czwartek, 30 stycznia 2014

Wyższy poziom rozkojarzenia


30 stycznia 2014
Dzisiaj przypomniało mi się z rana, że póki pamiętam schowam Psa do domu i go nakarmię o przyzwoitej godzinie, a nie w południe.
Wystawiam głowę na mróz i wołam. Nic. Za to usłyszał Pan Kot i słyszę, że się gramoli przez płot. No to zarzuciłam kurtkę na piżamę, chwyciłam torbę z kocimi chrupkami, wychodzę na ganek i sypiąc kotu jedzenie jednocześnie wołam Psa. Wołam i wołam, nic. Wkurzona mruczę pod nosem coś na temat głuchoty psiej, o niesubordynacji, jednocześnie zastanawiając się kto go mógł ukraść.
Przy czym zła wchodzę do domu a pod drzwiami siedzi zaaferowany Pies, który słyszał zapewne jak się wydzieram do niego na dworze, a nie mógł biedak wyjść z domu…

wtorek, 28 stycznia 2014

Poranne dialogi


28 stycznia 2014
Zarys sytuacji: próbuję sobie zrobić herbatę i posmarować chałkę masłem, Panna M. została odłożona do wózka i na przemian uśmiecha się do zawieszonych zwierzątek albo marudzi.
Ja, pochylając się nad brzdącem: czy ja mogę sobie zrobić śniadanie?
Panna M.: ostentacyjnie wypluwa smoczek i robi z ryjka klasyczną podkówkę
Ja: no dobrze, mogę nie jeść, ale wtedy musisz liczyć się z tym, że umrę i będziesz półsierotą
Panna M.: promienny uśmiech i radosne wierzganie nóżkami…

Kurtyna.

niedziela, 26 stycznia 2014

o uśmiechach


26 stycznia 2014
P – rozżalony: ona się w ogóle do mnie nie uśmiecha..
Ja: do mnie też nie
P: ale wtedy* się uśmiechnęła
Ja – powątpiewając: a już sama nie wiem, może to był tylko gaz w jelitkach…
P – z przekąsem: taaa, chyba Cyklon B

Mała jak już się śmieje to najczęściej do sufitu, do poduszki, do parapetu w łazience, do ścianki wanienki…. Dopiero malutkie dziecko uświadomi ci jakie zarąbiste masz ściany i sprzęty w domu….

piątek, 24 stycznia 2014

Wiedz, że coś się dzieje!


24 stycznia 2014
Chyba zaczął się proces wyżerania mi mózgu przez hormony i zastąpienia go papką z kaszki manny, bo albowiem gdyż. Mała jest posiadaczką pieluch tetrowych, sztuk dwie, we wzorek z wesołym pieskiem z kostką. No i Mała sobie je, pieluszkę ma poobtykaną w miejscach strategicznych wokół ryjka, na wypadek ewentualnych awarii i przecieków, a ja dość bezmyślnie ale z lekką nutą sympatii wgapiam się w ten ssący ryjek i co ja pacze? Ano widzę, że trawka przy piesku jest niebieska! I tak sobie myślę, że to jakiś idiota wymyślił, niebieska trawka! A potem trzeba będzie dziecku tłumaczyć, czemu trawa ma kolor zielony ewentualnie suchy… Mała je, ja rozmyślam nad głupotą niebieskiej trawy i dopiero o dłuuuuugiej chwili zauważam, że piesek jest równie wesoły co… zielony!
I tak o drodzy Państwo, podobno mamy piątek, dzień dobry :)

czwartek, 23 stycznia 2014

kurde…


23 stycznia 2014
No i stało się. W sensie, że zima. Jest śnieg, jest mróz, jest ślisko. Płyn do spryskiwacza zimowy, do – 22 stopni, zamarza na szybie przy – 7, się jedzie na oślep, się wie, że to nieodpowiedzialne, dziecię można osierocić, cóż ono będzie jadło, ale się jedzie pomalutku wiejską dróżką, a nawiew na czwórce czapkę z łba zrywa. I się dojeżdża i szyba rozmarza….
A droga jak zebra – raz czarna raz biała, na szyby pryska błotem lub solą. Żadna opcja nie jest mile widziana, bo wszak płyn zamarza.
I dlaczego tak, ja się pytam? Komu wadziła czarna droga i płyn letni w spryskiwaczu? No komu? Mnie na pewno nie…

