piątek, 31 października 2014

Cukierek albo psikus!


31 października 2014
Lubicie? Obchodzicie? Przebieracie się albo szykujecie spotkanie ze znajomymi z tematycznymi przekąskami?
Mnie w zasadzie ten dzień był zupełnie obojętny, podobnie jak Walentynki. No może był mniej irytujący, bo wyszczerzone dynie wywoływały uśmiech, a wszędobylskie serduszka od stycznia jakoś tak momentami denerwowały.
W tym roku pomyślałam, że się zabezpieczę na wypadek gdyby okoliczne dzieci świętowały i przyszły do nas z wizytą, kupiłam cukierki, ale chyba będę musiała je zjeść sama, bo nikt nie przyszedł. W sumie nic dziwnego, na takie zadupie nikt się wieczorem nie chce zapuszczać jeśli nie musi.
Ale tak sobie myślę, że jak Panna M podrośnie to pewnie wspólnie spreparujemy dynię i będziemy się do niej śmiać jak zapłonie w ciemnym ogrodzie. A z jej wnętrzności, skrupulatnie wydłubanych, przygotować można mnóstwo pyszności. Uwielbiam dynię!
A jak u Was? Odwiedziły Was duszki – cukierkożercy?

czwartek, 30 października 2014

„Bokserka” Grażyna Plebanek


30 października 2014
Miały być książki, to będą książki. Ale nie z wyzwania, tylko świeża, dzisiaj skończona. „Bokserka” Grażyny Plebanek. Czytałam wcześniej jej „Pudełko ze szpilkami” i „Nielegalne związki”, ale chyba „Bokserka” jest z nich najlepsza :)
O czym? Jak dla mnie o odkrywaniu samej siebie, o przekraczaniu swoich własnych granic. Jest tu romans, jest przyjaźń, jest pasja. Książka o kobietach, ale chyba nie tylko dla kobiet.

„(…)najważniejsza dla kobiety jest niezależność. Skończ szkołę, studia i znajdź dobrą pracę, żebyś nie musiała być zależna od mężczyzny. Zawsze ich będziesz miała, ale nic im nie zawdzięczaj.” Bokserka, Grażyna Plebanek, Wydawnictwo WAB „Seria z miotłą”.

wtorek, 28 października 2014

Dobry dzień, dobry wieczór


28 października 2014
Ciepły i pełgający płomień lawendowej świecy, zapalona w kącie lampa, zasłonięte rolety ze zdjęciem nadmorskiego zachodu słońca i cicho mruczące kaloryfery nadają wieczorowi przytulności i bezpieczeństwa. Zwinięta na kanapie wsłuchuję się w kojące „ciiiii”, mruczane w sypialni przez P., który usypia Pannę M. Z głośników laptopa cichutko sączy się Imany. Piszę, co chwilę przerywając, by ogrzać palce o kubek z ciepła herbatą z imbirem i ugryźć kanapkę ze świeżego, pachnącego i chrupiącego chleba. Pewnie nakruszę, ale co z tego? Jest dobrze. Moje ciało przy każdym ruchu mówi mi, że jutro będą mnie bolały mięśnie po dzisiejszym basenie, ale taki ból lubię. Dzisiejszy wysiłek, ramiona rozgarniające wodę, spokojny wdech, wydech dały dużo radości i satysfakcji. Daleko mi do czasów, kiedy w niecałe 45 minut przepływałam 30 długości basenu, ale to krok do przodu, by znów zacząć pływać, zacząć się ruszać, zacząć żyć życiem swoim, własnym, a nie tylko rytmem dnia niemowlęcia.
Dzisiaj jeszcze z obowiązków tylko włączenie zmywarki. A potem gorący prysznic, wieczór z P., kilka stron „Bokserki”, zasłużony sen. To był dobry dzień. To jest dobry wieczór. Od nie pamiętam kiedy jest mi dzisiaj dobrze samej ze sobą.

