wtorek, 27 listopada 2012


27 listopada 2012
Nieobecnym wzrokiem wpatruję się w płomień świecy, a w mojej głowie kłębi się milion myśli. Obijają się o siebie, gubią, odnajdują, by za moment znów gdzieś przepaść. Gdybyś spytał o czym myślę, nie umiałabym odpowiedzieć. A przecież nieprawdą byłoby powiedzenie, że o niczym… Ugniatając między palcami kuleczkę z miękkiego, ciepłego i pachnącego wosku przełykam gorzki smak rozczarowania…

poniedziałek, 26 listopada 2012

Oczekując na…


26 listopada 2012
Widziałeś kiedyś jak wygląda oczekiwanie? Umiałbyś je opisać? Nie? To spójrz na mnie. Dzisiaj. Teraz. Cała jestem oczekiwaniem. Na pozór spokojna, opanowana, z delikatnym cieniem uśmiechu czającym się w kącikach lekko rozchylonych warg. A tak naprawdę spięta do granic możliwości. Próbująca nad tym zapanować. Bezskutecznie póki co. Spójrz w moje oczy. Wielka nadzieja wyziera z kącików szarych oczu, przycupnęła w cieniu rzęs. Rozsądek próbuje ją przegonić, by w razie niepowodzenia uchronić mnie przed rozczarowaniem, ale to na nic. Nadzieja też oczekuje. Jak ja. I tak sobie czekamy, pozornie spokojne, pozornie obojętne, pozornie niezainteresowane. Niech cię to nie zwiedzie. Bo to dwa małe, rozedrgane kłębki nerwów. W oczekiwaniu… na cud…

sobota, 24 listopada 2012

21…


24 listopada 2012
… rocznica śmierci Freddiego…

Z tej okazji postaram się dzisiaj nikogo nie zagryźć…

… Innuendo …

Dramatycznie!


24 listopada 2012
P. spogląda na doniczkę, w której od sierpnia tkwią nasionka klonu, który miał wykiełkować i być bonsaiem, a póki co było tam tylko pełno małych robaczków i mówi: Chyba przestanę podlewać tego bonsaika, bo nawet robaczki mi umarły…

sobota, 17 listopada 2012

My name is Owocówka. Muszka Owocówka.


17 listopada 2012
Czuję się osaczona. W całym domu mam pełno owocówek i za cholerę nie wiem skąd i dlaczego. Śmieci wyrzucone, żadnego jedzenia na wierzchu, a te cholery są wszędzie. Siedzą na wszystkim – okno, ściana, szafka, ściereczka, kabel od czajnika, czajnik, drewniana łyżka (czysta!), czyste naczynia… Dziś rano otworzyłam oko, a mała mucha siedziała na ścianie koło łóżka. Wchodzę do łazienki – trzy siedzą na szczoteczce do zębów…

Przegięły. Zaraz idę zwalczyć te gówniane owady, nim doprowadzą mnie do jeszcze większego szału…

Baj baj maszkary!

P.S. Na parapecie kuchennym stoi wiklinowy koszyczek z jabłkami. A na nim ani jednej muchy….

czwartek, 15 listopada 2012

.


15 listopada 2012
Rozpoczął się sezon grzewczy i kaloryfery stały się ciepłe. A wraz z nimi nastał czas zawalonego gardła, zatkanego nosa, łamania w kościach i stanu podgorączkowego. Szlag by to jasny trafił… Jak ja cię listopadzie nienawidzę….

środa, 14 listopada 2012

O pajonku przebrzydłym


14 listopada 2012
Jak się nic nie dzieje to się nic nie dzieje. Jak P jest w domu to się nic nie dzieje. Jak Pies jest w domu to się nic nie dzieje. Jak P nie ma, jak Pies jest w ogrodzie, a ja sama w domu jestem to się zawsze dzieje.

Wchodzę do łazienki wyciągnąć pranie z pralki, patrzę, a tam, na brzegu wanny siedzi pajonk. Taki średni, ale pajonk. Psa nie ma, żeby go zjadł, P nie ma, żeby go zabrał. Szybka myśl – zakleję drzwi taśmą, żeby sukinsyn nie wylazł z łazienki i poczekam na P. Druga równie szybka myśl – nie dam rady nie korzystać z łazienki aż do jutrzejszego wieczoru. Trzecia myśl – musisz coś z nim zrobić SAMA… Taa, najprościej byłoby go walnąć kapciem i truchełko spłukać prysznicem. Ale trochę żal „gupka”. Wzięłam szmatkę, prędkim ruchem zagarnęłam pajonka, który pewnie dostał 8 zawałów, 3 udary i rozwolnienia, zwinął się w kuleczkę, a ja go z odrazą wyniosłam za drzwi i ściereczkę dokładnie wytrzepałam, ku uciesze Psa. Nie wiem czy pajonk przeżył, ale to było najbardziej humanitarne zachowanie wobec niego na jakie mnie stać – w szmatę i za drzwi.

