piątek, 30 grudnia 2011

o tym, że Javier Bardem niezły jest!


30 grudnia 2011
Tak mi jakoś dzień przecieka między palcami. Próbuję go jakoś łapać, ale się wyślizguje. Jak ślimak. Albo węgorz. Nie żebym kiedys trzymała w ręku węgorza ale tak by pewnie zrobił. Znaczy się wyślizgiwał.
Ja już pewnie wspominałam o tym, że pan reklamujący Gripexa Maxa, jest całkiem całkiem? No to po nim, a w zasadzie równolegle jest pan z Hortexu.
Za to wczoraj wieczorem przypomniało mi się, że już wiem czemu lubię wracać do filmu Vicky Cristina Barcelona. Nie dlatego, że lubię Allena, nie dlatego, że uwielbiam klimat rodem z Almodovara. Dla niego! Javier Bardem! On nie jest przystojny. On ma to COŚ. Dlatego wczorajszy wieczór spędziłam w doborowym towarzystwie, z nudzącym się Kocurem obok. Nie rozumiem go. Tzn, rozumiem że pan Berdem go nie pociąga, ale mógł sobie popatrzeć z ożywieniem na Penelope Cruz. Jak dla mnie ona też ma to COŚ. A on nic.
Ja nie wiem, może ja jestem uniwersalna i wyłapuję COSIE zarówno u facetów jak i u kobiet. No w każdym bądź razie fajny to był wieczór.

… jutro nie sprzątam, podobno sprzątanie w ostatni dzień roku powoduje wymiecenia szczęścia z domu. Bądźmy przesądni, w końcu wielcy ludzie żyli w brudzie, a u nas nie jest źle, bo sprzątałam wczoraj.

środa, 28 grudnia 2011

o tym, że nie jest dobrze kiedy jest źle


28 grudnia 2011
Czy naprawdę nie mogłoby być kilku, słownie KILKU dni, względnego spokoju świętego, kiedy wiadomości dziwne, złe, nieprzyjemne albo trafiają w pustkę albo gdzieś indziej, tylko nie do mnie? Naprawdę tak się nie da? Naprawdę wymagam aż tak wiele?

… przykrości to zwierzęta stadne…

wtorek, 27 grudnia 2011

o krajowym rejestrze dłużników, biuście i neostradzie


27 grudnia 2011
Zapomniałam z tego wszystkiego wspomnieć, że w drodze na wigilijną kolację ciśnienie podniósł nam nasz ubezpieczyciel, firma powszechnie znana i chyba bardzo często wybierana. Otóż by nas wprowadzić w świąteczny nastrój przysłał nam tuż przed świętami ponowne wezwanie do zapłaty, której niezrealizowanie zakończy się wpisaniem nas do Krajowego Rejestru Dłużników. Kwota z dupy wzięta, jakieś 130 zł plus już odsetki, bo mieliśmy ją zapłacić rok temu. Również rok temu dostaliśmy też takie wezwanie, zostało to wyjaśnione, okazało się, że to niedopatrzenie ubezpieczyciela i zapomnieliśmy o sprawie. Przypomniano nam w Wigilię. Mamy już opłacony kolejny rok ubezpieczenia, a tu proszę, wylazła znowu ta zeszłoroczna sprawa. Dziś Kocur tam zadzwonił, miał ochotę komuś nawtykać, ale pan był nad wyraz uprzejmy. Uprzejmy nie znaczy pomocny, nasz ubezpieczyciel ma im wysłać jakieś potwierdzenia wpłat z zeszłego roku, oczywiście wszystko zostanie wyjaśnione, oczywiście ten KRD to tak na wyrost, oczywiście niech się państwo nie martwią, oczywiście to się więcej nie powtórzy.
Oczywiście nie zdziwię się jak za rok znów dostaniemy wezwanie do zapłaty. Się samo ciśnie na usta "Niezły tu macie burdel, siostry…"
Biopsję robiło mi dziś dwóch lekarzy, żaden nie miał fartucha, mam podejrzenia, że to mogli być malarze pokojowi albo jacyś pracownicy serwisu. No trudno, świetnie, najwyżej pokazałam biust i pozwoliłam się obmacać dwóm malarzom. Jak wyników nie będzie za 2 tygodnie to wtedy się speszę.
A internetu przyzwoitego na razie mieć nie będę, w najlepszym przypadku do piątku, bo superfachowcy, którzy ocieplali budynek ucięli kable od łącza i je ocieplili…. Jakaś paranoja lekka.

