sobota, 28 maja 2011

.

28 maja 2011
Najwyraźniej niebo zmęczyło się błękitem, a słońce postanowiło odpocząć.
W nocy przebudził mnie szum. Przez chwilkę nie mogłam się kompletnie odnaleźć. Dopiero po chwili zorientowałam się, że to co słyszę to deszcz. Upewniłam się że Kocur cichutko śpi obok i uśpiona szumem z powrotem zasnęłam.
Rano padało nadal, teraz zresztą też pada. Może wygląda to ponuro, kiedy unoszę zmęczony wzrok na niebo spogladają na mnie ponure, ciężkie chmury, ale już odrobinę niżej wdzięczna zieleń chłonie wilgoć i cieszy się z każdej kropli. Konwalie znów wyprostowane na baczność, funkie uniosły dumnie liście, a dąbrowka rozłogowa zmęczona ostatnimi suchymi dniami pręży swoje łodyżki prezentując światu swoją fioletową główkę. Pod płotem zakwitły jakby rumianki. Nawet nie wiem kiedy to zrobiły, w tym codziennym zaganianiu przegapiłam nawet to, że tam rosły….
Soczysta zieleń trawy i widok zadowolonych roślinek na grządce jakoś wynagradza zwyczajną ponurość tego dnia..
I mnie cieszy ten deszczowy dzień. W spokoju, bez pośpiechu, choć ten byłby wskazany, dopieszczam projekt ogrodu, wprowadzam i nanoszę ostatnie elementy, ostatnie poprawki.
Jest sennie, jest spokojnie, jest dobrze.
A myślami biegnę w strone ukraińskich połonin…. Czyżby powtórka z zeszłego roku? Może się uda….

piątek, 27 maja 2011

.

27 maja 2011
Na kolanach laptop. Z lewej strony kubek z kawą. Z prawej strony zeszyt z notatkami. Już nie umiem się dziś niczego nauczyć :( Mam watę w głowie i piasek w oczach :(
A po pustej i zmęczonej łepetynie tłuką się na przemian:

http://w682.wrzuta.pl/audio/6Rig62tF50J/keith_caputo


http://kreatur.wrzuta.pl/audio/akvKOFoCYmq/marilyn_manson_-_tainted_love_hq

… choć akurat nie mam pojęcia czemu akurat to, bo tak naprawdę to uwielbiam, przepadam za wersją tą

http://www.youtube.com/watch?v=VnWXE62H8YY

… Choć jak już Marilyn Manson to musi być też to

http://w431.wrzuta.pl/audio/6RA30SPNUAl/merilyn_manson_-_21_-_the_kkk_took_my_baby_away_ramones_cover

… chyba pójdę spać… bo przeraża mnie to co mi po głowie chodzi….

P.S. Ale pomimo wszystko trzydzieści trzy, trzydzieści trzy…. czy jakoś tak :)

niedziela, 22 maja 2011

HA!


22 maja 2011
Dziś byłam niczym Tańczący Na Zgliszczach, Burzyciel Światów, Biały Płomień Tańczący Na Kurhanach Wrogów i Destruktor w jednym.
No ale dość o mnie.
Zawiedziona faktem, że jeden ewentualny koniec świata przespałam, a o drugim dowiedziałam sie po fakcie (gdyby ów fakt zaistniał), dziś zgotowałam mały armagedon mrówkom. Wyplewiłam resztę grządki, a w owej reszcie mrówki miały swoje lokale. No i się działo oj działo. Burzyciel Światów czyli jo, odziana w górę od bikini, krótkie spodenki i rękawice robocze (już na sam mój widok mrówki pewnie mdlały ze strachu), uzbrojona w motyczkę i grabki przystąpiłam do dzieła zniszczenia. Mrówek w zasadzie trochę mi żal, bo oberwały trochę rykoszetem, ale cóż, trza było imperium budować nie na mojej grządce, a wszystko byłoby okej. W każdym bądź razie mrówki biegały rozzłoszczone i niewiedzące osochodzi, ale szybko chyba sytuację opanowały, bo po kilkunastu minutach zapanował spokój. Jakiś widać mały armagedon im zafundowałam.
A teraz mam opalone ręcę, nad nadgarstkami biegnie granica opalenia, bo dłonie mam białe. Jak jakaś dama z czasów, gdzie się biegało w rękawiczkach i pod parasolka, bo słońce było fe. To nic, że od grzebania w ziemi dłonie mam poryte i poharatane z dziurą po wczorajszym grabieniu trawy…. Ale ta granica od rękawic wygląda powalająco! No widać taka jest cena bycia Niszczycielem.
Teraz zmęczona dziełem dokonanym udam się na odpoczynek, wszak nie codziennie coś się niszczy…
A w ramach niusów to jeden egzamin już za mną. Tak, oczywiście, że zdałam go na PIĘĆ, bo wszak uczyłam się do niego pilnie i w ogóle kujon i dziobak jestem. No.

piątek, 20 maja 2011

?!?!