Dobrze, że go znalazłam ot tak, a nie podczas kąpieli, bo wrzask byłby jak u Hitchcocka tylko tysiąc razy bardziej…

niedziela, 11 listopada 2012

Reszta z dzielenia czyli jak rozbroiłam drzwi z zamka


11 listopada 2012
Strasznie edukacyjny miałam łikend. Najpierw P. ze zgrozą oniemiał jak się okazało, że nie pamiętam co to jest reszta z dzielenia. Podobno w podstawówce tego dzieci uczą. No to mam prawo nie pamiętać, bo podstawówkę dawno temu skończyłam. W każdym bądź razie tłumaczył mi to na miseczkach z cukierkami. A jak już w końcu załapałam o co chodzi to potem podczas wspólnej kąpieli co chwilę wymyślałam reszty z dzielenia z jakichś wielkich liczb, dumna z siebie bardzo. Ale ponoć robię to jakoś od dupy strony. Ale za to skutecznie!

A dziś nam się troszkę zepsuł zamek w drzwiach i chciałam naprawić. Rozkręciłam toto, potem P rozkręcił resztę, bo sił mi brakło i ujrzałam przed sobą wnętrze zamka. Okazało się, że nie działa bo taki pierścień, który otacza bolec od klamki był pękł na cztery części. Reszta z dzielenia wyszła mi cztery plus okruszki. Skleiłam to to kropelką, ale potem jednak znów się rozwaliło, a efekt jest taki, że mam opuszki z czarnymi plamami, bo mi się śmiotki zamkowe do palców na kropelce przykleiły… Jutro trzeba nabyć nowy zamek, z tego już nic nie będzie… Ale cenne doświadczenie – wiem jak wygląda zamek od środka i umiem go złożyć z najdrobniejszych elementów. Nawigacja w samochodzie też działa.

Taaak, ja to mam jednak talent….

czwartek, 8 listopada 2012

Zostań bohaterem w swoim samochodzie!


8 listopada 2012
Ostatnia próba podładowania nawigacji w samochodzie skończyła się tym, że zapadł werdykt, że zapalniczka nie działa. Trzeba jechać do serwisu. Ale przypomniało mi się, że jak P. wsadzał tą ładowarkę do gniazda zapalniczki to coś tak cichutko cyknęło. Pomyślałam, że bezpiecznik. Podzieliłam się „odkryciem” z P., który uznał, że moja diagnoza i owszem może mieć pokrycie w rzeczywistości i że sprawdzimy.

Minął dzień, dwa, pięć, P. pewnie dawno zapomniał, że był plan „bezpiecznik”, a ja nie zapomniałam, bo żywo mnie interesuje możliwość nieograniczonego korzystania z głosu Krzysia Hołowczyca jak będę się zapuszczać w gęstwinę stolicznych ulic i uliczek.

Dlatego dziś, wzięłam instrukcję obsługi hjundka, na wszelki wypadek czołówkę ;) i udałam się do garażu. W instrukcji znalazłam rozdział o bezpiecznikach, udało mi się zlokalizować owe w samochodzie, pod kierownicą i się zaczęło. Najpierw klapka zabezpieczająca nie chciała odskoczyć. Okazało się, że potrzebne są siła razy gwałt, a ja chciałam po dobroci. Ok, punkt pierwszy zrealizowany, bezpieczniki są. Namierzyłam ten właściwy. Ok, jest nieźle. Ale w mondrej ksiunszce napisali, że bezpieczniki należy wyciągać przy użyciu takiego czegoś co znajduje się w drugiej skrzyneczce z bezpiecznikami, pod maską. Ok, wiem gdzie jest maska, umiem ją otworzyć. Namierzyłam skrzynkę, ale skrzynka owa nie chciała się otworzyć. Znów byłam za delikatna, siła z gwałtem pomogły. W owej skrzyneczce i owszem takie małe plastikowe szczypczyki były. Wzięłam, wyjęłam, wróciłam pod kierownicę. Udało się nawet bezpiecznik wyjąć, ale na oko był sprawny. Wsadziłam z powrotem, próba zapalniczki, nic. No to tak sobie pomyślałam, wyjmę inny, sprawdzę czy może się czymś różnią. Wyjęłam pierwszy lepszy, wygląda tak samo. Ale pod światło patrząc to pod plasticzkiem są druciki. Biorę ten od zapalniczki, pod plasticzkiem druciki przerwane. HA! Brawa dla mnie! Echa braw i fanfar nie zdążyły minąć, a ja się zorientowałam, że ten wyjęty bezpieczniczek pierwszy lepszy nie wiem gdzie był… Bo pech chciał, że wyjęłam taki jakiś, wokół którego były wolne miejsca, a na rysunku powinny być zajęte… I teraz w sumie nie wiem czy wyjęłam taki od czegośtam z alarmem czy od świateł przeciwmgielnych… Wsadziłam go z powrotem, ale nie jestem pewna czy w dobre miejsce…. Przy wsadzaniu tego niewiadomoodczegojestem bezpieczniczka do tej dziury wpadły mi te szczypczyki… Gmeram, świecę czołówką, macam na oślep. Nie ma. No jak kamień w wodę. Już zaczęłam mieć wizję, że będę pierwszym przypadkiem w historii serwisu co to przyjedzie, zrobi bezradną minę i powie „bo wie pan, bo mnie tam szczypczyki wpadły”… Ale gmernęłam raz jeszcze i dziady się znalazły. Wsadziłam też ten przepalony na miejsce, pozamykałam te wszystkie klapki, pudełeczka, maski i udałam się pod dom celem zabrania torebki i udania się po bezpieczniczek do sklepu. Przy czym pomyślałam, że przecież muszę bezpiecznik zabrać ze sobą, bo za cholerę nie wytłumaczę o co mi chodzi – „wie pan, potrzebuje taki niebieski bezpiecznik, z numerkiem 15″… Choć to powinno wystarczyć – kolor i ilość amperów… No ale znów oderwałam klapkę, przytomnie szczypczyków nie schowałam pod maskę, wyjęłam bezpiecznik i pojechałam. A w sklepie okazało się, że wszelkie bezpieczniczki są, ale akurat moje niebieskie 15 wyszły, będą jutro. I teraz do jutra hjundek będzie miał szczypczyki w przegródce, otwartą klapę pod kierownicą, czołówkę na wszelki wypadek i instrukcję obsługi otwartą na 59 stronie. Jutro akcja zostanie zakończona, mam nadzieję, że sukcesem. W sensie, że okaże się, że to był jednorazowy wybryk, a nie, że nawigacja przepala bezpieczniki i powinnam wymienić nawigację….

