sobota, 29 czerwca 2013

Agulec Samo Zuooooo!


29 czerwca 2013
Rozmowa z Panią S o dupie maryni, o tym, o tamtym, w końcu pada pytanie na które czekam i na które ostrzę sobie kiełki i które wywołuje chichot tej złej części mnie.
Pani S. – No a co z pieskiem zrobicie?
Ja, przybierając poważną, zasmuconą minę – No uśpimy, niestety…
Mina Pani S. – Bezcenna!!!
Jakie pytanie taka odpowiedź.
Zaczynam ćwiczyć przed lustrem łzę spływającą po policzku i trzęsącą się dolną wargę, a najlepiej całą brodę! Będzie się działo!

piątek, 28 czerwca 2013

Perfekcyjna Pani Domu


28 czerwca 2013
Wspinam się na wyżyny mojego talentu kulinarnego z serii „po cholerę mi przepis, zrobię coś na oko”. Nabyłam dziś karpie, poobcinałam im łby, ogonki i płetwy, obrałam włoszczyznę i właśnie skończyłam gotować z nich rosołek. Rosołek będzie galaretką. A w galaretce będą roladki z wędzonego łososia, nadziewane serkiem i koperkiem. Za chwilę przystąpię do tworzenia galaretki pomarańczowej domowym sposobem, nie takie tam „kupię torebkę galaretki i mam galaretkę”. W ceramicznym naczynku robią się ogórki małosolne. Wieczorem nastawię zaczyn na chleb i jutro, w okolicach wczesnego popołudnia po domu będzie rozchodził się aromat świeżego, ciepłego chleba. Wczesnym wieczorem przygotuję gruszki z jabłkami, które pod pierzynką cynamonową powędrują późniejszym wieczorem do piekarnika. Pokroję w plastry świeże pachnące pomidory i zieloną cebulkę, a żółty ser zwinę w eleganckie ruloniki. Nakryję do stołu, przygotuję świece… Schłodzę piwo i wodę. Wieczorem wsiądę w samochód i pojadę po P.
A po co to wszystko? A po to, że P. ma jutro imieniny, a ja nie mam dla niego żadnego prezentu. Prezentem będzie kolacja składająca się z tego co lubi.
P.S. To ciepło, to lato, to słońce to już tak się skończyło na zawsze? Bo sama nie wiem, pogubiłam się w tym wszystkim. I z tego pogubienia przywlekłam dziś do domu oprócz karpi sandały (kolejne!) i polar (fafnasty!). Pogoda mnie nie zaskoczy…

Z ostatniej chwili!


28 czerwca 2013
Między łososiem a pomarańczą przypomniało mi się, że dziś na wystawie jednego ze sklepów rzuciły mi się w oczy upiorne lalki a’la Barbie tylko, że np jedna miała twarz zieloną a druga wyglądała jak lafirynda z balu Halloween, od pozostałych z odrazą odwróciłam wzrok. Sprawdziłam sobie teraz w Internecie cóż to za ohydztwa i oniemiałam. To jest jakaś bajka dla dzieci! O taka:
http://pl.monsterhigh.com/
A gdzie misie poczciwe, z kłapciatym uszkiem? A gdzie piesek wyciorek bez którego nie dało się zasnąć? A lalka szmaciana z włóczkowymi warkoczami? Boże, Boże trzeba będzie jak nic dziecko izolować od tego popieprzonego świata!!!!!!

poniedziałek, 24 czerwca 2013

!@#$%^&*&^%$#@!


24 czerwca 2013
Niech ktoś będzie uprzejmy i zabierze te cholerne komary. Otwieram cichutko drzwi, wychylam nieśmiało głowę – pusto. Wystawiam resztę siebie – pusto. Wychodzę w całości i zamykam drzwi, a wtedy znikąd pojawiają się całą chmarą i agresywne są niesamowicie. Nie to, że se latają, czasem se siądą, pobzyczą troszkę swym cieniutki głosikiem, jak to mają we zwyczaju zazwyczaj. Nie, nie, tegoroczny szczep komarów od razu przystępuje do akcji „odgryź jej nogę, wyssij jej mózg” i tylko słychać jak ostrzą sobie widelce….
No jak nic mnie zjedzą :(

sobota, 22 czerwca 2013

Jak to na fsi fajnie jest!