piątek, 24 października 2014

Kiedy budzą się demony…


24 października 2014
Mam szkic do wyzwania. Taki gotowy w 2/3. Miał być dzisiaj. Ale nie będzie, bo jestem za bardzo zdenerwowana, za bardzo przestraszona, żeby nie powiedzieć przerażona. Panna M ząbkuje. Ok. Straciła apetyt. Ok. Chwilowo ma chyba przerwę w dostawie kolejnych ząbków, bo apetyt jej wrócił, ale taki nie do końca. Obiadów nie chce jeść, na podwieczorek się boczy, zjada tylko odrobinę. No i dzisiaj jak ją kąpaliśmy to P stwierdził, że ogólnie to wygląda nieźle, ale miednicę to ma chudziuteńką. Po kąpieli ją zważyłam i stąd to przerażenie. Miesiąc temu ważyła 7 kg, dzisiaj waga pokazała 5,80 kg. Pomyślałam, że coś jej się pomerdało, położyłam Małą jeszcze raz – 5,78 kg. I oczywiście, idiotka patentowana – o sobie teraz piszę – poszukała se w Internetach „czemu niemowlę chudnie”. No i teraz siedzę przerażona, z płaczem na końcu nosa, bo mogą jej grozić miliony strasznych rzeczy. Rozsądek piszczy cienko, że to pewnie dlatego, że dzisiaj mało zjadła podczas obiadu, zrobiła kupę giganta i generalnie musi nadrobić to co jej przepadło, kiedy wyłaziły zęby, ale moja rozbuchana wyobraźnia usadziła rozsądek w ciemnym kącie i podsuwa mi straszne scenariusze.
Śpi sobie teraz grzecznie w swoim łóżeczku, ja siedzę koło niej, patrzę jak spokojnie oddycha i umieram ze zmartwienia. P w poniedziałek będzie u naszego pediatry to z nim porozmawia, ale pewnie do poniedziałku to będę bardziej siwa i obgryzę kolejne paznokcie – walczę z tym, nie pamiętam kiedy je ostatnio zmasakrowałam, a dziś poszedł prawy kciuk :(
Przecież jej nie może się nic stać. Bo przecież jest…. wszystkim….

środa, 22 października 2014

Panienkalekkichobyczajów mać!


22 października 2014
Kolejny mandat. Z wakacji. Z fotoradaru. Znów od tyłu.
Zaczynam nie lubić Kaszub i jak przyjdą kolejne to już nigdy tam na wakacje nie pojadę….

wtorek, 21 października 2014

Szybko


21 października 2014
Dzisiaj naprawdę miałam napisać o książkach, ale nie napiszę, bo muszę szybko.

Dzisiaj tylko wrzuciłam zdjęcie do śiećiowego wpisu 
http://agulec.blog.pl/files/2014/10/Zdj%C4%99cie2033.jpg
, a oprócz tego to Panna M ma już 3 zęby, a ja z niecierpliwością czekam na jej zęby mądrości, bo dziś ją coś opętało i odmówiła zjedzenia obiadu – zupka jarzynowa na króliku, temi rencami gotowana, po czym po rykach i wrzaskach na widok łyżeczki wpałaszowała cała michę z moich palców. Nie ogarniam tego dziecka, naprawdę. Poza tym po raz kolejny jestem bardzo konsekwentna w swojej niekonsekwencji i po raz kolejny mimo złożenia sobie obietnicy – ŻADNYCH KSIĄŻEK – dzisiaj nabyłam dwie…

A teraz lecę pod prysznic korzystając, że P usypia Pannę M, która udaje, że zasypia.

