niedziela, 26 września 2010

.

.
26 września 2010
Rano pogoda zrobiła mnie w trąbę, żeby się dosadniej nie wyrazić, spuszczając na świat deszcz.  Więc ruszyłam na dyżur z pewnością, że go odwołają. W międzyczasie wyszło słońce i dyżur do 18…. No szlag! Bez śniadania, bez smakołyków, bez słodyczy, bez herbatki pysznej w termosie…. A w pizzerii dziady słuchawki nie podnoszą…
I czekam aż aloes mi palca wygryzie…. Co za niedziela….

sobota, 25 września 2010

.

.
25 września 2010
Cóż za rozpasana pogoda za oknem! A ja kolejny dzień na dyżurze….
Z placu boju:
rura naprawiona,
pokój żonkilowy,
kuchnia brzoskwiniowa,
sypialnia omc kamionkowa jesień,
wyjazd w lesie, nie mam głowy do pakowania,
samochód bez wymienionego oleju i z brudnymi szybami,
kolana rozchwiane emocjonalnie,
barki jakieś spięte i na treningu robią "żółwika"
boska jesień za oknem, boskie wschody jak i zachody słońca….

… Oto się jesień zaczęła
i nie ma komu dać w mordę…

Że tak Poetę zacytuję….

środa, 22 września 2010

fachowcy….


22 września 2010
Co jak co ale cierpliwa to ja nie jestem. Ja cierpliwa nawet nie bywam.
Staram się bywać miła, ale dziś zostałam z rana wyprowadzona z równowagi i naryczałam na fachowca. Na fachowca, który 4 tydzień naprawia nam instalację wodną. I dziś jak powiedział, że jak tak mi się śpieszy to mogę sobie kogoś innego znaleźć, po tym jak mi rozdłubał łazienkę i zabrał dupę w troki, to szlag mnie trafił i krew zalała, urosły mi ostre zęby i długie szpony. Noooo, proszę pana fachowca, tak się z Agnieszkami nie rozmawia….. Skończyło się na tym, że pan fachowiec rzucił słuchawką…. I pewnie buc nie przyjedzie. Ale jutro się zastanowię co z tym dalej robić.
Ja już mam powyżej uszu remontu i tego, że ciągle czekam na to, żeby móc się w swoim własnym domu zwyczajnie wysikać albo nalać do czajnika ZIMNEJ wody. Zimnej, bo o ile wcześniej nie było żadnej, potem zimna, potem przez moment zimna i ciepła, tak teraz jest ciepła, a nie ma zimnej…. Paranoja jakaś!
Ale za to pokój będę mieć tak żółty, że ho ho…. Jeszcze nie wiem czy to dobrze. Pomyślę o tym, jak będę mieć wodę….

Chcę już w góry :(

piątek, 17 września 2010

Bestia w ludzkiej skórze?


17 września 2010
Tytuł brzmi trochę jak z „Faktu” albo „Super Ekspresu”? No ale nic innego mi nie pasuje.
Dziś w lesie znaleźliśmy psa. W trakcie spzątania śmieci. Nie całkiem zwykłego psa. Nieżywego w zasadzie. Wypadł z jednego z worków. Najpierw wypłynęła krew, potem wypadł pies, a nastepnie pojawił się fetor.
Taki mały piesek kudłaczek. Zadźgany nożem. Albo innym jakimś ostrym narzędziem. Przynajmniej kilkanaście razy dziabnięty.
I minęło od tego czasu kilka godzin, a ja jakas taka struta chodzę. I próbuję sobie wyobrazić co ten kudłaczek musiał zrobić, że potraktowano go w taki sposób. I próbuję sobie wyobrazić kim jest człowiek, który takie coś robi zwierzęciu. Takiemu kudłaczkowi. I po raz kolejny wobec tak bezmyślnego okrucieństwa moja wyobraźnia klęka.
Mam nadzieję, że nigdy nie spotkam na swojej drodze kogoś kto tak traktuje zwierzę.
I strasznie mi smutno. Z powodu kudłaczka. I chyba jakoś tak ogólnie. Nawet prawie ukończony remont jakoś nie cieszy.
Czuję się mniej więcej tak:

….
Książka, łóżko i kubek herbaty może pomogą….

czwartek, 16 września 2010

dziura….


