21 lutego 2014
Mam wrażenie, że niektóre osoby, jak z nimi rozmawiam i pada z ich ust pytanie „no i jak ci tam?” oczekują pieśni pochwalnych dla macierzyństwa i tego co teraz jest moją codziennością. I w ich oczach dostrzegam niemy wyrzut i zdziwienie, kiedy hymny nie płyną, ponadto dodają z jakąś ponurą satysfakcją „no, to jeszcze nic, wszystko przed tobą”.
Mam wrażenie, że powinnam tylko piać z zachwytu nad moją córką i wygłaszać same radosne banały, że zmieniła moje życie i w końcu jest ono pełne, że nie wyobrażam sobie bez niej życia, że bycie matką to dopiero COŚ.
Owszem, zmieniła moje życie, jest najważniejsza i nie wyobrażam sobie co bym zrobiła gdyby nagle zniknęła, a bycie matką to jest naprawdę wielkie COŚ, ale…
Ale dlaczego odmawia mi się prawa do wyrażenia też opinii na temat tej mniej różowej strony macierzyństwa? Kiedy ktoś pyta jak się czuję, zgodnie z prawdą odpowiadam, że dobrze, ale jestem zmęczona. „Pewnie nie daje ci spać w nocy?”. Ależ nie, daje, idzie spać ok 22-giej, między 2 a 3 ją karmię, śpi do wczesnego poranka, znów karmienie i potem jeszcze obie dosypiamy, czasem do 9:30. I tu na moje podłe oblicze, wyrażające plugawe zdania o zmęczeniu, pada potępiający wzrok z serii „to czym ty do licha jesteś zmęczona??!?!?!?!”.
A ja jestem zmęczona i już. Psychicznie przede wszystkim. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tego, że nic nie mogę zaplanować, przestałam byc panią swojego czasu. Że teraz nie ma „nie chce mi się, zrobię to kiedy indziej”. Nie ma czegoś na potem, na zaraz, na za chwilę. Pilnowanie rytmu dnia mojej córki bywa męczące, bo czasami o 19:30 ja zwyczajnie bym sobie posiedziała robiąc boskie nic, ale trzeba ją wykąpać. Fizycznie też jestem zmęczona. Boli mnie kręgosłup. Boli mnie to spojenie łonowe, spacery wcale nie są przyjemnością, częściej są przykrym obowiązkiem, bo czasami boli solidnie. Bolą mnie mięśnie ramion od niewygodnej pozycji w nocy, kiedy po raz 157 wyciągam rękę nad nieprzytomną głową, wsuwam ją między szczebelki, żeby uspokoić Małą swoim dotykiem albo wsadzić w ryjek zagubiony smoczek.
Nie mam zamiaru udawać przed nikim, że kupa mojej córki pachnie fiołkami, bo nie zwykłam nazywać szamba perfumerią. Kupa jak kupa, pachnie kupą i nie jest to fajne. No chyba, że w reklamach albo w filmikach instruktażowych jak przewinąć niemowlę. Nie wiem co dają tym dzieciom, moje nie leży spokojnie. Jeśli nie marudzi, ewentualnie nie wrzeszczy jak opętane, to sobie macha radośnie nóżkami, skutecznie utrudniając szybką zmianę pieluchy.
Nie będę się roztkliwiać nad stópkami mojej córki kiedy stópka ta po raz fafnasty trafia mnie w brzuch, bliznę na podbrzuszu albo w obolałą pierś.
Nie uśmiechnę się z czułością, kiedy moje dziecko, w nerwach, szczypie mnie boleśnie podczas karmienia, albo dziąsełkami zmiażdży mi brodawkę. Wtedy mam ochotę wziąć pod paszki i potrząsnąć, ale ograniczam się do kurwy wysyczanej pod nosem.
Nie wiem, może inne kobiety mają zdecydowanie większego kopa hormonalnego niż ja i te wszystkie niedogodności znoszą ze śpiewem na ustach, ja nie.
W całym tym macierzyńskim kotle nie udało mi się (na szczęście lub nieszczęście) zgubić samej siebie i moje JA często zabiera głos w dyskusji z dzieckiem, próbując wywalczyć dla siebie choć odrobinę tego czasu sprzed Małej. Może to źle, nie wiem, ale nie umiem inaczej. Nie potrafię być tylko matką. Muszę też być sobą.
I kocham ją nad życie, wstyd mi strasznie, gdy momentami brakuje mi cierpliwości i robię coś przy niej mniej delikatnie niż powinnam, nie zamieniłabym tego co mam na nic innego, gdybym miała cofnąć czas do sprzed ciąży podjęłabym dokładnie taką samą decyzję, że jej chcę, ale nie zamierzam udawać, że wszystko jest piękne i cudowne, kiedy oprócz tego, że jest piękne i cudowne, to jednocześnie jest cholernie trudne, czasem frustrujące, a czasem wyciskające łzy bezsilności ze zmęczonych oczu.
Jeśli zadajesz mi pytanie „jak ci tam?” i oczekujesz wyłącznie pieśni pochwalnych to sobie daruj, lepiej opowiedz mi co u ciebie, gdzie ostatnio byłeś, jaki film oglądałeś i jakie masz plany na weekend. Wtedy żadne z nas rozmową nie będzie rozczarowane.