sobota, 18 października 2014

O karmieniu piersią


18 października 2014
Miało być o książce, ale tak mi się jakoś rzucił w oczy na fejsie (profil 
https://www.facebook.com/RadomskieMacierzynstwo?fref=photo
) obrazek, który zamieszczam poniżej, potem gdzieś indziej przeczytałam artykuł o tym, że w centrum handlowym wyproszono kobietę, bo karmiła dziecko piersią, więc będzie o karmieniu.
Odkąd urodziła się Panna M prawie każda napotkana osoba zadawała nieśmiertelne pytanie – karmisz?. Cierpliwie odpowiadałam, że tak, w duchu sobie myśląc, że w zasadzie czemu ludzi tak to interesuje, potem zaczęło mnie to denerwować, więc z przekąsem rzucałam „nie, głodzę” i wtedy okazywało się kto ma poczucie humoru, a kto nie.
Kiedy Panna M miała ok 3 miesięcy dopadł nas kryzys laktacyjny. Mleka było za mało, Mała płakała, bo próbowała jeść, a tam nic nie leciało, denerwowała się, nie chciała ssać, bo wiedziała, że nic nie dostanie, ja beczałam, że jestem złą matką i nie umiem wykarmić swojego dziecka. I właśnie wtedy słyszałam tylko i wyłącznie rzeczy, które znajdują się w dolnej części obrazka – że mam za mało mleka, że moje mleko jest za chude, że moje dziecko głodzę, że powinnam dać butelkę i mieć spokój, że czemu się tak upieram przy karmieniu piersią, skoro dzieci jedzą mleko sztuczne i żyją. Najbardziej bolało to, że słowa te słyszałam od mojej Mamy, od mojej Teściowej. Nawet w pewnym momencie P zaczął bąkać, że może by tak butelka…
I wtedy przypomniało mi się, że w szpitalu gdzie urodziła się Mała jest poradnia laktacyjna. Zadzwoniłam, umówiłam się do pani doktor na spotkanie i pojechałyśmy. I to była jedyna osoba, która poparła mój upór przy pozostaniu przy piersi. Powiedziała mi, że takie kryzysy to normalna rzecz i kryzysy są po to, żeby je pokonywać. Mam przede wszystkim się uspokoić, bo spokojna ja to spokojne dziecko, mam Malutką przystawiać do piersi nawet co godzinę, w nocy też, najlepiej z nią spać i niech je jak najwięcej. Żeby nie była głodna mogę spróbować jej dać mleko sztuczne 3 razy dziennie, ale nie na siłę (nie dało rady, do tej pory butelka to zło wcielone). Dowiedziałam się, że jestem dzielna i mądra i w odpowiednim momencie poszukałam porady i pomocy, zamiast się poddać. I tego właśnie potrzebowałam. Nie słów krytyki, nie potępienia, że głodzę dziecko w imię jakiejś własnej fanaberii, ale tego, że dobrze robię. I świadomość, że nie jestem z tym sama była najważniejsza. Mogłam w każdej chwili zadzwonić, upewnić się, rozwiać wątpliwości, znów przyjechać. Szybko uporałyśmy się z kryzysem, ilość pokarmu się ustabilizowała, Panna M się uspokoiła, a ja upewniłam się w przekonaniu, że jednak trzeba ufać własnemu instynktowi.
Potem kryzys dopadł nas jeszcze 2 razy, ostatni całkiem niedawno, ale wiedziałam co należy robić, poza tym było mi trochę raźniej, bo Panna M je już mnóstwo innych rzeczy, a przy pierwszym jadła tylko i wyłącznie moje mleko.
Minęło ponad 10 miesięcy, cały czas karmię Małego Ssaka i w najgorszych dniach ząbkowania to właśnie moje mleko było jedynym pokarmem, który Panna M chciała spożywać.
Zamierzam ją nadal karmić. Nie wiem jak długo, zobaczymy, ale na pewno nie odstawię jej od bufetu jak skończy rok, jeśli tylko sama będzie tego chciała. I o ile najpierw słyszałam ciągle pytanie „karmisz?”, potem jak już miała skończone 4 miesiące to potępiające „czemu jej nie dajesz innego jedzenia, przecież już jest taka duża, a twój pokarm na pewno jest za słaby i głodna jest”, a ja postanowiłam (pani dr Joanna i nasz pediatra to poparli) karmić ją tylko mlekiem do skończenia przez nią 6 miesięcy, a teraz coraz częściej słyszę „o, długo karmisz! a kiedy koniec?”.
Nawet jeśli jesteś w grupie zadających te dziwne dla mnie pytania, to weź się proszę zastanów następnym razem nim jakiejś kobiecie powiesz, że jej mleko jest kiepskie i darowałaby sobie to karmienie piersią. Nawet jeśli cię gdzieś w środku skręca, to powstrzymaj się od potępiającego spojrzenia i „dobrych rad”. Bo ona naprawdę tego nie potrzebuje i nie jest jej od tego lepiej.
I nie musisz mnie przekonywać, że mleko modyfikowane jest tak samo dobre jak mleko matki. Być może jest, ale mając wybór ja wybrałam karmienie piersią. Nie krytykuję karmienia mlekiem modyfikowanym i nie jestem terrorystką, która uważa, że karmienie naturalne jest jedynie słuszne. Dla mnie i mojego dziecka tak, od innych matek i ich dzieci mi wara, bo to ich wybór, ich decyzja, być może ich konieczność.

piątek, 17 października 2014

Język polski trudnym być


17 października 2014
Wczoraj zauważone podczas spaceru, niestety dostałam zaćmienia umysłu i nie pstryknęłam foty. Na jednym z ogrodzeń przyczepiona tabliczka, taka malutka, na której często są informacje o jakimś przyłączu, a na niej słowo: śiećiowa.
Mistrzostwo poprawnej polszczyzny jak dla mnie, bo w pierwszym momencie nie umiałam tego przeczytać.