16 września 2010
W rurze była dziura.
Potem następna i jeszcze następna….
Sytuacja została opanowana.
A dziś wyszła kolejna dziura.
Czy juz zawsze będą mi wychodzić dziury w rurach?
Ech…. czarna dziura…..

Rogi i poroża


16 września 2010
Przedwczoraj miałam zajęcia z dzieciakami. Szkoła wiejska, raptem 63 osoby złożyły się na klasy od 1 do 6.
Dzieciaki sympatyczne i w trakcie zajęć z tymi młodszymi wypłynął taki oto fakt.
Na moje pytanie "Kto ma rogi?" dzieci wyskoczyły z jeleniami, krowami, baranami i inną gadziną, a jedna dziewczynka powiedziała, że jej babcia ma rogi…. Wytłumaczyłam o jakie rogi mi chodzi, że o rogi zwierząt, najlepiej leśnych, przy czym wykluczyliśmy z grona wszelką gadzinę od poroża, a tu mały smyk wyskakuje z hasłem "A bo mój tata to ma poroże!"… Wsypał ojca jak nic, bo na owe hasło najgłośniej śmiała się jedna pani nauczycielka… Coś jest na rzeczy?

poniedziałek, 13 września 2010

Bo grunt to grunt!


13 września 2010
Nie umiem gruntować ścian. Nie umiem i już.
Dla mnie "dolej troszkę wody i będzie git" oznacza dolać tak trochę mniej niz pół litra. I nie jest git. Bo dla mojego Ojca troszkę to jest tak ze 3 litry. I wtedy to jest git. Oooo bardzo git. A ja się nie znam i nie umiem. I mam zakaz zabierania się w chałupie za cokolwiek, coby nie spierniczyć. Plus jest taki, że zrobi to za mnie ktoś inny. W sensie, że nie spierniczy ale wykona to co trzeba…
No i tak nam z Kotem ładnie zgruntowanie poszło, że dziś im tego białego mazidła brakło, bo że niby za dużo zużyliśmy i trzeba było skrobać.
Wniosek z tego jest taki, że ja to powinnam w zasadzie leżeć i pachnieć…. Chyba zacznę się do tego stosować.
A w ogóle to wróżka powinnam zostać, bo przepowiadałam Brutkowi krótkie życie u jego pana? Przepowiadałam. I dziś widziałam małego Brutka z łapką i kadłubkiem w bandażach :( Może by go jednak ukraść po raz drugi?

sobota, 11 września 2010

.

.
11 września 2010
Przypomniało mi się rano i nie mogę powstrzymać się przed wklejeniem :D

http://www.wykop.pl/ramka/446033/tato-pokazemy-babci-jak-robimy-jezuska/

Borsuczenia czar i kanapy posiadania niezbędność


11 września 2010
Dziś wykonywałam jedną z moich ulubionych czynności. BORSUCZYŁAM!
Pogoda jak znalazł, dyżur odwołany, więc dostałam od Kota kubełek herbatki, zakopałam się w fotelu pod kocem z książką i w końcu poczułam, że żyję. Nigdzie nie muszę biec, o niczym chwilowo pamiętać, nikt mnie nie pogania, nikt nic nie chce. Z tej błogości nawet zaliczyłam drzemkę, której finał utwierdził mnie w przekonaniu, że kanapa albo sofa są w domu niezbędne i w żółtym domku taki sprzęt będziemy posiadać. Bo drzemeczkę ucinałam sobie z kadłubkiem na fotelu giętym, a z nogami na fotelu na kółkach…. Przy czym jak się przebudziłam i usiłowałam się spionizować to widowiskowo fotelik gięty był się gibnął, a ja znalazłam się na podłodze…. Na szczęscie nikt orócz Kota Łobuza  nie widział….
Teraz boli mnie zad. Jak zresztą wszystko inne, bo trzeci trening uświadomił mi, że nie dość, że krzywa to kompletnie nierozruszana jestem….

