niedziela, 31 października 2010

.

31 października 2010
Jak ja kocham zmianę czasu z letniego na zimowy! Ale tylko rano.
Wstałam ci ja bez przymusu i całkiem rześka przed 8 (HA! w wolny dzień takie cuda to się rzadko zdarzają!). Z racji tego, że wczorajszy pieczony chleb wziął sie zbiesił i do kosza poszedł to Kot wsiadł w samochód i pognał do Dabrowy po zaczyn ratunkowy, a ja niespiesznie zbieram się do wyjścia do ogródka i podjęcia walki z liściami od wierzby…. Żmudna to będzie walka, bo liście ciągle są NA wierzbie a nie POD…. A jak to mi nie wyjdzie to zardzewiałym śrubokrętem powydłubuję sobie chwasty z chodniczka, a co! Wszak mam tyyyyyleeeeeeeeeee czasu i piękną pogodę do dyspozycji!
A zmianę czasu lubię tylko rano, bo wieczorem padnę na pysk pewnie już o 19-stej pod pobłażliwym spojrzeniem Kota….
No najwyraźniej mam naturę kury – lubię grzebać w ziemi i chodzić wcześnie spać…. Pfffff, gorsze rzeczy się ludziom zdarzają…..

poniedziałek, 25 października 2010

piątek, 22 października 2010

sen miałam ci ja…


22 października 2010
Wczoraj w nocy obudziłam Kota gromkim okrzykiem "SPIER..LAJ!!!!!". I cóż mi się śniło, że swe usta takimi wstrętnymi słowami kalałam?
Otóż śniło mi się, że w pewnym lokalu korzystałam z ubikacji. No bywa, każdy korzysta, nie oszukujmy się. No i siedzę sobie na owym kibelku, siedzę, a tu nagle do łazienki wchodzi obcy facet z psem pod pachą. No to krzyczę do niego, że zajęte i że ma natychmiast wyjść… A facet chowa psa pod wannę, głuchy na moje protesty, podchodzi do mnie, zatrzymuje się przede mną ze swoim rozporkiem na wysokości mojej twarzy, zaczyna go rozpinać, głaszcze mnie po głowie i mówi "nu, nu, zaraz ci dam"…. No nie wrzasnęlibyście chamowi "SPIER..LAJ!!!!!!"? No właśnie….

czwartek, 21 października 2010

.

21 października 2010
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!
W Tatrach biało, dziś rano przez minutę pięć sypało na Łysej Górze….. Fuck!
Nabrałam pewności, że skoszona trwa odłożona w tzw kompostowniku bierze i się z nudów namnaża. Metodą pewnie jak te myszy co się ze słomy zgniłej lęgną. A trawa bierze i się namnaża i namnaża i namnaża. Bo ta co ją zgrabiłam i umieściłam w śmietniku to dziś ja przerzucałam do kompostownika właściwego. I normalnie NIE MA TAKIEJ OPCJI, żebym ja tydzień temu zgrabiła TYLE trawy! Więc jak nic leży i się mnoży…Na wiosnę zaaatakują nas takie wielkie zgniłe Trawulce….
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Kręgosłupek mi pęka :( Od machania widłami (fajne są!)…..

środa, 20 października 2010

.

20 października 2010
Nie żebym tęskniła, ale zima to w zasadzie może już pomału przyjść, a my jej nagwizdamy. Bo dziś przyjechał kurier z oponami, z którymi następnie ja (podobnież jak pewnie połowa Dąbrowiaków) udałam się do punktu przemiany opon letnich w opony zimowe, gdzie oczekując w kolejce długiej nawet zimowy płyn do spryskiwaczy wlałam. A co!
No ale tak w sumie jakby ta zima jeszcze chwile poczekała to nie byłoby tak źle, bo trochę liści mi zostało w ogródku i tak ze dwie górki sianka do zgrabienia i przerzucenie kompostownika śmietnikowego do kompostownika właściwego.
W celu przerzutu dokonania wczoraj po treningu zajechaliśmy do Praktikera i nabyliśmy widły. I kiedy Kot szedł z tymi widłami do Makdonalda celem nabycia dla mnie hamburgera, aw zasadzie dwóćh, to musiał wyglądać wyjątkowo ciekawie, bo dwóch chłopaków stojących za ladą buchnęło gromkim śmiechem. Pewnie nie często nawiedza ich chłop z widłami ;) A ja obok stałam grzecznie w dresiku jak mały dresiarczyk (no bo po treningu!) i kręciłam w palcach kawałeczek sznureczka, którym na treningu związałam sobie włosy….
Dobrana z nas para – chłop z widłami i sznureczkowa panienka dresiareczka….

wtorek, 19 października 2010

.

