Przeszła nad nami mała nawałnica. U sąsiada strąciła z komina taki metalowy daszek, u nas porwała parasol i przewróciła stojak do niego – ciężki dość, porwała basen Panny M i go spsuła, wywiała mnóstwo drobnych rzeczy z ganku, dowaliła gradem, zagrała burzą, ukradła jedną fazę prądu i poszła w pizdu.
Dzwonię na 991, czekam długo, bo w kolejce oczekuje mniej niż 10 osób. Udaje mi się dodzwonić, przedstawiam pani problem. Pani sprawdza coś u siebie i mówi, że z ich strony na linii nie ma zakłóceń i że powinnam sprawdzić instalację wewnętrzną u siebie. Mówię jej, że sprawdzałam i że to jest coś co się u nas zdarza kilka razy do roku, wtedy przyjeżdżają panowie, coś tam robią w transformatorze i prąd wraca. Na co pani mi mówi, że najpierw muszę sprawdzić instalację wewnętrzną. No dobrze, ale jak? Proszę wezwać elektryka z uprawnieniami i do nas zadzwonić, podac numer licznika albo numer umowy na dostawę energii, wtedy zostanie sprawdzone czy nie zalegam z płatnościami i jeśli nie zalegam z nimi to wydadzą zgodę dla tego elektryka, żeby złamał plomby na liczniku. Yyyyyyy…. Upewniam się czy dobrze zrozumiałam, że to ja mam sobie o godzinie 19 znaleźć elektryka. Tak. No chyba, że okoliczne domy też mają problem to wtedy muszą to zgłosić i przyjedzie ekipa.
Szlag mnie jasny trafił, ale nim mnie trafił to w szoku się rozłączyłam.
Kiedyś zgłaszałam usterkę, przyjeżdżali panowie i było po sprawie, nikt nigdy nie kazał mi we własnym zakresie szukać elektryka z uprawnieniami….
Na szczęście u sąsiadów też częściowo wysiadł prąd, więc kolejnym telefonem udało mi się to zgłosić i mamy czekać.
Na szczęscie padła faza do oświetlenia, prąd w gniazdkach jest.
Pogotowie energetyczne, psia jego mać. Ciekawe kiedy dojdziemy do tego, że dzwoniąc na pogotowie ratunkowe też będę musiała znaleźć najpierw we własnym zakresie lekarza z odpowiednimi kwalifikacjami, żeby stwierdził, że wezwanie pogotowia jest zasadne. A jak już go znajdę to zadzwonię, żeby sprawdzili czy opłacam składki na NFZ…. Paranoja to jest czy tylko mi się zdaje?