niedziela, 28 grudnia 2014

Kupa na kanapie, cyc na stole czyli dziecko w restauracji


Przeglądając fejsbuka trafiłam na felieton 
http://wyborcza.pl/1,75515,17186914,Pampers_z_niespodzianka__To_nie_jest_felieton_przeciwko.html#ixzz3NCUYxWa4.
I nie bardzo rozumiem całe zamieszanie. Bo autorka niby juz na dzień dobry zaznacza, że nie jest przeciwko matkom, ale w tekście juz jakby tego „przeciwko” więcej.
Pewnie też nie podobało by mi się, że ktoś przy mnie zmienia dziecku pieluchę, ale z drugiej strony co ten ktoś miałby zrobić, nie mając do tego odpowiedniego miejsca? Do domu za daleko, na dwór nie wyjdzie, bo zimno, w łazience nie ma jak. Przewinąć dziecko przed wyjściem? No świetna rada, ale kupa nie sługa, nie zawsze pojawia się w odpowiednim momencie.
Nie brać dziecka do restauracji? No ok, ale w takim razie gdzie to dziecko ma się nauczyć odpowiedniego dla restauracji zachowania? Może ja teraz mądra jestem, bo Panna M jak z nami gdzieś bywała to sobie siedziała w wózku i zjamowała się swoimi sprawami, nie biegała, nie chciała wszystkiego obejrzeć. Ale wiem, że będę ją w takie miejsca zabierać, bo nie jestem zwolenniczką zamykania dzieci w piwnicy.
Mam wrażenie, że ostatnio wszyscy wszystkiego się czepiamy. A komentarze pod felietonem – no wyborne, nie zawiodłam się – wypomniano karmienie naturalne czyli wywalanie cyca na widok publiczny…. Dokąd ty świecie zmierzasz?

niedziela, 21 grudnia 2014

Troskliwy mąż to skarb!


21 grudnia 2014
Wczoraj wieczór. Lukruję ciasteczka i pierniki. Do kuchni wchodzi P., robi sobie herbatę, podkrada się do stołu, cap za ciasteczka i szybko się odsuwając mruczy:
- nie mogę patrzeć jak tak ciężko pracujesz, muszę ci ująć torchę roboty…
i czym prędzej opuszcza kuchnię.
Tia.

sobota, 20 grudnia 2014

Ciasteczka miodowe


20 grudnia 2014
Specjalnie na prośbę Kawy-Herbaty-Mleka przepis na ciasteczka miodowe, które właśnie skończyłam piec :)
Ciasteczka miodowe

ciasteczka_miodowe
Składniki:
- 1 kg mąki
- 40 dkg miodu
- 40 dkg cukru
- 10 dkg masła
- 3 jajka
- torebka przypraw do piernika lub własna kompozycja wg uznania
- 2 płaskie łyżeczki sody
Przygotowanie:
Masło z miodem rozpuścić i ostudzić.
Mąkę przesiać, dodać cukier, przyprawy i wymieszać. Zrobić dołek, dodać jajka, masło z miodem i zagnieść ciasto.
Ciasto zostawić na minimum 3 dni w lodówce. Następnie rozwałkowywać pomiędzy kawałkami folii na cienki placek i foremkami wykrawać ciasteczka.
Piec w temperaturze 180-200 stopni, aż do zrumienienia.

No to tyle przepis. Ja zamiast robić dołek na stolnicy zagniatam to wszystko w dużym garnku, bo mniej sprzątania ;)
Po wszystkim robię lukier, smaruję ciasteczka lukrem i maczam w kolorowych posypkach. I gotowe :)

piątek, 19 grudnia 2014

To jeszcze nie złość, to na razie lekka irytacja


19 grudnia 2014
Chwilę mnie nie było, a tu proszę. Znów mnie wrzucono na główną Onetu, znów okazuje się, że ludzie nie umieją czytać ze zrozumieniem, ale za to w rzucaniu błotem są najlepsi.
Nie zamieszczam ani jednego komentarza, bo uważam, że nie warto, oni i tak nie wrócą to po kiego mi tu śmieci? Jeśli skomentowałeś/aś tekst, Twój komentarz się nie pojawił, a uważasz, że było w nim coś wartościowego daj mi znać, podyskutujemy. Ale uprzejmie przypominam, że ten blog jest MÓJ i to ja tutaj dyktuję warunki. Wpadając tu z Onetu, czytając jeden tekst nie masz prawa i podstaw twierdzić, że mnie znasz, że wiesz jaka jestem, a przy tym obrażać i obrzucać błotem. Cenzura, powiadasz? Może i cenzura, mam prawo do moderacji komentarzy i z niego korzystam.
No.
A tak poza tym to święta coraz bliżej, a ja jestem bliska zabicia swojego dziecka, bo doprowadza mnie do szału, świąteczne piosenki do jeszcze większego, ale dziecko ma tę przewagę nad radiem, że nie da się go wyłączyć….
Ocieram jad z kłów i idę zmierzyć się z rzeczywistością.