sobota, 18 stycznia 2014

Zła matka


18 stycznia 2014
Dzisiaj w nocy był pierwszy, poważny kryzys. Mój kryzys. Po karmieniu Mała zasnęła, odłożyłam ją do łóżeczka, obudziła się. Uspokoiłam, zasnęła, odłożyłam, zaczęły się problemy z brzuszkiem, obudziła się. Uspokoiłam, zasnęła, odłożyłam, dostała czkawki. Uspokoiłam, nakarmiłam, zasnęła, odłożyłam, obudziła się. I już zasnąć nie chciała… I pierwszy raz ją odłożyłam płaczącą, a ja się położyłam, bo czułam, że jeszcze chwila i ze zmęczenia nie ręczę za siebie. Uspokajaniem zajął się P., a moje zmęczenie zagłuszyło wyrzuty sumienia… Tyle, że ja od rana bujam się z poczuciem winy, wyrzutami sumienia, że ją zostawiłam w tym łóżeczku nieuspokojoną, że nie nadaję się na matkę, że jestem zła i podła i że generalnie do dupy z tym wszystkim…
Źle się ten dzień zaczął…

piątek, 17 stycznia 2014

Uśmiechnij się :)


17 stycznia 2014
Wczoraj. Godzina – kilka minut przed północą. Mała nie śpi, bo co uśnie to ją coś w brzuszku uwiera i po spaniu. My nie śpimy również – P. jeszcze, ja już. Jestem kompletnie nieprzytomna i w głowie pomału lęgnie się plan komu by rzyć skopać za to, że tak durnie obmyślił działanie układu pokarmowego niemowląt. I gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że jeszcze kilka minut tych lamentów i wezmę uduszę… A potem się zapłaczę z nieszczęścia, ale trudno świetnie, teraz nie wyrabiam.
P stoi sobie z Małą, Mała źlamda i się pręży cała, podchodzę, żeby ją zabrać na chwilkę, a tu lamenty i żale cichną, wielkie oczyska wgapiają się we mnie i nagle Mała obdarza mnie najcudniejszym bezzębnym uśmiechem na świecie. Drugim świadomym.
Plan duszenia legnie w gruzach, uwielbiam ją jeszcze bardziej, choć wydawałoby się, że bardziej się nie da…
Mała Cholera wie jak mnie podejść ;)

poniedziałek, 13 stycznia 2014

O tym jak nie wylałam dziecka z kąpielą!


13 stycznia 2014
Dzisiaj od 6:20 do 21:30 ostałyśmy się same we dwie i Pies na gospodarstwie, bo P. wrócił do pracy. Mała dzisiaj postanowiła w ciągu dnia nie spać prawie wcale, ale na szczęście wpadli moi rodzice i udało mi się zrobić kilka rzeczy niecierpiących zwłoki.
Rodzice pojechali, nadszedł wieczór i czas kąpieli… Zawsze kąpaliśmy razem z P., więc przejęta byłam niezwykle, zwłaszcza, że mam małą dłoń i niepewnie się czuję trzymając ją w wanience.
A tu proszę, pełen sukces! Kąpiel chyba jej się podobała jak zawsze, wycieranie i zabiegi pielęgnacyjne zniosła bez szemrania i co dziwne – nawet ubieranie przebiegło bez nerwów i zniecierpliwienia! Dopiero przy zapinaniu śpiworka dała znać, że bufet mógłby się pospieszyć ;)
Dumnam z siebie niebywale!

niedziela, 12 stycznia 2014

1 miesiąc!


12 stycznia 2014
Dokładnie miesiąc temu na świat wyjrzała Mała. Calutki miesiąc, a ja mam wrażenie, że jest od zawsze.
To był dobry miesiąc. Nie wiem czy to zasługa mojego nastawienia się jak na wojnę czy trafił nam się niezły egzemplarz, ale nic mnie nie rozczarowało, nie wprawiło w przerażenie, nie chciałam oddać Dziecia Cyganom ani sama wyskoczyć przez okno.
Za to każdego dnia uczę się rozumieć Jej potrzeby, odróżniać płacz, rozpoznawać kiedy boli brzuszek a kiedy trzeba jeść albo przewinąć.
Każdego dnia zakochuję się w niej coraz bardziej, nie mogąc uwierzyć jak szybko rośnie, jak się zmienia.
A dziś oprócz miesiąca „świętujemy” noc przespaną w łóżeczku – od 20 do 7!

