wtorek, 25 sierpnia 2015

O ponurości melancholijnej

Nawłocie zakwitły, więc śmiało można rzec, że jesień przyszła. A wiadomym jest, że nawłociami… wróć!… mimozami jesień się zaczyna. A jak kwitną mimozy… wróć!… nawłocie mnie zawsze dopada ponurość i melancholia. Tegoroczna połączyła się z za krótkim urlopem, ze zbyt krótkimi wakacjami, z wrażeniem, że Los szyderczo się ze mnie śmieje przypominając o decyzjach sprzed kilku lat, które teraz dość mocno zaczynają uwierać. Końcówka urlopu to szalony galop i załatwianie pierdyliona spraw…
Tegoroczny, króciuteńki wypad nad morze nie ukołysał szumem fal tylko zirytował tłumem ludzi i upierdliwą mżawką. Przydałoby się zastosować góroterapię, ale o ile Serce skomli „jedź, choć na dzień, ale jedź”, to Rozsądek warczy „najpierw napraw idiotko kolano, bo narobisz kłopotów sobie i innym”.
A ja jestem zmęczona. Tak strasznie zmęczona, zniechęcona, najchętniej rzuciłabym wszystko i wszystkich w diabły, zaszyła się gdzieś sama i cieszyła spokojem świętym.
Chyba nie tak to wszystko miało być :(

piątek, 14 sierpnia 2015

W żołnierskim skrócie – nie ma co czytać jest na co popatrzeć!


No to tak.
Państwo podziwia za kogo kciuki rok temu trzymało. Fajny, nie? :D
A z ogłoszeń duszpasterskich to jedna sprawa ale kluczowa: blog nieczynny na czas wakacji. Od jutra. Do odwołania.

czwartek, 13 sierpnia 2015

13 nie zawsze jest pechowy…

Pamiętacie to 
http://agulec.blog.pl/2014/08/13/mialo-byc-pieknie-jest-zle/
?
Pamiętacie jak wspólnie trzymaliśmy kciuki? No i proszę, rok minął jak z bicza trzasnął, „nasz” Maluch dzisiaj skończył pierwszy roczek, jest zdrowym, silnym, wesołym brzdącem. Jak jego Mama wyrazi chęć i zgodę to może Wam go pokażemy jaki z niego Bohater wyrósł :)
W kupie i kciukach siła, moi Państwo mili! Jeszcze raz dzięki tym co wtedy trzymali, a jeszcze się tu pojawiają :)
A my dzisiaj mamy 10 rocznicę ślubu… Świętujemy dość umiarkowanie, bo Panna M postanowiła dziś nie pójść spać i uskutecznia awantury w łóżeczku, domagając się pierdyliona dziwnych rzeczy – od kilkunastu minut P śpiewa jej „wheels on the bus”… Jeszcze chwila i to ja zasnę, a nie ona…
Masakra z tym upałem, do tego komary się objawiły, psia ich mać.
Może u Was chłodniej i bez komarów choć?

poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Pogotowie energetyczne czyli radź sobie sam. Po ciemku.