niedziela, 14 grudnia 2014

O piernikach i jaśku na aukcji


14 grudnia 2014
Dzisiaj śniło mi się, że moja poduszka – jasiek została wylicytowana przez kogoś na aukcji charytatywnej. No i postanowiłam, że skoro mam ją komuś wysłać to nie powinnam już na niej spać, więc odłożyłam ją na bok.
Panna M zaczęła smutno popłakiwać, więc od razu się przebudziłam, żeby ją nakarmić. Poczułam, że mam cały zdrętwiały kark i zauważyłam, że nie ma mojego jaśka… Znalazł się odłożony do łóżeczka Panny M, w nogach czekał przecież na wysyłkę. Zaczęłam się śmiać, czym obudziłam P. i szeptem, nie przestając się śmiać opowiedziałam mu jak mój jasiek na aukcji był i został odłożony do wysyłki… Oczywiście wrócił do mnie i już do rana nic mi się nie śniło.
A sezon świąteczny uważam za rozpoczęty, przed chwilą skończyłam piec pierniczki – mamy 5 blaszek pierniczków, a wlodówce czeka ciasto na ciasteczka miodowe :) Pięknie w domu teraz pachnie :) Lubię :)

piątek, 12 grudnia 2014

Dziś są Twoje urodziny…


12 grudnia 2014
11 grudnia 2013, późne popołudnie. Jesteśmy z P. u mojej pani ginekolog, leżę podpięta pod KTG, przeżywając tortury słysząc jak serce mojego dziecka bije jak szalone w swoim zwykłym, a dla mnie nieznośnym do słuchania, tempie. KTG wskazuje, że pojawiły się skurcze. Dla mnie nic nowego, bo były ze mną od ok 22 tygodnia ciąży, a teraz jest tydzień 39. Ale pani ginekolog mówi, że to już i powinniśmy jechać do szpitala. Lekko wystraszona pytam czy to konieczne już, bo może to tylko takie z nerwów, a nie już porodowe, ale ona upiera się, że to poród się zaczyna i że jak chcemy to możemy nie jechać, ale żebyśmy się nie zdziwili jak w nocy będziemy gnać do szpitala, bo się naprawdę zacznie. Wypisuje mi skierowanie, przytula i życzy powodzenia.
Wracamy do domu, całą drogę dyskutując co robić. Ja tam nie czuję żeby działo się coś szczególnego, nie uśmiecha mi się noc w szpitalu. Przyjeżdżamy do domu, opowiadamy Teściom co i jak i decydujemy, że czekamy. Ja zostaję zapakowana do łóżka, dostaję miseczkę zupy pomidorowej i nakaz leżenia i nie denerwowania się. Skurcze ucichły, noc przebiegła spokojnie. Wstaliśmy rano, ja spokojnie wzięłam prysznic, umyłam włosy, zjedliśmy śniadanie i wsiedliśmy do samochodu. Tak mniej więcej w 1/3 drogi zorientowałam się, że skurcze mam niezbyt mocne, ale regularne, co 6 minut. Dojechaliśmy do szpitala i na dzień dobry wpadłam w obroty szpitalnej biurokracji i miliona pytań. Do tego badanie, zakładanie cewnika, kroplówki, znów badanie. Nawet nie zdążyłam się przestraszyć, tak się wszystko szybko działo. Zimne światła sali operacyjnej, mnóstwo ludzi, sympatyczny anestezjolog, którego rozbawiło to, że mimo brzucha jestem w stanie tak się zgiąć w pół do zastrzyku. A potem tlen na twarzy, cichy brzęk narzędzi chirurgicznych, pikanie aparatury i w końcu cichy krzyk maleńkiej istoty, która zaraz potem ciepła i leciutka znalazła się na moich piersiach. 12 grudnia 2013, godzina 13:20.
Dzisiaj minął rok od tamtego dnia, a jakby to było wczoraj. Tylko ta maleńka, leciutka, cieplutka istotka przekształciła się w małego, wesołego czorta – moją małą Pannę M. Wszystkiego najlepszego Szkrabiku, masz już roczek :)