19 października 2010
Mam dom z duszą. Tak, z duszą. Wypieram z myśli, że z
duchami, bo czasem tam zostaję sama i mogłoby być zbyt histerycznie. A ta dusza
to dusza kota. Czasem do mnie miauczy…. Albo bardzo tęsknię za Kotem Łobuzem i
sobie miauki wizualizuję  :(
Bo Kot Łobuz odwalił w ciągu niecałych 24 godzin taki cyrk, że prawie z płaczem
zadzwoniłam do teściów, żeby przyjechali i go zabrali, bo jak nie to wezmę i
łotra zabiję. No i nie mam Kota Łobuza  :(
W Dąbrowie ma się świetnie, za to mnie wysypała się wizja wieczoru na kanapie
pod kocykiem z Kotem Łobuzem na kolanach… Ale jakby miał umrzeć z nieszczęścia
albo miałabym go utłuc to chyba lepiej mu w tej Dąbrowie będzie… Poza tym mam
duszę kota, która do mnie miauczy, więc dam se radę. Aha, mam jeszcze trupa
sikory modraszki na strychu. Wyschniętego. Więc jest szansa, że i pranie mi na
strychu wyschnie.

A w rurach odbywają się wyścigi Formuły 1. Tak sobie myślę,
że pewnie trenują tam Hołowczyc z Kubicą. Co jakiś czas przez dom przetacza się
dźwięk identyczny jak ten co słyszałam w tivi oglądając owe wyścigi. Takie
wziuuuuuuuuuuuuuuum, wrrrrrr, wziuuuuuuuuum. Kibicuję Krzyśkowi, jest
przystojniejszy.

A tak poza tym to wczoraj zarządziłam deburdelizację
chlewika i na taczkach wywiozłam mnóstwo śmiecia. A okna, które zamieszkiwały
za moim śmietnikiem zostały oknami bezdomnymi. Żadnych zbędnych rzeczy w
ogródku! I tak kursowałam sobie z taczkami, ze śmieciami, z oknami, mokłam ja,
mókł Kot, mókł Pablus i mały Kulek też mókł. Chyba skończyła się piękna złota
jesień, pomroczny ziąb nastał i pozamiatane.

Popracujmy.

P.S. Ciąg dalszy Ukrainy będzie, ino nie wiem kiedy.

piątek, 15 października 2010

.

15 października 2010
No i skończyło się rumakowanie. Idzie dysc idzie siompawica…. Nie idzie w zasadzie, a już jest. Matko ależ pomroczny ziąb nastał…
Trawa niezgrabiona mi moknie (se pomoknie, ja nie zamierzam moknąć grabiąc to towarzystwo). W ogóle w śmietniku urządziłam sobie kompostownik, a tu się okazało, że ja kompostownik mam i cudem w niego nie wleciałam, bo porośnięty był bujną pokrzywą…. No i teraz chyba przerzucę to ze śmietnika do właściwego kompostownika…. Pffff…. Ale bilans wychodzi i tak na plus bo kompostownik jak miał być tak będzie ino się z meter przesunie ;) I jakis płotek trzeba będzie skombinować, bo jak nic Pablus będzie się kompostował… Już i tak bierze czynny udział w pracach porządkowych w ogródku, to co ja pracowicie zgrabię na kupkę to on przez to przelatuje rozpirzając wszystko w cholerę…. Ale nie mam siły na niego krzyczeć, bo w końcu ma ogródek gdzie nie trzeba stąpać na psich paluszkach coby trawy rosnięcia nie zakłócać ;) I ma kolegę małego Kulka, razem radośnie rozbijaja się po ogródku, bo Kulek niby sąsiad, ale taki mały, że pod bramą się przeczołguje ;) I garaż jest dla autka. Obok garazu wprawdzie mieszka Rodi – Pies Morderca, ale jakoś nawet on mi humoru nie psuje. W ogóle jakoś byle pierdołami się cieszę jak dziecko…. Ciekawe kiedy mi przejdzie….
I weekend mamy proszę Państwa :) Dziś jeszcze trening, a na wieczór to sobie chyba z tego wszystkiego futro z nóg powyrywam i będzie naprawdę weekend :D I wolna sobota jutro :D I w łóżku można zostać :D Taaaak, podoba mnie się ten chytry plan :)

piątek, 8 października 2010

bażanty i przeprowadzki


8 października 2010
Rozmowa na temat dymorfizmu płciowego u bażanta:
Ja: co by było gdyby samica bażanta była tak kolorowa jak samiec?
8 -latek: byłaby samcem.

Logiczne, prawda?
A poza tym to przeprowadzka trwa na całego. I mam jej już powyżej uszu. Po cichutku marzę o zwinięciu się na kanapie z kubkiem herbaty i nicnierobieniu choć przez pół godziny…. No naprawdę, wygórowane mam marzenia.