A choinka jest śliczna, cudna, ale czemu do jasnej anielki kapie mi żywicą na wykładzinę?!?!?! Mści się chabaź jeden za ścięcie czy jak?

niedziela, 25 grudnia 2011

refleksja świąteczna na temat czapli


25 grudnia 2011
Dzisiaj jak jechaliśmy do teściów to przeleciała tuż nad nami czapla. I tak sobie pomyślałam, że ona nawet jak leci to wygląda jak jakiś cwaniaczek, krętacz, drobny oszust. Bo jak stoi to wypisz wymaluj jakis chachmęŧ albo szpieg z Krainy Deszczowców przynajmniej. Okazuje się, że lata równie szpiegowsko i cwaniakowato.

Za to karpik świąteczny palce lizać, ściany mazać!

sobota, 24 grudnia 2011

Opowieść Wigilijna


24 grudnia 2011
Udało się ze wszystkim zdążyć.
Na dziś zostało tylko kilka drobnych rzeczy do zrobienia i mamy Święta :)
Właśnie sączę sobie poranną, wigilijną kawę, a tuż obok sosna czarna szturcha mnie igłami. Śliczna jest.
Wczoraj jak ją ubierałam to za oknem zaczął sypać śnieg.
Za to dziś za oknem panuje powszechna zgnilizna, śnieg prawie w całości stopniał, mży i jest parszywie.
W drodze do Rodziców będę sobie mogła pooglądać smutne Mikołaje z mokrymi, smętnymi worami.
Ale nic to, Święta mamy.
Nie pozostaje nic innego jak powiedzieć odwieczne Wesołych Świąt :)

środa, 21 grudnia 2011

o cudzie niejako


21 grudnia 2011
Przypomniałam sobie jak to o tej porze wyglądało w zeszłym
roku. Dom wyglądał jak po przejściu huraganu, bo nie mieliśmy jeszcze szafy
wielkiej i łóżka, wszelkie rzeczy były poukładane w walizach pod ścianą, a za łóżko
służyła nam kanapa w dużym pokoju, której z braku czasu i ochoty nie
składaliśmy na dzień, więc nasz pokój – szumnie nazwijmy go pokojem dziennym, a
co sobie będę żałować – wyglądał jak połączenie garderoby z sypialnią. Katar
zalewał mi oczy, a skronie łupały kiedy piekłam pierniki, lepiłam uszka i
pierogi. Z tego wszystkiego nie zdążyłam z drzewkiem świątecznym i mieliśmy
sztucznego małego chochoła.  W Wigilię, rano nafaszerowałam się prochami na zbicie gorączki i pojechałam w biegu kupowaćprezenty. Na pomysł ten wpadło pół Sląska, więc koszmarnym było to wydarzenie.
Z nerwowych zakupów pojechałam prosto do Rodziców po karpie i złożyć im
życzenia. Stamtąd pędem na Łysą Górę, zapakować prezenty, zapakować Kocura i
Pablusa do samochodu i na Wigilie do teściów. A tam, pod koniec kolacji prochy
przestały działać i zwyczajnie ścięło mnie z nóg. Taaak, to były niezłe święta.

A teraz? A teraz marazm panie, marazm i nuuuuda. Prezenty
są, czekają tylko na opakowania. Choinka jest, czeka w komórce. Pierniczki
upieczone, udekorowane, czekają w słojach i rozsiewają subtelny zapach. Szynka
w spiżarce, czeka na ugotowanie. Produkty do barszczyku i uszek pewnie czekają
grzecznie w bagażniku hjundka i przyjadą do domu razem z Kocurem, który dziś
realizował Misję – Zakupy. Lampki na choinkę działają. Dziś robię farsz do
pierogów i uszek i piekę cynamonowe ciasteczka. Jutro robię uszka i pierogi.
Pojutrze gotuje szynkę i robię barszczyk. Rybę podprowadzę od Rodziców.

No naprawdę. W Wigilię pozostanie pomalować mi sobie
paznokcie. U stóp też, taka będę ekstrawagancka i odrobiona przed czasem.

niedziela, 18 grudnia 2011

ot tak…


18 grudnia 2011
W domu unosi się od kilku dni zapach pierników. Wydziela go 328 pierniczków i miodowych ciasteczek. Pachnące, pokryte cytrynowym lukrem i kolorową posypką, na niektórych pysznią się penisy namalowane cukrowymi pisakami przez Kota. W komórce czeka choinka, a pod oknem stoi pusty stojak, przycupnął w oczekiwaniu na połączenie z zielonym, pachnącym drzewkiem.
Znaczy się Święta idą.
Tylko śniegu brak. Dziś wczesnym rankiem była śnieżna zadymka, ale jak popołudniu wracałam to już nie było po śniegu śladu.
Znaczy się białe święta wcale nie są takie pewne. Ale nie od dziś wiadomo, że jedynymi pewnymi rzeczami w Święta jest nieśmiertelne "Last Christmas" Wham oraz to, że w Boże Narodzenie będzie Kevin w telewizji….

