sobota, 22 lutego 2014

Bo pewnie już nigdy…


22 lutego 2014
Przed chwilką dosłownie wylazłam z wanny. OranyoranyoranyORANY jak mi brakowało takich gorących kąpieli! To moja pierwsza taka długa i naprawdę gorąca kąpiel od prawie roku!!!!
No i tak sobie leżałam w tej gorącej wodzie, patrzyłam na mój prawie już płaski brzuch, na bliznę i próbowałam sobie przypomnieć jakie to uczucie mieć dziecko. Tam w środku. Tego nie da się opisać, bo to takie… niesamowite. Mieć pod pępkiem maleńką istotkę, której bije serce, która ma kończynki maleńkie, którymi dzielnie kopie, ma maleńkie paznokietki i cała jest maleńka. I ruchy tego malutkiego stworzonka, tam w środku… Nie do opisania…
I tak sobie leżałam i tak mi się trochę smutno zrobiło, że być może już nigdy więcej tego nie poczuję…

piątek, 21 lutego 2014

Bo tutaj jest jak jest


21 lutego 2014
Mam wrażenie, że niektóre osoby, jak z nimi rozmawiam i pada z ich ust pytanie „no i jak ci tam?” oczekują pieśni pochwalnych dla macierzyństwa i tego co teraz jest moją codziennością. I w ich oczach dostrzegam niemy wyrzut i zdziwienie, kiedy hymny nie płyną, ponadto dodają z jakąś ponurą satysfakcją „no, to jeszcze nic, wszystko przed tobą”.
Mam wrażenie, że powinnam tylko piać z zachwytu nad moją córką i wygłaszać same radosne banały, że zmieniła moje życie i w końcu jest ono pełne, że nie wyobrażam sobie bez niej życia, że bycie matką to dopiero COŚ.
Owszem, zmieniła moje życie, jest najważniejsza i nie wyobrażam sobie co bym zrobiła gdyby nagle zniknęła, a bycie matką to jest naprawdę wielkie COŚ, ale…
Ale dlaczego odmawia mi się prawa do wyrażenia też opinii na temat tej mniej różowej strony macierzyństwa? Kiedy ktoś pyta jak się czuję, zgodnie z prawdą odpowiadam, że dobrze, ale jestem zmęczona. „Pewnie nie daje ci spać w nocy?”. Ależ nie, daje, idzie spać ok 22-giej, między 2 a 3 ją karmię, śpi do wczesnego poranka, znów karmienie i potem jeszcze obie dosypiamy, czasem do 9:30. I tu na moje podłe oblicze, wyrażające plugawe zdania o zmęczeniu, pada potępiający wzrok z serii „to czym ty do licha jesteś zmęczona??!?!?!?!”.
A ja jestem zmęczona i już. Psychicznie przede wszystkim. Jeszcze się nie przyzwyczaiłam do tego, że nic nie mogę zaplanować, przestałam byc panią swojego czasu. Że teraz nie ma „nie chce mi się, zrobię to kiedy indziej”. Nie ma czegoś na potem, na zaraz, na za chwilę. Pilnowanie rytmu dnia mojej córki bywa męczące, bo czasami o 19:30 ja zwyczajnie bym sobie posiedziała robiąc boskie nic, ale trzeba ją wykąpać. Fizycznie też jestem zmęczona. Boli mnie kręgosłup. Boli mnie to spojenie łonowe, spacery wcale nie są przyjemnością, częściej są przykrym obowiązkiem, bo czasami boli solidnie. Bolą mnie mięśnie ramion od niewygodnej pozycji w nocy, kiedy po raz 157 wyciągam rękę nad nieprzytomną głową, wsuwam ją między szczebelki, żeby uspokoić Małą swoim dotykiem albo wsadzić w ryjek zagubiony smoczek.
Nie mam zamiaru udawać przed nikim, że kupa mojej córki pachnie fiołkami, bo nie zwykłam nazywać szamba perfumerią. Kupa jak kupa, pachnie kupą i nie jest to fajne. No chyba, że w reklamach albo w filmikach instruktażowych jak przewinąć niemowlę. Nie wiem co dają tym dzieciom, moje nie leży spokojnie. Jeśli nie marudzi, ewentualnie nie wrzeszczy jak opętane, to sobie macha radośnie nóżkami, skutecznie utrudniając szybką zmianę pieluchy.
Nie będę się roztkliwiać nad stópkami mojej córki kiedy stópka ta po raz fafnasty trafia mnie w brzuch, bliznę na podbrzuszu albo w obolałą pierś.
Nie uśmiechnę się z czułością, kiedy moje dziecko, w nerwach, szczypie mnie boleśnie podczas karmienia, albo dziąsełkami zmiażdży mi brodawkę. Wtedy mam ochotę wziąć pod paszki i potrząsnąć, ale ograniczam się do kurwy wysyczanej pod nosem.
Nie wiem, może inne kobiety mają zdecydowanie większego kopa hormonalnego niż ja i te wszystkie niedogodności znoszą ze śpiewem na ustach, ja nie.
W całym tym macierzyńskim kotle nie udało mi się (na szczęście lub nieszczęście) zgubić samej siebie i moje JA często zabiera głos w dyskusji z dzieckiem, próbując wywalczyć dla siebie choć odrobinę tego czasu sprzed Małej. Może to źle, nie wiem, ale nie umiem inaczej. Nie potrafię być tylko matką. Muszę też być sobą.
I kocham ją nad życie, wstyd mi strasznie, gdy momentami brakuje mi cierpliwości i robię coś przy niej mniej delikatnie niż powinnam, nie zamieniłabym tego co mam na nic innego, gdybym miała cofnąć czas do sprzed ciąży podjęłabym dokładnie taką samą decyzję, że jej chcę, ale nie zamierzam udawać, że wszystko jest piękne i cudowne, kiedy oprócz tego, że jest piękne i cudowne, to jednocześnie jest cholernie trudne, czasem frustrujące, a czasem wyciskające łzy bezsilności ze zmęczonych oczu.
Jeśli zadajesz mi pytanie „jak ci tam?” i oczekujesz wyłącznie pieśni pochwalnych to sobie daruj, lepiej opowiedz mi co u ciebie, gdzie ostatnio byłeś, jaki film oglądałeś i jakie masz plany na weekend. Wtedy żadne z nas rozmową nie będzie rozczarowane.

