31 maja 2014
* od razu zaznaczam, że użycie słowa „złomiarze” nie ma wydźwięku pejoratywnego i żadnej osoby zbierającej złom urazić nie mam zamiaru!
Miałam w ogrodzie starą bramę. Nie taką prowadzącą na posesję tylko w środku było kiedyś ogrodzenie dodatkowe. I o ile starą siatkę udało mi się zlikwidować (dość lakonicznie wspomniałam o tym tutaj: KLIK) o tyle tę nieszczęsną bramę musiałam oglądać nadal. Aż do dzisiaj.
Położyłam Pannę M na jej pośniadaniową, przedpołudniową drzemkę, i usłyszałam, że ktoś wrzeszczy „halo”. No to wyskoczyłam w piżamce z misiem bubelsem zobaczyć co to się dzieje we fsi, a tam pod furtką stoi pan i się pyta czy nie mam czegoś starego na złom. Ucieszona wielce, wyskoczyłam do niego i mówię, że mam starą bramę, ale ją trzeba odciąć bo tak jest zardzewiała. Pan powiedział, że jak im udostępnię prąd to oni mają sprzęt. Prąd oczywiście udostępniłam, oprócz bramy panowie zabrali jeszcze jeden słupek z ogrodzenia co to go już nie ma i pojechali zadowoleni. Jak pan ścinał słupek to mówiłam mu, że bardzo się cieszę, że przyjechali, bo miałam powyżej uszu tej zardzewiałej bramy, a pan powiedział, że cała przyjemność po ich stronie, że dziękuje za prąd i że obie strony odniosą z tego korzyści.
No i jak się nie ucieszyć z takiego niespodziewanego, sobotniego gościa? Panowie będą mieli z tego kasę, a ja spokój święty i brak wkurzenia przy koszeniu trawy, kiedy to musiałam omijać to dziadostwo.