piątek, 10 września 2010

Jak pieska Brutka ukradłam…


10 września 2010
… ale potem oddałam.
A było to tak.
Wracam sobie dziś z pracy, jadę sobie jadę, a tu samochód przede mną, na zakręcie, prawie potrącił szczeniaczka. Szczeniaczek czmychnął na chodnik, po czym chciał zostać przejechany przeze mnie.
Zatrzymałam się. Wzięłam psiaka ściągnęłam z jezdni, zaczął mnie radośnie podgryzać. I co dalej? W pobliskim domu nikt nie otwiera, psiak znów gdzieś na drogę się wybiera, samochody jeżdżą… Oczywiście awaryjny telefon do Kota, że znalazłam szczeniaczka, że co ja mam zrobić, że nie chcę go zostawić, ale nie chcę go komuś ukraść. Kota decyzja błyskawiczna – bierz szczeniaczka, Pablusek się ucieszy!
Pablusek i owszem, ale Inka to już niekoniecznie, a teście jak wrócą to wprost oszaleją ze szczęścia…. Ale szczeniak myk do bagażnika, ja za kierownicę, jedziem!
Dojechalim, szczeniaczek zaprzyjaźnił się od razu z Pablusem, a my dostaliśmy zgryza z serii I CO DALEJ? Zaraz wyjeżdżamy, powrót szykuje nam się na 21, a tu mały psiak.
Spakowaliśmy psiaka do samochodu i jedziemy pod ten dom gdzie nikogo nie było, a w pobliżu którego szczeniaczek się pałętał.
Dzwonię. Nic. Wróciłam do samochodu, przejęłam na kolana szczeniaczka, poszedł Kot. I Kot spotkał pana, który powiedział, że szczeniaczek jest jego. Szczeniaczek to Brutek i musiał wyjść jak pan był w pracy. Trochę to szemrane tłumaczenie, pan w ogóle się średnio przejął tym, że Brutka o mało co znów prawie rozjechało, Brutek nie wykazał dzikiej radości na widok pana, pan nawet spytał czy my aby Brutka nie chcemy…. Hmmm…. Stanęło na tym, że pan z Brutkiem oddalili się do domu, pan nam bardzo podziękował i tak o.
Ale z podejściem pana to ja Brutkowi długiego, szczęśliwego życia nie wróżę :( A taki fajny Brutek….

czwartek, 9 września 2010

skojarzeń czar


9 września 2010
"I Pani pieści to nowe gniazdko, bo mam w planach nawiedzić lustracyjnie."
No i proszę się przyznać co się komu do łba nasuwa czytając to niewinne zdanie? ;)
Tak, tak Świntuchy, do Pana też mówię, Proszę Pana :)

wtorek, 7 września 2010

.

.
7 września 2010
AAAAAAAAARGH!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mam ochotę coś zniszczyć. Najlepiej jednego takiego lekarza. Tak wziąć i wydłubać mu oko, wykręcić rękę, ugryźć w palec, utopić, wyrzucić przez okno, opluć choćby….
Odbić stamtąd Kota i uciec jak najdalej stąd!!

poniedziałek, 6 września 2010

.

.
6 września 2010
Dzisiejszą notkę poświęcam literce "z" jak "za wąski garaż mam i nie umiem z niego wyjeżdżać".
Bo tak to jest jak architekt z budowlańcem zaprojektują dom na zadupiu z jednym mikrogarażykiem na jeden mikrosamochodzik i mikromiejsce z boku domu na to, żeby przy wjeżdżaniu tam lub wyjeżdżaniu mieć jedyną i niepowtarzalną szanse wpieprzenia się w drzewo lub w rurkę od gazu…..
Dziś musiałam wziąć Toyotę Teścia i najpierw się spóźniłam, bo się grzebałam, potem się bardziej spóźniłam, bo szukałam dokumentów, a najbardziej się spóźniłam jak Toyocie zgięło się lusterko do tyłu i nie chciała wyjechać z garażu….
Ech…. Nie lubię obcych samochodów w za wąskich garażach….