czwartek, 11 grudnia 2014

„Ja wam pokażę!” czyli serial, którego nie będę oglądała


11 grudnia 2014
Oglądaliście kiedyś serial polski „Ja wam pokażę!”? Na podstawie powieści Katarzyny Grocholi? Ja, szczerze mówiąc do dzisiaj nie wiedziałam, że takowy powstał. I pewnie dalej tkwiłabym w tej nieświadomości, gdyby nie sterta małych ubranek do wyprasowania. Patrząc z obrzydzeniem na to co mnie czeka, stwierdziłam, że uprzyjemnię sobie prasowanie jakimś nieskomplikowanym filmem polskim. Weszłam na vod.pl i znalazłam, właśnie to. Kliknęłam, się uruchomiło, włączyłam żelazko i jednym okiem oglądając, drugim nadzorując prasowanie, się próbowałam wciągnąć. Sterta była na tyle duża, że obejrzałam dwa odcinki. Jest ich kilkanaście, ale chyba nie skuszę się na więcej.
Ta panna co gra Tosię, córkę Judyty, jest tak straszliwie irytująca, że… Że aż zatrzymałam wzrok na prezentacji obsady. Julia Kamińska. Nie mam pojęcia kto to, nigdy wcześniej nigdzie ani jej nie widziałam ani nawet o niej nie słyszałam. Ale jeśli to jakaś gwiazdka polskiego kina jest to ja nie chcę jej więcej oglądać. Czytałam książkę Grocholi dość dawno temu i nie przypominam sobie, żeby książkowa Tosia była tak infantylnym, durnym i wkurzającym stworzeniem. I to dzięki Julii Kamińskiej następną sesję z żelazkiem spędzę przy czymś innym.

środa, 10 grudnia 2014

O tym jak mnie luksusy dzisiaj zrobiły…


10 grudnia 2014
Przyzwyczaję się do luksusu, tak? Naiwność ma granic nie zna. Dzisiaj zapakowaliśmy się wszyscy do tego zastępczego cuda, Panna M z lekkim fochem, bo została zapakowana w swój pierwszy fotelik – kubełek, w którym bardziej leży niż siedzi. No i nie widziała co za oknem, bo to nisko, nie to co jej kosmiczny fotel, który został z naszym autem w warsztacie. Śmy na basen jechali, a po drodze mieliśmy wstąpić do serwisu oddać jedno upoważnienie. Nagle coś zrobiło ciche „bum”, a po kilkuset metrach strasznie zaczęło się tłuc. Wspólnie doszliśmy do wniosku, że złapaliśmy gumę, ale byliśmy już naprawdę niezbyt daleko od salonu samochodowego, więc powolutku się tam dotelepaliśmy. Guma.Kapeć kompletny.
Panowie zabrali zepsute koło, przy okazji stwierdzili, że zmienią opony na zimowe (HELOŁ, mamy grudzień!!!!!). A zepsute koło muszą sprawdzić czy da się je naprawić, bo jak nie to zapłacimy 250 zł za zepsucie koła. Pan w serwisie stwierdził, że trzeba się było natychmiast zatrzymać i wezwać assistance, wzięliby nas na lawetę, zapłacilibyśmy 30 zł, a tak to nie wiadomo co będzie. Już nie bardzo umiał odpowiedzieć, kiedy spytałam jak to sobie wyobraża tą lawetę z małym dzieckiem, na mrozie… Rzucił tylko „no niech pani nie przesadza, to niezbyt daleko było”. No niezbyt, ale jakoś nie byłam przygotowana na dłuższe spacery z niemowlakiem na ręku.
No i takie to luksusy. Nasze wozidło najprawdopodobniej będzie do odbioru dopiero w piątek, jutro się nigdzie nie ruszam, niech te luksusy se w garażu stoją.

A, podobno najechaliśmy na gwóźdź. Ja tam nie wiem, ale wydawało mi się, że na drodze to gwoździe, o ile są na drodze jakieś gwoździe, to płasko leżą. Ale ja tam się nie znam.

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Jak to się można szybko do luksusu przyzwyczaić!


8 grudnia 2014
Nasze wozidło trafiło dziś do serwisu, będą mu obtłuczony przeze mnie zad reperować. Nowy dostanie, funkiel nówkę, nieśmigany.
A ja dostałam wozidło zastępcze. Tak sobie myślałam, że pewnie mniejszego niż nasz dostanę, szału nie będzie, a tu się okazało, że dostałam samochód o klasę wyższy od naszego. To nie zrobiło na mnie wrażenia jak mi to pan mówiła, bardziej przejęłam się tym, że samochód ów jest większy niż nasz – dłuższy i szerszy. Pan pokazał mi co i jak, bo kilka rzeczy inaczej śmiga niż u nas no i wsiadłam i se pojechałam, lekko przejęta. I już po kilkuset metrach mi się spodobało. Nasze autko jest fajne, ale to się świetnie prowadzi i jest sporo cichsze niż nasze… Co to będzie jak się przyzwyczaję?
A poza tym to noce dalej nieprzespane, za oknem zgnilizna i pleśń i coraz bliżej święta.

sobota, 6 grudnia 2014

Nostalgicznie i niemrawo u mnie


6 grudnia 2014
Jakoś zdmuchnął mnie ten grudzień. Mało co mnie cieszy, większość rzeczy i spraw mnie irytuje, rozdrażnia, męczy. Jest mi zimno, nie pomaga szalik, rękawiczki, ciepły golf. Najchętniej zwinęłabym się w kulkę i przespała ten czas. Panna M ząbkuje, wieczory i noce to jakiś koszmar, swoimi trzema ząbkami robi masakrę z moimi piersiami, a niczym innym nie da się ukoić jej głośnych i rozpaczliwych smutków.
Ale kiedyś zęby wyjdą, a wiosna wróci, prawda?