poniedziałek, 27 lipca 2015

Cuchnąca sprawa czyli dlaczego nie lubię upałów


Nie cierpię upałów. Nie tylko dlatego, że moja tolerancja termiczna kończy na maksymalnie 25 stopniach. Nie tylko dlatego, że czasami jest tak duszno, że mam wrażenie, że brakuje mi tlenu i na pewno się zaraz uduszę. Nie tylko dlatego, że praca podczas upału w nieklimatyzowanym pokoju to udręka, a podróż samochodem bez klimy to… No właśnie, pomińmy to milczeniem.
Przede wszystkim nie cierpię upałów dlatego, że ludzie śmierdzą. Pewnie ci co śmierdzą to i bez upałów to robią, ale podczas upałów jednak bardziej im to wychodzi.
Sobota rano. Udałam się na zakupy. Najpierw, na rynku minęły mnie dwa śmierdziuchy – najpierw pan, wyglądał na mocno wczorajszego, potem pani, która na oko wyglądała całkiem zwyczajnie, ale już na węch była okropna.
A potem w sklepie samoobsługowym. Szłam z wózkiem alejką z nosem w swojej liście zakupów i coś mi się zapach nie podobał. Za zakrętem namierzyłam źródło. Pan. Około 50, wyprasowana koszula, spodnie w kancik, sandały bez skarpet, na oko dośc przystojny. I tu powinien kończyć się opis pana. Bo od pana bił tak nieziemski smród, że czym prędzej poszłam dwie alejki dalej, żeby mnie czasem nie dogonił.
Ja rozumiem, że ludzie się pocą, bo sama się pocę. Ja rozumiem, że w czasie takich upałów to bardziej niż zwykle i jest to całkiem naturalne, że zdarza się, że nieładnie pachniemy po całym dniu w pracy. Ale nigdy przenigdy nie zrozumiem jak można z samego rana tak straszliwie cuchnąć starym, bo na pewno nie świeżym, potem. Ten pan na pewno nie brał porannego prysznica. Ten pan na pewno nie brał prysznica poprzedniego wieczoru. Miałam wrażenie, że ostatni raz wodę widział w okolicach Wielkanocy…
Rozumiem, że sobota rano, do wieczora jeszcze trochę, być może kąpie się on raz w tygidniu, własnie w sobotni wieczór, ale jak rany, jak można TAK cuchnąć?
Nie cierpię upałów. Nie cierpię. I też dlatego, że zużywam wtedy zdecydowanie więcej wody, bo jak szalona latam pod prysznic rano, wieczorem i jeszcze w ciągu dnia też i owszem. A i tak przy takich dzikich temperaturach mam wrażenie, że 5 minut po wyjściu spod chłodnego strumienia powinnam tam wrócić….

piątek, 17 lipca 2015

O tym, że radio bywa wkurzające

Od jakiegoś czasu w radio puszczane są reklamy suplementów diety dla psów. Ot, kolejna fanaberia, producenci zwęszyli zapewne potencjalnych klientów i dawaj.
Im częściej je słyszę tym bardziej mnie wkurzają. W jednej jakaś baba roztkliwia się nad swoją Nutką („kochany z niej przytulak”) i daje jej tabletki na sierść, żeby była piękna i gładka.
W drugiej facet opowiada, że w pewnym momencie jego psu po aktwyności zaczęły się trząść łapy, więc daje mu tabletki na stawy.
A w trzeciej, mojej „ulubionej” rozmawia pan z panią i pan się skarży, że jego pies od jakiegoś czasu jest mniej aktywny, ospały, ma biegunkę i wymiotuje, na co pani, z pewnością głosie, oświadcza, że wygląda to na problemy z wątrobą, jej pies też tak miał, ale dała mu tabletki na wątrobę i problemy zniknęły.
Nosz kurwa, że się tak kolokwialnie wyrażę, jakby mi pies srał i rzygał i stał się osowiały i apatyczny to jak najszybciej pojechałabym do weta, a nie do drogerii kupić suplement diety na wątrobę, bo jakaś głupia pinda mi to doradziła.
Generalnie radio każdego dnia mnie bombarduje suplementami diety na wszystko, ale jakoś te dla zwierząt wyjątkowo mnie wkurzają. Ciekawe ile ludzi wyda kasę na prochy dla psa, zamiast udać się z nim do lekarza…
No. Generalnie czuję się zaataowana informacjami, które jakoś tylko irytuja i wkurzają, bo oprócz tabletek na wątrobę dla psa to podawali też, że jeden z pacjentów, którego uratowano po zażyciu dopalaczy znów trafił do szpitala, bo znów coś wziął. Po kiego ratować? Skoro chcą się wytruć to może należałoby im nie przeszkadzać i nie blokować łóżek w szpitalach? Albo uroczy człowiek dostaje AŻ 9 lat za wielokrotne gwałcenie 8-miesięcznej dziewczynki… A mały chłopiec może pojechać na leczenie do Stanów tylko dlatego, że ludziom udało się zebrać gigantyczna kasę w rekordowym terminie kilku dni. A NFZ palcem nie kiwnął, bo ratuje idiotów od dopalaczy. Wiem, że to tak nie działa, ale jakoś dzisiaj jestem tym wszystkim wyjątkowo rozgoryczona i nie bardzo mi się to wszystko w głowie mieści.
Jutro i pojutrze weekend, żadnego radia, żadnych wiadomości…

wtorek, 14 lipca 2015

Wątła pierś matczyna, mlekiem płynąca, z dumy puchnie!

