sobota, 29 grudnia 2012

Dlaczego piszę


29 grudnia 2012
Zapytałeś dziś dlaczego piszę. Dlaczego i po co?

Piszę, bo tak czasem łatwiej zebrać mi myśli. Zawsze tak miałam, od późnej podstawówki coś tam sobie bazgrałam. Nieporadne wiersze, opowiadania, wszystko do szuflady. Pamiętniki, takie grube, w twardych, czasem bardzo ładnych oprawach. A w nich zatrzymane w czasie dziewczęce łzy, szczęście skapujące z każdej małej literki, smak pierwszych pocałunków, pierwsze rozczarowania tym, że świat nie jest idealny, a ludzie nie zawsze są dobrzy i umiarkowana ekscytacja pierwszym seksem. Pisałam regularnie aż do połowy trzeciego roku studiów, zeszyt był przyjacielem, był powiernikiem, był ważny, bo zazwyczaj tylko on wiedział co naprawdę myślę, co naprawdę czuję…

Potem przestałam, by kilka late temu wrócić do pisania, ale już nie w postaci zeszytu w płóciennej oprawie, a w formie bloga. To trochę inna forma pisania. Nie o wszystkim chcę napisać, nie zawsze chcę by ktoś to przeczytał. Ale nadal to moje pisanie jest dla mnie ważne. Czasem pozwala uporać się z jakimś problemem, porządkuje chaos myśli, ukazuje coś w innym świetle. Myśl zapisana nagle nabiera innego koloru.

Ze skrawków tego mojego pisania jesteś w stanie ułożyć sobie jakiś obraz mnie, ale niepełny. Bo o wielu rzeczach nie piszę. Ja piszę, bo chcę, Ty czytasz bo….?

Od wczoraj pełnia. I mróz. I niebo bezchmurne. Gwiazdy próbują błyszczeć na granatowym niebie, ale światło księżyca je tłumi. Bo księżyc „taki dziś duży i brzuch ma pełen snów”*…

* pożyczam od Piotra, bo ładne. Pewnie się nie rozzłości.

czwartek, 27 grudnia 2012

I pray for your help


27 grudnia 2012
„I pray for your help
Not anything else
I pray for your help
Do you hear anything?
I’m standing on my knees
I lack the discipline
It’s not I don’t believe
Show me just anything
I need to feel the dream

But at times
I’m scared
I lift my hair on top of my head
All I want is to surrender
So I can finally rest
I trust my faith
I don’t have anything else
All I want is to surrender
So I can finally rest

I pray for your help
It’s not always easy
I just tend to forget
You’re real as gravity
Cause whatever you see
Catastrophe appears
I hope you understand…”

Imany „Pray for help”

środa, 26 grudnia 2012

Hoł, hoł, hoł…


26 grudnia 2012
Jestem już zmęczona świętami. Dziś nie cieszy nawet choinka, co zapewne cieszy P., bo nie zamęczam go co chwila pytaniem „kto ma najładniejszą choinkę, no kto?”…

Zaszyliśmy się na kanapie, każde w swoim końcu, zajęte swoimi sprawami. Niby osobno, ale cały czas razem, splątani nogami pod wspólnym kocem. Lubię tak spędzać wolny dzień, kiedy za oknem taka paskudna pogoda. Co jakiś czas trącam P. stopą, a on odchyla gazetę, zerka na mnie i uśmiecha się. W tle brzęczy radio, co jakiś czas któreś z nas komentuje to co uda nam się wyłowić jednym uchem. Co jakiś czas któreś z nas rzuca się nerwowo w poszukiwaniu pilota, żeby zmienić stację, jak leci coś irytującego.

