piątek, 25 września 2015

Żadna chwila nie może być zmarnowana na nicnierobienie

Panna M zasypia, już prawie, prawie śpi, ja siedzę koło łóżeczka, łeb oparty na ramieniu, ramię na ramie łóżeczka, czuję, że jeszcze chwila i sama tam zasnę i nagle słyszę „plup, plup, plup”… Spoglądam w dół, a tam brzdąc sobie palcem zaczepia o dolną wargę i wydaje ten charakterystyczny dźwięk… Nawet jak już prawie śpi musi być czymś zajęta.

wtorek, 22 września 2015

Jesień przyszła, jesień przyszła, cóż za piękne chwile!

Dobra. Tylko żartowałam. Jutro pprzyjdzie… I tak to drodzy Państwo. Jeszcze niby ciepło, niby miło, a potem dowali zimnem, zgnilizną, pleśnią, pomrocznym ziąbem i rachunkeim za gaz… Nie lubię.

poniedziałek, 21 września 2015

O tym jak Panna M motocyklistę podrywała

Jedziemy dzisiaj dwupasmówką, jadę prawym pasem i widzę, że lewym zbliża się motocyklista. Przede mną jedzie samochód, chciałabym go wyprzedzić, ale nie bardzo mogę zjechać na lewy pas, bo motocyklista jedzie prawie równo ze mną i nie zanosi się na to, żeby mnie wyprzedził. A czemu? Okazało się, że Panna M zabrała się za podryw motocyklisty i przesyłała mu promienne uśmiechy, a on się zrównał z naszą tylną szybą i jej na owe uśmiechy odpowiadał. W końcu Panna M zrobiła mu papa, on jej na pożegnanie zatrąbił, zdążył uśmiechnąć się i do mnie i tyle go było.
Ja nie wiem czy nie powinnam się zacząć martwić co to będzie, skoro ona w wieku 21 miesięcy podrywa facetów na motorach i to w trakcie jazdy!

niedziela, 20 września 2015

O poniedziałku, winie i porannym pac pac

Czy kogoś boli równie mocno jak mnie świadomość, że jutro zadzwoni budzik i okaże się, że mamy poniedziałek?
Dzisiaj rano obudziło mnie pacnięcie w głowę. Zdjęłam z głowy poduszkę w sówki, zaraz po niej nadleciała pieluszka w sówki, a tuż za nią druga w biedronki. Zgarnęłam szmatki z twarzy i poczułam ciepłą łapkę robiącą mi pac pac po głowie i cienki głosik „mama… mama, tam!”. Panna M zarządziła desant z łóżeczka do nas, zażądała „mniam” w postaci kubka z mlekiem i obie udałyśmy się na kontynuację snu. Do 10:30…..
I jak ja cholera jutro wstanę o 5:52?!?!?!?
Z tego wszystkiego zaraz upiję się kieliszkiem wina prosto z Grecji. Jednym kieliszkiem. Taka jestem ekonomiczna po prawie 3 latach abstynencji. O.

czwartek, 17 września 2015

Gdy zawieje halny…

Wiatr halny towarzyszy mi od zawsze. W mojej rodzinnej miejscowości, mimo, że oddalonej od gór całkiem spory kawałek, kiedy nagle przychodziło ocieplenie i wmagał sie wiatr od razu było wiadomo, że w Tatrach halny. Tu gdzie teraz mieszkam w niewielkim stopniu, ale jest odczuwalny.
Mówią, że halny zrobi z ciebie wariata. Że to wiatr szalony, wpływający na psychikę. Gdy wieje ludzie popełniają więcej samobójstw, pojawia się więcej aktów agresji. Na mnie zawsze działał niepokojąco.
Ale nie tym razem. Nie byłam w Tatrach, byłam w Beskidach. Wczorajszego popołudnia już było czuć, że coś się święci, powietrze stało w miejscu i było ciężkie, lepkie i sprawiało wrażenie jakby mu ktoś tlen zabrał. Wieczorem zaczęło wiać. Niezbyt mocne, ciepłe podmuchy i delikatne świstanie wiatru w kominie.
W nocy obudził mnie głośny, jednostajny szum. Nie swoje łóżko, nie swoja pościel sprawiły, że przez moment nie wiedziałam co się dzieje ani gdzie jestem. Szeroko otwartymi oczami wpatrywałam się w ciemny prostokąt okna za którym gałęzie w szalonym tańcu splatały się ze sobą, a wiatr porywał liście i drobne gałązki. Wsłuchana w jego świszczenie, momentami wycie w kominie i szparach, o których nikt nie wie, pozwoliłam ukołysać się tą jedyną w swoim rodzaju kołysanką i zasnęłam. Przebudzałam się jeszcze kilka razy, za każdym razem usypiał mnie wiatr.
Poranek był wietrzny, ciepły,słoneczny. Wyszłam z domu i ciepły podmuch uderzył mnie w twarz, splątał włosy, rozwiał myśli. Na jedną, krótką chwilę zamknęłam oczy, pozwoliłam by halny poszarpał ubranie, przeczesał włosy, ciepłym pocałunkiem omiótł zamknięte powieki. Tym razem halny nie rozdrażnił, nie zaniepokoił. Ukołysał do snu, a rano na chwilę przewietrzył głowę i wzbudził niesamowitą tęsknotę by dać się porwać, unieść i trafić nie wiadomo gdzie. A przynajmniej oddać mu wszelkie smutki, zmartwienia. Tak by choć na chwilę, na moment jeden przeminęły z wiatrem…

niedziela, 6 września 2015

O rozstaniu i bułeczce pomarańczowej


Się będzie działo w tym tygodniu. Jadę na szkolenie. Na trzy dni. A P jedzie do swoich rodziców pilnować domu, psa i kota, kiedy oni będą się wakacjować. A Panna M zostaje z Babcią. Na dwie noce. Wprawdzie P ma wpadać i ją kąpać i usypiać, ale i tak się wszyscy zastanawiamy jak to będzie. Wszysycy oprócz Panny M, bo jeszcze nic nie wie bidulka.
Dla mnie, jaki dla niej, to będzie nowe i zapewne dziwne doświadczenie, bo pierwszy raz odkąd zamieszkała w moim brzuchu pójdziemy spać w dwóch tak bardzo od siebie oddalonych miejscach… I się denerwuję i się ekscytuję.
Z tego wszystkiego popełnione dziś zostały bułeczki pomarańczowe, które są w zasadzie pomarańczowymi muffinami, ale też dobre.
A u Was też tak zimno i mokro?