środa, 15 października 2014

Krótki raport z placu boju, czyli mamy drugiego zęba


15 października 2014
Jak tak dalej pójdzie to załatwimy uzębienie w dwa tygodnie – dzisiaj przebiła się dolna prawa jedynka! Mam w domu własny, osobisty kasownik! Moje brodawki piersiowe już drżą i myślą o tym, żeby się wchłonąć ;)

A tak na serio to mam nadzieję, że chwilowo będzie przerwa w kolejnej dostawie zębów ;)

I wiem, monotonna ostatnio jestem, ale ząbkowanie mnie wykańcza i chwilowo prawie całkowicie pochłania. Jak się trochę wyśpię to zabiorę się za książki. I za frywolitki, bo Boże Narodzenie się zbliża, a mnie się marzy choinka ubrana w frywolitkowe gwiazdki i frywolitkowy łańcuszek ;) Nie wiem jak to zrobię, ale się postaram!

wtorek, 14 października 2014

O jesieni, miseczkach, zębie, nocniku…


14 października 2014
Jesień nas porozpieszczała nieprawdaż? Połowa października, a dopiero dzisiaj niebo się posmarkało i nie wychyliłam nosa z domu. Bo ostatnie dni były tak cudne, że aż momentami trudno mi było w to uwierzyć. Poszwędałyśmy się z Panną M po jesiennej Jurze, pospacerowałyśmy do piekarni po cieplutki pachnący chleb, a wracając obie żułyśmy świeże bułki, a pod stopami/kołami szeleściły nam liście.
Nawet odwiedziłam ostatnio IKEA (może powinnam napisać IKEĘ?) i nabyłam kubeczek za oszałamiające niecałe 5 złotych z którego w końcu moje dziecko pije jak należy, nie zalewając wszystkiego wokół. I śliczniusie miseczki, których absolutnie mi nie potrzeba, ale mówiły „Weź nas, weź nas”, więc wzięłam niebożęta, nie chcąc wyjść na zimną i nieczułą sucz. No jak? Wobec miseczek? Właśnie skonsumowaliśmy z nich budyń waniliowy na mleczku kokosowym i smakował wybornie! A i kupiłam Pannie M nocnik. Chwilowo bardzo ją bawi siedzenie na nim, ale ćwiczyliśmy w ubranku, żeby zobaczyć czy jej mała, chuda dupka nie wleci całkiem. W ubranku nie wlatuje, będziemy pozbywać się garderoby i się zobaczy.
A niusem dzisiejszym jest to, że Pannie M wylazła dziś górna prawa jedynka! Jest mikruteńka, dopiero co przebiła dziąsełko, ale jest! A dolna prawa jedynka szykuje się do desantu. Rety, rety, nigdy nie pomyślałabym, że się będę podniecać zębem. Jeszcze gdyby tylko noce były odrobinę spokojniejsze, a przerwy między jedną pobudką a drugą dłuższe…
No i tak to w zasadzie u nas. U Was też dobrze, prawda?

piątek, 10 października 2014

Dzisiejszy wpis sponsoruje literka Z jak ząbkowanie


10 października 2014
Nie mam siły. Nie mam cierpliwości. Nie nadaję się na matkę. Nie wiem kto tak durnie to wymyślił, że człowiek nie rodzi się z zębami, ale mordę bym mu obiła. A najbardziej mnie przeraża myśl, że to nie ząbkowanie tylko muchy w małej dupce Panny M i ot ma taką fanaberię, odmawiać posiłków, budzić się co godzinę, a co dwie domagać się mleka. Mojego. Jeśli to są muchy to lepiej niech ja się o tym nie dowiem, bo nie ręczę za siebie…

Myślę nad wyzwaniem intensywnie no i wiem czemu nie umiem zacząć! Bo ja w zeszłym roku przeczytałam mnóstwo książek i nie wiem o której mam napisać :/

poniedziałek, 6 października 2014

O strachu poniekąd…


6 października 2014
Ja nie wiem co jest w powietrzu, ale moje miłe dziecko, które jadło wszystko jak szalone od wczoraj odmawia posiłków, a jedyną formą wciśnięcia jej czegoś do paszczy jest moment jak się rozdziera. No przecież tak się nie da… Albo ją utłukę albo wezmę i zwariuję. Może ktoś, coś? Bo ja podejrzewam zęby, no ale żeby aż tak?!?!?!?! A że ja cierpliwości nie mam ani odrobiny, to wszelkie panie lekkich obyczajów latają po domu aż miło. Tak wiem, to nie pedagogiczne, ale co z tego?
Poza tym to skosiłam dziś trawę, mam nadzieję, że ostatnie to było koszenie w tym roku, bo zepsuł mi się przedłużacz do kosiarki. Nienawidzę trawy i kreta co to ryje radośnie. Takie małe miłe kopczyki produkował, a teraz wali wielkie kopciuchy i mnie zaczął wkurzać.
Pamiątką z wakacji jest również mandat i zdjęcie z fotoradaru, które dzisiaj przyszło. Pocztą. Zdjęcie od dupy strony. No naprawdę….
Bilans poniedziałku jest taki, że mam stertę brudnych ubranek (efekty jedzenia – niejedzenia dziecka), moje dziecko wkurza mnie tak, że mam bardzo brzydkie myśli na jej temat, kret doprowadził mnie do pasji, trawa też i owszem, bo była mokra i za wysoka, dostałam mandat, zepsułam przedłużacz…
Do tego rano przeczytałam informację, że nie żyje Ani Przybylska i do tej pory mnie strach trzyma. Ona była niewiele starsza ode mnie. Jak przeczytałam blog Chustki, to się przeraziłam co by było gdyby… Dzisiaj pomyślałam o tym samym. Do tego sobie dołożyłam wizję tego co się dzieje za wschodnią granicą i co może z tego wyniknąć i rano siedziałam jak sparaliżowana. Bo tak niewiele trzeba, żeby to wszystko co mam stracić. Te wszystkie dzisiejsze moje złości bledną i są nic niewarte.   „Wielkie to szczęście nie wiedzieć dokładnie, na jakim świecie się żyje …” Pani Szymborska jak zwykle trafiła w sedno….