Przeszła nad nami mała nawałnica. U sąsiada strąciła z komina taki metalowy daszek, u nas porwała parasol i przewróciła stojak do niego – ciężki dość, porwała basen Panny M i go spsuła, wywiała mnóstwo drobnych rzeczy z ganku, dowaliła gradem, zagrała burzą, ukradła jedną fazę prądu i poszła w pizdu.
Dzwonię na 991, czekam długo, bo w kolejce oczekuje mniej niż 10 osób. Udaje mi się dodzwonić, przedstawiam pani problem. Pani sprawdza coś u siebie i mówi, że z ich strony na linii nie ma zakłóceń i że powinnam sprawdzić instalację wewnętrzną u siebie. Mówię jej, że sprawdzałam i że to jest coś co się u nas zdarza kilka razy do roku, wtedy przyjeżdżają panowie, coś tam robią w transformatorze i prąd wraca. Na co pani mi mówi, że najpierw muszę sprawdzić instalację wewnętrzną. No dobrze, ale jak? Proszę wezwać elektryka z uprawnieniami i do nas zadzwonić, podac numer licznika albo numer umowy na dostawę energii, wtedy zostanie sprawdzone czy nie zalegam z płatnościami i jeśli nie zalegam z nimi to wydadzą zgodę dla tego elektryka, żeby złamał plomby na liczniku. Yyyyyyy…. Upewniam się czy dobrze zrozumiałam, że to ja mam sobie o godzinie 19 znaleźć elektryka. Tak. No chyba, że okoliczne domy też mają problem to wtedy muszą to zgłosić i przyjedzie ekipa.
Szlag mnie jasny trafił, ale nim mnie trafił to w szoku się rozłączyłam.
Kiedyś zgłaszałam usterkę, przyjeżdżali panowie i było po sprawie, nikt nigdy nie kazał mi we własnym zakresie szukać elektryka z uprawnieniami….
Na szczęście u sąsiadów też częściowo wysiadł prąd, więc kolejnym telefonem udało mi się to zgłosić i mamy czekać.
Na szczęscie padła faza do oświetlenia, prąd w gniazdkach jest.
Pogotowie energetyczne, psia jego mać. Ciekawe kiedy dojdziemy do tego, że dzwoniąc na pogotowie ratunkowe też będę musiała znaleźć najpierw we własnym zakresie lekarza z odpowiednimi kwalifikacjami, żeby stwierdził, że wezwanie pogotowia jest zasadne. A jak już go znajdę to zadzwonię, żeby sprawdzili czy opłacam składki na NFZ…. Paranoja to jest czy tylko mi się zdaje?

niedziela, 9 sierpnia 2015

Kiedy pies zostaje żarłocznym złodziejem

Od jakiegoś czasu nasz całkiem rozpuszczony, kompletnie niewychowany Pies zdurniał i zaczął podkradać jedzenie. Wcześniej jedzenie mogło leżeć gdziekolwiek, nawet na podłodze, Pies nie ruszał. Stół to była dla niego świętość, nawet jak jego jakiś smakołyk leżał na stole to leżał dopóki ktoś mu go nie podał. Co więcej, jedzenie mogło leżeć na niskim stoliku nawet wtedy kiedy nas nie było w domu.
A od jakiegoś czasu Pies namiętnie kradnie jedzenie. Próbuje wykradać jedzenie Pannie M, co nie jest trudne, bo kiedy ona coś je to często chce mu się tym jedzeniem pochwalić i mu pokazuje w wyciągniętej rączce. Ewentualnie jak ona coś gdzieś porzuci to zaraz to znika w psiej paszczy.
I to mnie nie dziwi. Ale zaczął ściągać suszący się na kaloryferze suchy chleb, czego nigdy nie robił, podchodzi do stołu w kuchni i próbuje kufą sięgać do tego co w jego zasięgu, oblizuje talerze jeśli leżą na niskim stoliku. Dzisiaj P. na chwilę na ów stolik odłożył talerzyk z obiadem Panny M – kurczak w sosie koperkowym z ziemniakami – i wyszedł. Pies próbując zjeść zawartość talerza zrzucił na podłogę całość, przy okazji zrzucając kubek i kilka innych rzeczy, po czym wszedł pod fotel, pod który się nie mieści, a jak dostał kapciem w wypięty zad to nawet nie poczuł, dopiero krzyk na niego podziałał…
Ja obstawiam, że to jakaś forma zazdrości o dziecko, P. twierdzi, że to na starośc mu się tak porobiło…
Za teorią P przemawia to, że pies Teściów zaczłą takie numery odstawiać niedawno, jak zostaje sam w domu. Ma już ok 11-12 lat. Tyle, że on wszedł już na level hard i wspina się na kominek albo wskakuje na wysoki stół. Wcześniej wszyscy podejrzewali kota o konsumpcję – no bo jak mogły zniknąć kanapki z wysokiego stołu lub ciasto postawione na kominku – ale jedzenie zniknęło, gdy kot miał żelazne alibi – był w tym czasie na dworze ;)
Macie jakieś doświadczenie z kleptomanią jedzeniową u psów?