sobota, 11 stycznia 2014

Home sweet Home


11 stycznia 2014
Wczoraj wróciliśmy do domu z wywczasów u teściów. Prawie 2,5 miesiąca nas nie było.
Panuje chaos, ja dziś będę pewnie chodzić po ścianach i warczeć i gryźć, bo Mała miała spać w łóżeczku. I w sumie nawet się udało, wymiękłam dopiero przed 5 rano, kiedy ona całkiem rozbudzona nie chciała ponownie zasnąć, a ja zasnęłam z głową na ramie łóżeczka i owa głowa mi spadła, a rama boleśnie wbiła się w gardło. Skubaniec, jak tylko znalazł się w łóżku zasnął jak zabity… Zresztą ja też… Ale kilka godzin w łóżeczku ma za sobą. Dzisiaj będzie replay…
A poza wszędobylskim burdelem, mnóstwem rzeczy do rozpakowania to dobrze być w domu :)

wtorek, 7 stycznia 2014

13* chaotycznych myśli, które chciałabym zapisać


7 stycznia 2014
1. Cesarskie cięcie nie jest takie straszne, albo to ja goję się jak pies i regeneruję dość szybko.
2. Z sali operacyjnej zapamiętam:
- zimne światło lamp nad głową
- rozmowę lekarzy, którzy mnie szyli. I jak jeden z nich rzekł był do drugiego „tu uważaj, bo amputujesz macicę!”… I moja myśl niewypowiedziana „uff, macicy szkoda, ale lepsze to niż amputacja pęcherza!”
- słowa pielęgniarki „niech się pani nie denerwuje jak poczuje pani takie bardzo dziwne uczucie w brzuchu, to wtedy jak będą wyjmować dziecko… oj, za późno pani powiedziałam, już wyjęli!”… poczułam owo dziwne uczucie, pomyślałam, że ją wyjmują, nie zdążyłam się zdenerwować.
- pierwszy krzyk Małej i jej maleńkie ciałko, które położyli mi na piersiach, jednocześnie trzymając mi głowę, żebym jej nie podnosiła, swoje unieruchomione ręce, którymi nie mogłam jej przytulić i świadomość, że od tego momentu świat już nigdy nie będzie taki jak kiedyś
3. Ze szpitala zapamiętam przede wszystkim:
- cudowne położne,
- niemożność dosięgnięcia do dzwonka w ścianie,
- rzeczowych i miłych lekarzy,
- nieziemski smak wody mineralnej kilkanaście godzin po operacji,
- smak świeżej bułki z masłem i plasterkiem wędliny – pierwszy posiłek „stały” po operacji
- buca szpitalnego.
4. Mała jest najcudowniejszą istotą na świecie.
5. Kilka dni po powrocie do domu jak leżała na łóżku to upadła na nią pusta butelka plastikowa po wodzie mineralnej i korkiem uderzyła ją w główkę, kiedy ona spała. Wtedy przekonałam się, że naprawdę pocałowanie bolącego miejsca przez matkę działa cuda i jest najskuteczniejszym lekiem na świecie.
6. Świadomość, że Mała uważa mnie za swoją integralną część jest przerażająco – wprawiającawdumę.
7. Nienawidzę swojej bezradności, kiedy boli ją brzuszek i prawie nic nie pomaga.
8. Cudowne jest życie bez zgagi, bez bólu bioder, cudownie jest móc oglądać swoje podwozie, bez problemu obciąć sobie paznokcie u nóg!
9. Przypomniało mi się co to znaczy ból głowy…
10. Dieta matki karmiącej i uważanie na to co jem jest torturą.
11. Faceci mogliby się uczyć od noworodków tego co można zrobić z kobiecymi brodawkami, bo najwyraźniej na starość albo zapominają albo są zbyt mało kreatywni…
12. Miny dziecka to coś niesamowitego!
13. Mam wrażenie, że mam ją od zawsze, a to przecież niecałe 4 tygodnie!

* – najpierw zapisałam, potem policzyłam

piątek, 3 stycznia 2014

:)


3 stycznia 2014
Pogoda jak na wiosnę, a przecież mamy styczeń! Ale słońce, niebo błękitne i dość wysoka temperatura wygoniły nas dziś na pierwszy spacer z Małą. Do dziś była tylko wystawiana w otwartym oknie, a dziś pojechała w swoim zielonym wózku. Spacer był rodzinny, nawet Pies się załapał i o dziwo nie protestował przed smyczą. P. szedł z Psem, a ja powoli sobie szłam z wózkiem. mój pierwszy spacer od bardzo dawna…
Szłam sobie powoli, Mała spała grzecznie, a ja uśmiechałam się sama do siebie i do swoich myśli. Bo kto by pomyślał, nie tak dawno temu, że będę pchała przed sobą wózek, a w nim będzie sobie spała najważniejsza dla mnie Istota, a ja z tej prostej czynności będę czerpać radość…
Świeże powietrze najwyraźniej uderzyło mi do głowy, bo chce mi ją teraz rozerwać…