piątek, 16 grudnia 2011

Refleksje na dziś


16 grudnia 2011
1. Kiedy obcy buc łapie cię za tyłek, a Ty dajesz mu w pysk spodziewaj się, że będzie miał pretensje z serii "ale za co".
2. Kiedy pies sąsiada wpada na twój samochód, następnie wsiada do obcego samochodu i pozwala się gdzieś wywieźć na kilka dni, po czym zostaje przywieziony z powrotem aczkolwiek niechętnie, wiedz że sąsiad pożali się całemu światu, że potrąciłaś mu psa, że jeździsz za szybko i że w końcu potrącisz jakieś dziecko.
3. Kiedy przywozisz komuś za darmo choinkę, której się naszukałaś jak głupia po lesie, to obdarowany choinką będzie wybrzydzał i narzekał, że to nie jest jodła koreańska i że to się na pewno obsypie jeszcze przed świętami, zamiast zwyczajnie powiedzieć dziękuję.

Kurwa, czemu od kilku dni mam wrażenie, że otaczają mnie jacyś koszmarni ludzie?

czwartek, 15 grudnia 2011

o roztargnieniu niejakim


15 grudnia 2011
Chyba muszę zwolnić.
Dziś po powrocie z pracy w jednym garnuszku miałam chrupki dla kota, a w drugim słonecznik dla ptaków i szłam nakarmić tym zwierzynkę. Doszłam do karmnika i zorientowałam się, że próbuję wsypać ptaszorom kocie chrupki. Wróciłam czem prędzej na ganek chałupki a tam na murku, nad miseczką pełną ziarna siedział Pan Kot z wymowną miną "i czego mnie tu babo nasypałaś"….
Dobrze, że do pierników nie wsypałam soli zamiast cukru….
Niech ktoś zatrzyma wreszcie świat…

sobota, 10 grudnia 2011

o intymności w służbie zdrowia


10 grudnia 2011
Wczorajsza wizyta u chirurga zakończyła się uzyskaniem skierowania na biopsję. Nic nowego. Lepsze to niż poharatanie mi biustu i pozostawienie na nim blizn. W swojej naiwności pomyślałam, że być może uda mi się to załatwić nawet tego samego dnia, panie w rejestracji powiedziały mi, żebym spróbowała w przychodni przyszpitalnej. Wsiadłam w hjundka i po chwili byliśmy pod szpitalem. Swoją drogą remontowali drogę do szpitala, dalej w sumie remontują i zrobili ją tak wąską, że dwa duże samochody będą miały problem żeby się minąć. A rondo jest chyba przeznaczone dla smartów. No ale wchodzę do tego szpitala, lekko zagubiona, poczekalnia pełna ludzi, jak to w poradniach bywa, podchodzę do rejestracji i pytam panią czy jest możliwośc wykonania u nich biopsji piersi. Pani popatrzyła na mnie i mówi, że ona to nie wie. Ale w ogóle czemu chcę to zrobić. No to tłumaczę, że chirurg, że skierowanie, że w tamtej przychodni nie mają wolnego terminu, że skierowali mnie do poradni przyszpitalnej. Pani łypie na mnie podejrzliwie i zauważa przechodzącą korytarzem pielęgniarkę. Wychyla się przez okienko i krzyczy na cały korytarz: "Irenka, czy pani może u nas wykonać biopsję guza piersi?!?!?!"… Oczy oczekujących w poczekalni osób skupiają się na mojej osobie i czekają co też wywrzeszczana Irenka odwrzeszczy. Irenka jednak postanawia nie wrzeszczeć i podchodzi, rzuca okiem na skierowania, fuka "przecież to od tych z Alei" i mówi, że niestety nie, bo żebym mogła to musiałabym mieć skierowanie na biopsję od tutejszej poradni chirurgicznej lub onkologicznej. A żeby dostać się do którejś z tych poradni to muszę mieć skierowanie od lekarza rodzinnego, bo skierowanie od "tych z Alei" się tu nie liczy. Kurczę, nie ma to jak być w obozie wroga… Najbliżej siedzący ludzie z zainteresowaniem przysłuchują się rozmowie i mam wrażenie, że oczami przewiercić chcą mi piersi, żeby dostrzec tego GUZA.
Skoro potrzebuję mnóstwa skierowań do kilku lekarzy, żeby móc mieć wbitą igłę i pobraną próbkę, do tego 50 km od domu, to grzecznie dziękuję paniom za informacje i odprowadzana wzrokiem całej poczekalni oddalam się wraz ze swoim GUZEM.
Oddalałam się z lekkim uśmiechem na ustach i lekkością na duszy, bo jakby to było gdybym przyszła np z hemoroidami, kiłą albo opryszczką na wardze. Dolnej.