Dumnam z siebie niebywale.

poniedziałek, 5 listopada 2012

.


5 listopada 2012
Gdyby tak po poniedziałku był weekend… A po weekendzie znów poniedziałek po którym byłby weekend…

Och, rozmarzyłam się… Czuję się tak, że śmiało mogłabym iść na emeryturę.

I tak o. A wiecie, że słońce wstaje później niż ja? Skandal!

niedziela, 4 listopada 2012

Zaburzenia tożsamości


4 listopada 2012
Sroga zima musi iść, bo sikory żrą jak głupie, a wróble, kowaliki i dzięcioły im w tym nie ustępują pola.

Siedzimy w domu, zza okna dobiega ptasi rwetes, a nagle w ścianę domu coś stuka. Pewnie dzięcioł. Tylko po cholerę stuka w dom? Wstaję, zerkam przez okno, a tam mała bogatka z uporem maniaka wydziobuje dziurkę w tynku… I po jaką cholerę ja się grzecznie pytam? Ta przyroda naprawdę bywa nachalna i nieobliczalna…

sobota, 3 listopada 2012

Bossa nova


3 listopada 2012
Leniwy, pochmurny sobotni poranek. Zwinięta na kanapie czytam książkę Jana Nowickiego, P. siedzi na fotelu z netbookiem, w tle gra radio. Rejestruję, że leci jakaś bossa nova, jakaś pani śpiewa coś o wysiadaniu na małej stacji. Zaczynam czujnie wyczekiwać reakcji P. I nie zawodzę się. P: jak ja nienawidzę takiej muzyki… jakaś bossa nova…  – gdy wymawia te słowa aż czuć w powietrzu pogardę i złość, skapujące z każdej literki. … gdybym miał tu lepsze głośniczki…. Nic się nie odzywam, nawet na niego nie patrzę, ale zaczynam mimowolnie się śmiać. P: i jeszcze ten durny tekst, wysiądę na małej stacji… nie słyszysz tego?!?!? Śmieję się już bez skrępowania, pani od bossa novy chyba decyduje się jednak wysiąść, bo piosenka się kończy, ja wracam do lektury, P. do netbooka, a w Trójce rozpoczyna się „Kocham pana panie Sułku”…

piątek, 2 listopada 2012

Oto jest pytanie!


2 listopada 2012
„Jak Ty to robisz, że na co  dzień biegasz w bojówkach i bluzach z kapturem, klniesz jak szewc, samochód prowadzisz jak facet – nie agresywnie, ale pewnie, umiesz wymienić butlę z gazem i wiesz co i gdzie samochód ma pod maską, a mimo tego kobiecość i tak wyłazi z ciebie na każdym kroku?”

Hmm… Takim dziwnym pytaniem dzisiaj kolega zbił mnie z pantałyku… A cholera wie, jakoś pewnie mimochodem się tak dzieje, o ile to prawda… Choć nic nie chciał, więc po co miał zmyślać? ;)