13 czerwca 2012
Obudziły mnie Twoje dłonie, leniwie
wędrujące po moim biodrze i zakradające się jak kot pod koszulkę.
Zaraz potem usłyszałam jednostajny szum i moją pierwszą myślą
było "znów w Bieszczadach pada…". Drugą, że może
jednak powinieneś te dłonie zabrać, bo to chyba nie wypada,
jeszcze kogoś obudzimy. Trzeciej myśli już nie było, ciało
zareagowało po swojemu, w nosie mając co myśli rozum. Zaplątana w
Twoje nogi, ręce, język słuchałam mimochodem jak szum deszczu
wciąż narasta, zadziwiona tym, że można szumieć jeszcze
bardziej. Gdy wszedłeś we mnie niebo za oknem rozdarła błyskawica,
a prawie jednocześnie nad domem przetoczył się grzmot…
Burze
- ta domowa i te bieszczadzkie – brzmią tak samo. Zwłaszcza jak
wyrwana ze snu nie do końca kojarzę, że już wróciłam, że
Bieszczady zostały ponad 400 km stąd….