czwartek, 8 grudnia 2011

o parze staruszków


8 grudnia 2011
W przychodni u lekarza mnóstwo ludzi. Jeden pan czyta gazetę, młody chłopak ze słuchawkami na uszach wystukuje obcasem o podłogę jakiś szybki rytm, młoda dziewczyna zażarcie smsuje. Na jednym z krzesełek siedzi starsza pani i nerwowo się rozgląda. Kilka minut wcześniej zostawił ją tam samą starszy pan. Na ich serdecznych palcach widać było grube, złote obrączki.
Po chwili pan wraca i jedna z siedzących w pobliżu drzwi kobiet mówi do niego, że żona go wypatrywała. Pan szybciutko podchodzi do swojej żony i dopytuje się czy wszystko w porządku i dlaczego go tak wypatrywała. Nachyla się nad nią i delikatnie głaszcze ja po siwych włosach. Ona cichutko mówi, że chciałaby do toalety, na co on pomaga jej się podnieść i podtrzymując jej ramię znikają w toalecie. Potem zajmują miejsca obok siebie, pan cały czas trzymając żonę za rękę drugą próbuje niezdarnie przerzucać kartki w gazecie.
Razem wchodzą do gabinetu, a po wyjściu pan troskliwie pomaga założyć swojej żonie sweterek, delikatnie wyciąga na wierzch i układa równiutko koronkowy kołnierzyk białej, haftowanej bluzki, następnie otula jej szyję szalem i pomaga założyć płaszcz. Zapina guziki, jeden po drugim, zakłada zgrabny, filcowy kapelusik na głowę małżonki po czym z uśmiechem oboje mówią "Dobranoc państwu" i trzymając się za ręce wychodzą. W przychodni pan, który czytał gazetę wszedł do gabinetu, młody chłopak nadal sobie wystukiwał butem rytm, a dziewczyna od smsów dostała pewnie miłą wiadomość, bo uśmiechała się do małego ekraniku i dalej zażarcie stukała w klawisze czarnej Nokii. A ja stałam tam, czekając na swoją kolej, z lekko wilgotnymi oczami, bo patrząc na tą parę, która właśnie wyszła pomyślałam, że też mając tyle lat co oni chciałabym mieć koło siebie kogoś kto z taką czułością pogłaska mnie po siwych włosach, kto otuli szalikiem moją pomarszczoną szyję i będzie się upewniał, próbując mi zajrzeć w oczy, że wygodnie siedzę i że nic mi nie potrzeba.
Niby takie mało znaczące gesty, ale wrażenie zrobiły na mnie nieziemskie….

wtorek, 6 grudnia 2011

o uzależnieniach i ogólnym podenerwowaniu


6 grudnia 2011
Tydzień internetu w domu nie było, a mnie się już ręce trzęsą bo nie wiem co najpierw mam sprawdzić, skoro łotr wrócił… Bożesztymój, uzależniłam się od tego dziadostwa i tyle.
Jedno co do sprawdzenia odpada to prognoza pogody na weekend. Miały być Tatry, nie będzie Tatr. I tak to proszę Państwa jest, sobie zaplanuję, sobie wpiszę w kalendarz, się ucieszę, czołóweczkę nabędę, przy czym głosy rozsądku – mój i Dronki – stwierdzą, że dupy to nam moknąć mogą i owszem, ale może nie w grudniu, a poza tym pierdylion porzuconych spraw ważkich czkawką by nam się odbił w niedzielny wieczór. Więc skoro Tatry penisem nie są to jeszcze trochę postoją. A jeśli w ten weekend pogoda będzie tam jak brzytwa to…. to jej nie będę sprawdzać. Wystarczająco jestem wkurzona tym wszystkim co się ostatnio dzieje.
Napisałabym brzydziej, ale potem się okazuje, że na mój blog ludzie z sieci trafiają, szukając u wuja Gugla np "koński penis"… albo "facet z długim penisem"…. Więc jak jeszcze zacznę pisać brzydkie wyrazy to już wogóle agulec będzie się kojarzył z penisami i rzucaniem mięsem, niekoniecznie cielęcinką. Swoją drogą zafascynował mnie ten koński penis, bo chyba nigdy o takim nie pisałam…. No to jeśli to była pomyłka, to teraz już na pewno można mnie w sieci z końskim penisem skojarzyć.
Mamy dziś Mikołajki, tak? Poproszę rózgę, najlepiej na gołodupę, bo grzeczna byłam, może mi się odmieni, bo nudne to to się robi.
A poza tym to pleśń i zgnilizna, mam niegrzecznego psa, nieobecnego Kota, śliski chodniczek w ogródku i brak pomysłów na świąteczne prezenty.