Po pierwsze primo to wczoraj Panna M zaczęła chodzić z chodziekiem-jeździkiem-pchaczem*! Koślawo, śmiesznie i dość nieporadnie, ale jest w stanie przejść sama kilka metrów i nawigować pchaczykiem jak wjedzie w przeszkodę.
Po drugie primo dzisiaj na szczepieniu tylko krótko miauknęła, ale nawet oczy jej się nie zaszkliły i nie zdążyła lamentować, bo zajęta była pluszową truskawką.
Po trzecie primo poszła spać bez smoczka i nawet chyba nie zauważyła jego braku.
No i po czwarte primo jak nie być dumną z tego wszystkiego? No jak?!?!?!
W 20 miesiąc życia wchodzi z rozwianym włoskiem, błyskiem w oku i szczerząc swoje małe ząbki. O bożebożenko, zaraz na studia pójdzie, a ja nie zdążę się nią nacieszyć!!!! :(
* nie mam pojęcia kto te nazwy wymyśla….

niedziela, 12 lipca 2015

Łała zjadł cipałkę czyli o tym, że polski język jest fajny

Widzisz Panno M, łała znów zjadł cipałkę! – zmieniam w sypialni pościel i słyszę jak P mówi do Panny M.
Co to kurna jest cipałka?!?! – myślę gorączkowo – co on w góle mówi do tego dziecka?
I słyszę chrupanie w psich szczękach. Tadam! Łała zjada CI PAŁKĘ! Pannie M coś się w nocy popsuło w brzuszku i dzisiaj cały dzień, z własnej woli, była na diecie kukurydzianej i wcinała chrupki. Skończyły nam się zwykłe chrupki, w pobliskim sklepie były akurat pałki kukurydziane. No i dziecię praktycznie wszystko robiło z tą pałką w łapce, co chwilę ją odkładając jeśli jej przeszkadzała, co wykorzystywał niecnie Pies i pożerał porzucone chrupki. Łała zjadł ci pałkę, no przecież!

sobota, 11 lipca 2015

Idziemy do zoo żeby oglądać samolot!

I wzięliśmy i pojechaliśmy. Pierwsza w życiu wycieczka Panny M do zoo. Już w samochodzie na pytanie czy cieszy się, że jedzie do zoo odpowiadała zdecydowane „TAK”, mówiła, że będą zwierzątka: maaa (kot), buuu (krowa lub słoń), łała (pies), pfrrrrr (owca) i dziadzia. Czemu dziadzia trafił do grona zwierzątek nie wiadomo.
Generalnie podobało jej się wszystko. Zaczęliśmy przy zagrodzie z pelikanami. Panna M posadzona na murku uparcie pokazywała liście i patyczki pływające po wodzie, kompletnie nie zauważając ptaków, dopiero jak jeden wstał i rozprostował skrzydła to się zatchnęła i zaczęła do nich machać i coś tam sobie opowiadać. I już w zasadzie wycieczkę po zoo mogliśmy zakończyć, bo bardzo była niezadowolona jak odchodziliśmy. Przekonało ją, że ma zrobić im papa i że dalej będą inne zwierzątka.
W mini zoo jak zobaczyła owieczkę to wykrzyknęła na jej widok „koko”, potem głaskała kozy i na widok siana mówiła „ble”.
Poszliśmy do słonia, no bo to duże, trudno nie zauważyć bydlaka. Panna M owszem, uprzejmie słonia pooglądała, powiedziała jak robi słoń, pomachała mu i pozwoliła wsadzić się do wózka bez protestów. Jak odchodziliśmy od słonia, to nagle zaczęła pokazywać paluszkiem i wołać „buuuu, buuuu”, wyraźnie ożywiona, na co P z dumą stwierdził, że słoń to jej się musiał naprawdę spodobać. Mnie zastanowił bardziej kierunek wskazywania jej paluszka i okazało się, że słoń jej kompletnie nie ruszył, a pokazywała na niebo, gdzie było widać maleńki samolot…. Samoloty jak słonie robią buuuu, ale samoloty są super, bo nad naszym domem przelatuje ich kilkanaście dziennie, co tam jakiś słoń.
No i w zasadzie tyle. Podsumowując wycieczkę największy aplauz wzbudził samolot. A i wafelek do lodów.
Może następnym razem będzie lepiej i znajdziemy lwy i tygrysy, bo tym razem nam umknęły, bo Panna M zgubiła plan zoo, a nam nie za bardzo chciało się ich szukać.

poniedziałek, 6 lipca 2015

Jak przypodobać się mężowi czyli co mnie wprawiło w osłupienie

Gdzieś w sieci znalazłam odnośnik do poradnika „Jak przypodobać się mężowi”. Pewnie olałabym to i przeszła dalej, gdyby nie to, że zafascynowało mnie jak ludzie nabijali się z tego, że jeśli mąż lubi wątróbkę to należy mu ją kupić, a nie tylko pieskowi kupować. Kliknęłam. Przeczytałam. A teraz Państwo sobie poczyta, a ja pozbieram szczękę z podłogi. To jest na serio? Ale serio serio?

http://www.fronda.pl/a/jak-przypodobac-sie-mezowi-porady,53604.html

P.S. Co to do diabła znaczy „dbać o swoją bieliznę”???? Zresztą mam kilka faworytów tego przypodobania się mężowi….
P.S P.S.Ale to jest naprawdę na serio??????

P.S. P.S. P.S.  poszukuję teraz poradnika „Jak przypodobać się żonie”…

EDIT: Znalazłam…                          
http://rodzina.opoka.org.pl/jednocialo/pan/3761.1,Tylko_dla_mezczyzn_Jak_przypodobac_sie_zonie.html