środa, 19 lutego 2014

niedziela, 9 lutego 2014

Mowa-trawa…


9 lutego 2014
Wczorajszym wieczorem postanowiłam pojeździć na mopie. P. wcześniej odkurzał, więc odpadło mi zamiatanie podłogi. Zabieram się za wiatrołap a tam pełno paproszków na ziemi, głównie trawy…
Ja: a tutaj też odkurzałeś?
P.: wszędzie odkurzałem!
Ja: Hmmm, ale tu jest pełno farfocli na podłodze…
P.: a bo tam było dużo takich trawek…
Ja: no, są nadal…
P.: no bo jak ja je wciągałem odkurzaczem to nie wiadomo skąd wylatywało ich coraz więcej…

Sadysta, dobrze wie, że mnie jeszcze podbrzusze boli jak się śmieję….

sobota, 8 lutego 2014

O dzieciach poniekąd


8 lutego 2014
Dzisiaj rano umówiłam się do myjni, bo wygląd naszego samochodu wołał o pomstę do nieba. Do myjni mam niedaleko, prowadzi ją niezwykle sympatyczny pan. I to właśnie ze względu na niego, kiedy nie myję samochodu sama, jadę do jego myjni, zamiast skorzystać z samoobsługowej, o połowę tańszej. No i dzisiaj ucięliśmy sobie jak zwykle pogawędkę na rozmaite tematy, aż zeszło na…
Pan: tak rano panią z łóżka wyciągnęliśmy na to mycie
Ja: spokojnie, około 6 z łóżka wyciągnęło mnie dziecko, a potem to już nie opłacało się kłaść z powrotem
Pan: o, to tak mnie! Ae pani to chyba nie za duże ma to dziecko, prawda?
Ja: Całkiem małe, prawie 2 miesiące ma i karmienia się domaga o rozmaitych porach
Pan: a widzi pani, a mój ma 19 lat i też o świcie mnie budzi… jak do domu powsinoga wraca!

… znaczy się już nigdy się nie wyśpię??????

czwartek, 6 lutego 2014

Rok Drewnianego Konia


6 lutego 2014
Wiecie, że 31 stycznia rozpoczął się chiński rok Drewnianego Konia? Ja wiem, ale nie bardzo wiem jak to ugryźć. Bo dlaczego drewniany ten koń? Kocham drewno, jest ciepłe, jest naturalne. Ale koń drewniany kojarzy mi się z małym drewnianym konikiem, na którym siedzi mały chłopczyk w za krótkich spodenkach, a w rączce dzierży drewniany mieczyk i walczy z potworami. Ale konik jedzie tylko w jego wyobraźni, tak naprawdę nie wybiegając z pokoju. Bo jest drewniany.
Drewniane konie są końmi statycznymi, dostojnymi, nie biegają, nie galopują, nie wierzgają.
Czy taki też będzie ten rok? Statyczny, nieruchawy i ociężały? Kiedy mnie znów marzy się dziki, nieposkromiony galop. Pomiędzy karmieniem, pieluchami, uśmiechem mojej córki, jej płaczem, gotowanymi obiadami i myciem podłóg, powoli budzi się uśpiona na kilkanaście miesięcy tęsknota za przygodą, wiatrem we włosach. Myślałam, że mój niespokojny duch, uśpiony koktajlem hormonów, oksytocyny, zaprzątnięty nowymi, macierzyńskimi wyzwaniami, będzie spokojny jeszcze trochę. Ale powoli się rozbudza i domaga się bodźców.
I tak ten drewniany koń nijak mi nie pasuje do marzeń rozbrykanych, chcących biec za zakręt, za górkę, żeby zobaczyć co tam jest, zaspokoić głodną ciekawość świata i życia.
Zobaczymy, może się okaże, że w drewnianym koniu więcej jest z rozbrykanego, wierzgającego kucyka niż z drewnianego konika na biegunach…

niedziela, 2 lutego 2014

O cierpliwości


2 lutego 2014
Moja Córka każdego dnie igra z ogniem, doprowadzając mnie na kraj przepaści. Przynajmniej raz dziennie/nocnie mam ochotę porządnie nią potrząsnąć albo zwyczajnie trzepnąć w tyłek. I chyba tylko to, że ją kocham jak nikogo innego, to, że mam świadomość jak jest maleńka, to że jeszcze mamy zakłócenia w komunikacji, sprawiają, że tego nie robię, z trudem hamuję irytację i złość. Z trudem, ale jednak się udaje. I mam nadzieję, że tej nie wiadomo skąd nabytej cierpliwości nigdy mi nie zabraknie…