22 czerwca 2013
Po tych wszystkich latach mieszkania nie w bloku tylko w domu prywatnym, tylko z przekąsem uśmiecham się jak ktoś wzdycha z zazdrością i mówi „a bo Ty to masz tak super, cisza, spokój, z dala od ulicy, przyroda…”
Otóż jak mieszkaliśmy w D. to na początku było super – cisza, spokój, dookoła las, w nocy ciemno, latały świetliki, a sarny pasły się za płotem. Ale potem postawili przed domem latarnię, która w nocy świeciła prosto w nasze okna, więc przestało być ciemno a i świetliki gdzieś się wyniosły. Jak grzyby po deszczu zaczęli się pojawiac sąsiedzi i budować domy. Nie było roku, by od wiosny do późnej jesieni nie było w sąsiedztwie budowy z jej wszystkimi urokami – betoniarki, pilarki, koparki, kurz, pył, hałas, robotnicy sikający pod płotem i nieodzowny element każdej budowy – na maksa włączony RMF, którego robotnicy nie słyszą, bo warczą, ryczą, piłują, a po okolicy niesie aż miło. Taki stan trwa tam do dzisiaj…
A tutaj jest spokojniej. Nikt się nie buduje, nie ryczy znienawidzonym RMFem, ale za to co chwilę ktoś coś kosi, coś wykasza, żywopłot przycina, tnie drewno przed zimą. Niedaleko lotnisko, więc samoloty latają co chwilkę, z obwodnicy słychać cały czas ruch samochodowy…Rzadko trafia się dzień, kiedy słychać ptaszki.
Ale nic to, przywykłam i jakoś mi to przestaje przeszkadzać, a nawet pewnie łyso by mi bez tego wszystkiego było.
Ale dzisiejszej nocy to myślałam, że szlag mnie trafi. Wieczorem gorąco, trudno znaleźć dogodną pozycję do spania, do tego latają komary. Otwarte okno – chmara krwiopijców. Zamknięte okno – śmierć z braku tlenu. P. wytruł komary smrodkiem w kontakcie, udało się zasnąć. Obudziły mnie psy. Nie wiem co się działo, ale się darły jak głupie, może próbowały odstraszyć komary. Zdzierżyłam psy. Jeszcze było całkiem ciemno jak jakaś urocza, maleńka ptaszyna o gromkim głosie i zdrowych płuckach, dała nam popis swoich treli siedząc na czereśni albo śliwce. Po chwili dołączyły do niej inne urocze ptaszęta o równie zdrowych płuckach, wyśpiewując gromkimi głosami chwałę dla wstającego słońca. Zdzierżyłam. W międzyczasie wzmógł się ruch na obwodnicy, ale to jakoś tak tylko zarejestrowałam mimochodem, nie zgrzytając zębami. Psy zasnęły, ptaszęta raźno kwilą, samochody jeżdżą, ja powoli przywykam do dźwięków owych, a tu się kogut obudził… I dawaj, co chwila piać. Kury chyba się o coś pokłóciły, bo jakiś rwetes od kurnika dochodzi, kogut pokrzykuje…. Ptaszęta jakoś ucichły z letka, za to na śliwkę przyleciała sroka i rozdarła się w swój uroczy sposób. I jej już nie zdzierżyłam. Wypadłam z łóżka do okna, przegoniłam dziada i teraz się snuję pod domu jak zombie….

I żeby jasność była – uwielbiam mieszkanie w domu, ale jak mam raz na bardzo rzadko wolną sobotę to naprawdę chciałabym się trochę wyspać….

piątek, 21 czerwca 2013

Świat jest życzliwy… Taaak, a ludzie w szczególności… A kobiety to już och och…


21 czerwca 2013
Niedługo trzeba było czekać, żeby się dowiedzieć, że: będę miała gigantyczną anemię, a uzupełniane żelazo wywoła zaparcia i jakieś inne straszne rzeczy, powinnam się wydać za dentystę, bo będę u niego prawie mieszkać, będą mi puchły nogi, ręce, głowa, wszystko!, na najbliższe lata jestem uwiązana jak ten burek wiejski do budy, mogę zapomnieć o wakacjach, wyjazdach weekendowych, śnie i innych atrakcjach, w domu nie będę mieć na nic miejsca tylko na akcesoria dziecięce, jasnym jest, że będę musiała się pozbyć psa, no bo jak to – pies i dziecko?!?!?! Zgroza!, zgęstniały mi włosy? – spokojnie, wylecą w nadmiarze, razem z tymi zębami. A w zdziwionym „oo, nie rzygasz całymi dniami?” słyszę wyraźne rozczarowanie…No generalnie czeka mnie jakaś globalna katastrofa i lepiej by było gdyby już teraz mnie szlag trafił. A żeby było śmieszniej to słyszę to od kobiet…. Zawsze uważałam, że baby są głupie i dlatego (poza wyjątkami, które znam i uwielbiam, już One wiedzą, że to o nich) zdecydowanie wolę towarzystwo mężczyzn…

Więc mimo tego, że nie będę mieć zębów, włosów, będę się słaniać na nogach od anemii i z niewyspania, zapomnę co to znaczy JA, bo już nigdy nie będę sama, a świat mnie zlinczuje, bo nie zamierzam pozbyć się psa… Ja mimo tego zamierzam być z tym wszystkim cholernie szczęśliwa. Choćbym sobie miała to szczęście, kuźwa, narysować!

piątek, 14 czerwca 2013

5,47


14 czerwca 2013
Niecałe 5,5 cm potrafi wywrócić wszystko do góry nogami! I fajny taki przewrót :)

środa, 12 czerwca 2013

Harmagedon


12 czerwca 2013
Wyszło słońce. Świeci. Jest ciepło.

Jest to tak niespotykane zjawisko, że czekam na pojawienie się grzyba atomowego, Czterech Jeźdźców Apokalipsy ewentualnie Archanioła z trąbą, bo jak nic koniec świata nadszedł – od wczorajszego wieczora nie pada…

I nie wiem czy w takim razie jest sens sprzątać, jak świat się kończy?