest mokro, brzydko i błotniście. Zamiast chować sie przed deszczem to siedzi w kącie ogródka, gdzie ma już wydepatną trawę i różowe maziste błoto, od dołu nasiąka błotem, od góry nasiąka deszczem, a potem wygląda i pachnie jak bura ściera do podłogi…. I jest wtedy bardzo szczęśliwym psem.

Na południu jest pogoda, bo Dronka pojechała w góry sama. Przyczyn mojego "niepojechania" omawiac nie będę, bo nie znam aż tak brzydkich wyrazów by móc to opisać. I dupa. Siedzę na dyżurze.

czwartek, 21 lipca 2011

.

21 lipca 2011
Rozmowy przy robieniu prania.
Ja segreguje rzeczy do prania, Kot napełnia szufladkę proszkiem i płynem do płukania.
Ja: dlaczego dajesz tak mało tego płynu do płukania?
Kot: jak to mało, przeciez pranie potem pachnie!
Ja: ale będę miała ostrą i szorstką bluzę….
Kot: …. ale Ty będziesz łagodna….

…… yyyyyyy, że jak?

Południową Polske uprasza się o niewychodzenie z domu w weekend i gromadzenie piasków celem umacniania wałów. Jedziemy z Dronka w góry, wietrzę kataklizm pogodowy….

wtorek, 19 lipca 2011

.

19 lipca 2011
Mam wrażenie, że na żółtej, z letka już wyblakłej, tabliczce, wiszącej na furtce,
zamiast napisu „UWAGA ZŁY PIES” i sylwetki przyczajonego owczarka niemieckiego
(tak, wiem mam całkiem nieprzyczajonego goldena, a jedyne złe w tym domu to ja)
wszelkie okolicznie wywalane psy widzą napis „TAK, TAK BIEDNY, WYRZUCONY
PIESKU, WEJDŹ W NASZE PROGI, A MY CIĘ NAKARMIMY I KOCHAĆ BĘDZIEMY I NIE
OPUŚCIMY JUŻ NIGDY”…

W każdym bądź razie zwiększyło nam się stado domowe o suczkę rasy miks. Jakieś
dwa miesiące temu znów jakiś dupek wywalił psa, który był tak przerażony jak
widział człowieka, że podkulony ogon wychodził mu pod gardłem. Ale chyba
koczowanie w krzakach i życie bez ludzi mu zbrzydło i przeniósł się bliżej
domów. Oczywiście do naszego ogródka, bo mamy bramę z dużą szparą. No i jest
sobie w ogródku. Na początku tylko był i pozwalał się karmić, teraz jesteśmy już
zaprzyjaźnieni na śmierć i życie, tylko ja i Kocur dostąpiliśmy zaszczytu
głaskania psa. Dom dla psa już się znalazł, ale jest problem bo psa nikt inny
oprócz nas dotknąć nie może. rozpoczynamy kolejny etap kuszenia zwierza, czyli
wizyty przyszłej właścicielki uzbrojonej w pachnący kabanos….

Wczoraj wieczorek siedząc w ogródku w pewnym momencie miałam wrażenie, że zwariowałam,
bo miałam trzy psy, z czego jeden był zajęty żebraniem o kawałek sernika, drugi
próbował wąchać pierwszego pod ogonem, czego pierwszy sobie nie życzył,
próbując jednocześnie żebrać i uciekać, a trzeci Pablusem zwany próbował
gwałcić drugiego, który mu się wymykał goniąc żebrająco – uciekającą suczkę…. I
to wszystko na moim małym ganku na którym były rozłożone dwa leżaki i stał stół….

A czy ja już mówiłam, że oddałam telewizor za 20 świeżych jaj prosto od kury? No
i tak o.

środa, 13 lipca 2011

.

13 lipca 2011
Dziś imieniny Bonawentury….
Jak się to zdrabnia? Bona? Wena? Tura?
Intrygujące, zaiste. Na dyżurze wszystko może być intrygujące…..

sobota, 9 lipca 2011

.