20 maja 2011
To jutro ma być ten koniec świata? Nic nie pokręciłam?
MATKO JEDYNA!
A ja taka rozczochrana…..
I za cholerę nie zdąże do jutra ze wszystkim.
I do tego podobno o 6 rano, tak?
Jezu, w sobotę rano o 6?!?!?!? No naprawdę, nie można by trochę później, o jakiejś bardziej ludzkiej godzinie?!?
No sama nie wiem co z tym zrobić mam….
Grządki niewyplewione, trawa częściowo skoszona i całkowicie niewygrabiona, pies śmierdzi niewykąpany, łazienka czeka na sprzątanie. Dobrze, że wczoraj zdążyłam nogi wydepilować, w końcu koniec świata nie zdarza się codziennie, wypadałoby jakoś wyglądać… Wystarczy, że będę rozczochrana… No ale czego się spodziewać po mnie o 6 rano? Wszak wiadomo, że żadna ze mnie Królowa Poranka ani Pożeraczka Świtów…
Aaaa, jestem nieprzygotowana na koniec świata! Proszę go odwołać albo przesunąć na późniejszy termin! A paznokcie zdążę pomalować!
No bo wypadałoby go przyjąc jak dama, siedząc na fotelu, sącząc jakiś wykwintny napój i niby mimochodem zdmuchując opadającą na oczy grzywkę, nie?
A ja taka nieuczesana…..
Ech.

czwartek, 19 maja 2011

19 maja 2011
Dziś zrobiłam po raz pierwszy od długiego czasu coś DLA siebie.
Mianowice stanowczo zażądałam dwóch dni wolnego. I je dostałam, niekoniecznie bez walki, ale jednak.
I uczyłam się. Ale jakże mi dobrze było z tą nauką.
W ogrodzie, na leżaku, ze szklanką chłodnej wody, z kolorową kanapką z pomidorem, serkiem i pomarszczoną śmieszną sałatą.
W towarzystwie pszczół, które dzielnie buszowały w resztkach mniszków, nurkując główkami pomiędzy żółtymi "kłaczkami", z parą szpaczków, które niezmordowanie dokarmiały swoje dzieci, które siedzą w szparze w murze chlewika. W towarzystwie maleńkiej modraszki, która postanowiła zamieszkać w słupku przy furtce.
Gdy zamknęłam oczy poczułam się jak na wakacjach na wsi – brzęczące owady, śpiewające ptaki i piejący od czasu do czasu kogut u sąsiadów.
Dobre to było przedpołudnie.
A na dyżur Kocur przyniósł mi cały talerz naleśników z powidłem śliwkowym i z żurawinami, kubek herbaty i deser.
Dzień pomału się kończy, za chwilę kończy się dyżur, a ja siedząc przy otwartym oknie, leniwie uśmiecham się do tego dzisiejszego dnia. Takiego mojego, spokojnego, dobrego.

poniedziałek, 16 maja 2011

.

16 maja 2011
Wczoraj jednak padało.
Za to dziś jak zadzwonił budzik zastanawiałam się czy zabić na śmierć urządzenie, zabić się czy ewentualnie choćby tylko się rozpłakać. Po namyśle zwyczajnie wstałam i żadnego z pomysłów nie zrealizowałam.
Ale dzisiaj zdecydowanie nie lubię ludzi. Więc proszę nie zaczepiać, nie pytać, nie ruszać. Bo warczeć też mi się średnio chce.

czwartek, 12 maja 2011

.

12 maja 2011
No ciepło jest.
Rano kuchnia jest tak skutecznie zalana słońcem, że muszę je na siłę miotłą wymiatać, a okno zasłaniać, bo razem się w tej kuchni nie mieścimy.
Za to po pracy mogę się leniwie wyciągnąć w słońcu. No leniwie to może nie, umówmy się. Walczę dalej z pracami zaliczeniowymi, ale walczę z lapkiem w ogrodzie, bo żal w domu siedzieć.
No i jakoś tak spokojniej się zrobiło. Wprawdzie wiem, że to tylko kwestia czasu aż coś gdzieś się rypnie koncertowo i całkiem znienacka, ale póki co delektuje się tym spokojem i ciepłem.
Może nie jestem na etapie nenufaru na spokojnej tafli jeziora, ale plasuję się gdzieś na pozycji przynajmniej żabiścieku w sadzawce. Przy mojej choleryczności wrodzonej to naprawde poziom zen. I tak o.

poniedziałek, 9 maja 2011

.

9 maja 2011
Szczepienie w szparę, szczepienie przez zbliżenie….. Głowę mając wypełnioną świństwami piszę prace zaliczeniowe do szkoły, jednocześnie słuchając zupełnie nie sprośnych dźwięków, np tego
http://dano2005.wrzuta.pl/audio/16QYs0tCZPi/stan_borys_-_jaskolka_uwieziona

No to sobie słuchajcie, ja piszę o tych świństwach dalej.

środa, 4 maja 2011

.

4 maja 2011

http://titanic1912.wrzuta.pl/film/3ghqDuUah6K/wyjatkowo_zimny_maj_-_maanam

… nic dodać nic ująć… Tylko ja się pytam ZA CO? Bo ja NA PEWNO byłam grzeczna….

poniedziałek, 2 maja 2011

.

2 maja 2011
Zygmunt zniknął.
Boję się, że jednak go połknęłam przez sen. Choć Kocur twierdzi, że widział jak Zygmunt wyprowadzał się wczoraj w nocy z małym tobołkiem. Jeśli by tak na pewno było to pewnie dlatego wyszedł w nocy, żeby mi przykrości nie robić. Ale tak bez pożegnania…. Choć może machał kosmatą łapą. Bo wizja, że ową łapą głaskał mnie po głowie, kiedy spałam jest zbyt straszna….
No i dziś noc bez Zygmunta….
Skosiłam to ściernisko za domem, które udaje trawnik. Ja pier…lę. Chyba nie żyję.
Coś na dziś 
http://w334.wrzuta.pl/audio/5wWgEHP19hc/arek_zawilinski-_szary_pies_z_tennessee

Tęsknię za Bieszczadami…. Ale już niedługo…