sobota, 4 października 2014

Nie zostawiaj mi rano dziecka czyli jak mnie wkurzyć niemal w samo południe


4 października 2014
Sobota, godzina 11:20. P jeszcze w łóżku drzemie. Piękna pogoda za oknem, skończyła się prać pierwsza partia prania. Zanoszę Pannę M do łóżka z zabawkami, żeby P na nią rzucił okiem, a ja idę korzystać ze słońca i wiatru i pranie rozwiesić w ogrodzie. Podczas wieszania, mimo zamkniętych okien w domu słyszę jak Panna M rozpaczliwie zawodzi i płacze jakby ją ze skóry obdzierali. Kończę wieszać pranie, wchodzę do domu, w sypialni na łóżku siedzi zaryczane dziecko nad nim stoi P. i z wyrzutem do mnie mówi: – nie możesz mi jej tak zostawiać rano jak jeszcze leżę, bo zachciało mi się do ubikacji i musiałem ją zostawić i teraz płacze.
No. To widzę, że płacze. Ale kuźwa jakie rano?!?!?! Południe dochodzi, ja odkąd wstałam zdążyłam się wykąpać, umyć włosy, nakarmić Małą, dać jej kaszkę, zjeść swoje śniadanie, nastawić pranie, pobawić się z dzieckiem, przeglądnąć pocztę elektroniczną, fejsa i blogi, a on mi mówi, że ja RANO nie mogę na 10 minut zostawić mu dziecka? Oj, jak wyjdzie z łazienki to chyba odbędziemy poważną rozmowę, niekoniecznie w tonie rozmowy… Naprawdę, jest skuteczniejszy niż wiadro kawy w podnoszeniu ciśnienia…
Miłej soboty Państwu życzę!

środa, 1 października 2014

Smak i zapach lata zamknięty w słoiczkach


1 października 2014
W ramach zwalczania smutku i zniechęcenia wczoraj pobyłam sobie w miejscu, które uwielbiam – Jura. Zakochana w morzu, zakochana w górach, mam w swoim sercu szczególne miejsce dla Jury. Jest piękna o każdej porze roku. Kto nie był koniecznie powinien nadrobić, bo to naprawdę przepiękny zakątek naszego dzikiego kraju :) Kiedy tylko mam czas to robię sobie wypad na skałki, do lasu, na ruiny któregoś z licznych zamków. No i wczoraj ładowałam akumulatory krótkim pobytem w Olsztynie :) Pannie M chyba się podobało, poskrobała sobie amonit, złamała pazurek i zakrzyknęła da da da ;)
Za to dziś za oknem pleśń, zgnilizna i pomroczny ziąb nastał, więc zaszyłam się w kuchni i zrobiłam przecier z dyni :) Najpierw gotowałam, potem przecierałam, potem rozlewałam do wyprażonych słoiczków, a na końcu pasteryzowałam. I mam zamknięte w szkle ostatki lata, które przywiozłam sobie z Kaszub. Dynia przeszła pomyślny test smakowy, Panna M zjadła na świeżo pół miseczki ciepłej, dyniowej papki :)
Wyzwanie nade mną wisi. Dzisiaj, w zaległościach blogowych na Feedly’m, okazało się, że wyzwanie podjęła również Dorotka z Maminkowa – 
http://maminkowo.blog.onet.pl/
… A ja nie…. Ale spokojnie. Jak się zabiorę, jak siądę, jak zepnę pośladki to ja Wam jeszcze pokażę!. Tak przynajmniej mi się wydaje ;)