9 lipca 2011
Wychodzi na to, że wredna suka ze mnie. I że NIE LUBIĘ zwierząt.
Kot do dziś wypomina mi, że oddałam suczkę do schroniska tylko dlatego, że szczekała. Gówno prawda, przede wszystkim dlatego, że nie możemy miec dodatkowego psa, bo za dużo by z tym wszystkim problemów było, a jej nocne szczekanie tylko decyzję o wykonaniu tego przykrego telefonu przyspieszyło.
I Kot wypomina mi, że nie zatrzymałam się przy piesku chudziku, który biegał przy ekspresówce i jak wracaliśmy to piesek już nie biegał a leżał przejechany. A gdybym się zatrzymała i zabrała go z nami to by pewnie żył…. Pewnie krótko, bo po przywiezieniu do domu pewnie Inka odgryzłaby mu głowę….
I teraz znów się okazało, że nie lubię psów, bo z premedytacją wywaliłam dziś z ogródka psa sąsiadów i zablokowałam mu możliwość przełażenia do nas kiedy tylko ma na to ochotę. A to dlatego, że pies zrobił sobie sraczyk na mojej grządce. To jakoś przebolałam,zagryzłam zęby i było dobrze. Ale jak dziś znalazłam psie gówienka na ganku, pod leżakiem na którym sobie lubię odpocząć, na którym jem obiad, na którym sączę wieczorne piwo, to stwierdziłam BASTA. Sranie na grządce jestem w stanie wybaczyć, latryny na ganku już nie.

A tak z innej beczki, to winniczki przystąpiły do składania jajek (z jajek się biorą, nie?). W każdym bądź razie wszędzie pełno winniczków, co siedzą sobie w wygrzebanych dołkach i składają jajka w stożek. O stożku wczoraj mi powiedziały dzieci. Naprawdę ignorantka ze mnie, bo nigdy nie zastanawiałam się jak rozmnażają się ślimaki… Przyjęłąm wersję Sapkowskiego, że z ślimaki z liściów mokrych się legną, bo nie ma ślimaków i ślimakowych, są tylko liście. A tu proszę, jajka, dołki….. Takie to ślimacze sprawy!

czwartek, 7 lipca 2011

.

7 lipca 2011
HA!
Ptasie mleczko dziś zostało otwarte, wczoraj byłam twarda! A dzis zjadłam tylko 2….
Ale…. Ale nie o tym miało być, a o tym, że świeci!
Normalnie wczoraj ołowiane niebo i ponurość okrutna za oknem, a dziś błękit nieba i znów wynosiłam na szufelce wścibskie słońce z kuchni.
Znów czuję, że jest lato! Jasne spodnie, cieniutka bluzka, rozwiany włos, błękitna bransoletka na nadgarstku i uśmiech w oczach.
Wprawdzie coś się chmurzy, ale miało mnie obudzić prawie bezchmurne niebo i obudziło.
Dziękuję mój Czarodzieju Dobrej Pogody :*

środa, 6 lipca 2011

.

6 lipca 2011
A czy wczoraj zarejestrował ktoś, że był dzień łapania za biust?!?! Ja
byłam w błogiej nieświadomości, całkiem niezainteresowana swym biustem, na
szczęście czujny Kot się zorientował wieczorem późnym i uczciliśmy ten dzień
godnie.
A co z dzisiaj? Dzisiaj za co łapiemy? Ja póki co za robotę…. Się łapię….

…. nawet wielbłąd czasem pije, a ja mam przerwę.
W szafce, na dolnej półce, tuż przy mojej lewej nodze stoi zapakowane pudełeczko ze śmietankowym ptasim mleczkiem Wedla. Stoi sobie i kusi, nęci, prowokuje. A ja próbuję dzielnie się mu opierać…. Żeby nie mysleć o łakociach zjadłam przed chwilką kanapkę z wędzonym łososiem. Ale średnio pomogło.
W nagrodę jak dziś go nie otworzę, zjem sobie kruche rureczki, które czekają na mnie w domu….

Oszukuję samą siebie, bo wiem, że jak otworzę to pudełko to po powrocie do domu i tak zjem rureczki….
Pffff, wiem, nie mam silnej woli. Ale jeszcze chwilkę się poopieram.