P. coś marudzi,że jakoś mu zimno i że gdzieś jest przeciąg… Ja, że jestem głodna. W końcu wstaję i podgrzewam nam wigilijną zupę grzybowo – rybną. Przez chwilę w odgłosach z kanapy dominują tylko uderzenia łyżek o miseczki. Po chwili P. mówi, że ta zupka to był dobry pomysł, bo już mu cieplej i już mu nie wieje… Jak komuś będzie ciągnęło po nogach albo wiało po karku niech zje zupkę, najwyraźniej zupa dobra jest na wyimaginowane przeciągi…

Zmęczona jestem. Chyba zaraz wstanę, ubiorę się i posprzątam. Wiem, że są święta, ale w sumie co z tego? Podłoga prosi się o odkurzanie. Psie futerko pomieszało się z igłami, które gdzieś pogubiła sosna i jakoś tak chaos się nam na podłodze zrobił. Powymiatam z kątów okruchy nadziei, która wypadła mi dziś z rąk. Potłukła się na miliony drobnych okruchów, które zawstydzone skryły się po kątach. Powymiatam i spróbuję posklejać…

poniedziałek, 24 grudnia 2012


24 grudnia 2012
… I don’t want a lot for Christmas
There’s just one thing I need
I don’t care about the presents
Underneath the Christmas tree
I just want you for my own
More than you could ever know
Make my wish come true
All I want for Christmas is you…

środa, 19 grudnia 2012

na krawędzi


19 grudnia 2012
Ten grudzień to mnie naprawdę wykończy. W pracy w domu, poza domem… W pracy urwanie dupy ze wszystkim, jak to na koniec roku, gdzie się nie obrócę to coś trzeba zrobić, najlepiej na tydzień temu. W domu jakby to samo, poza domem… No przepraszam bardzo, ale komu należy obić pysk za tą zgniłą pogodę? Niech to się zdecyduje wreszcie, bo póki co to jest syf i poruta, a nie zima.

Do tego wszystkiego smarkam, coś mi w gardle rzęzi i znów chyba mam zapalenie pęcherza.

W związku z tym wszystkim powyżej wszyscy zdają sobie sprawę, że przypominam małą furię, złowieszczo uśmiechniętą i ukradkiem ocierającą jad skapujący z kłów. Pazurów nie muszę nawet piłować, dziś udało mi się dwa złamać…

I tak o drodzy Państwo. Idę piec ciastka.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

17 grudnia czyli dzień bez przeklinania


17 grudnia 2012
Pobiłam dziś chyba własny rekord w rzucaniu mięsem, bo komputer mój służbowy chyba dziś postawił sobie za punkt honoru doprowadzenie do tego, żebym ze złości zjadła swoje rękawiczki. Za karę nie zaktualizowałam mu systemu, niech wie, że źle czyni denerwując mnie w grudniu.

Poza tym szef jakoś nie wykazał entuzjazmu na moją prośbę, żeby mnie już wysłał na emeryturę… Rozbawiłam go i owszem, ale jakoś nie dostałam odpowiedzi pozytywnej.Nie wiem, może jutro się przypomnę….

I powoli wpadam w świąteczny nastrój. Kurierzy zaczynają dostarczać zamówione prezenty, w domu pachnie piernikami, które wczoraj piekłam, w spiżarce pachną wędzone, swojskie szynki, czekają buraczki na barszcz, w lodówce czeka ciasto na ciasteczka miodowe, a pod domem stoi grzecznie choinka. Jakoś w tym roku nawet panuję nad sytuacją i cieszyć mnie to zaczyna.

Co nie zmienia faktu, że i tak mnie ten grudzień mocno wqrwia.

czwartek, 13 grudnia 2012

o czytaniu


13 grudnia 2012
Uwielbiam książki. Wieczór spędzony na kanapie z książką nigdy nie jest wieczorem straconym. Zakopanie się pod kołdrą z książką to dobry sposób na spędzanie czasu. Prawie zawsze mam ze sobą jakąś książkę.

Ale czasem odkładam książkę na półkę i czytam Ciebie. Szeroko zamkniętymi oczami. Czytam Cię opuszkami palców, próbując wyczuć puls tętniącej w Twoich żyłach krwi. Przebiegam nimi po Tobie szybko i nieuważnie, lub studiuję pilnie, skupiając się na każdym milimetrze Twojej skóry. Czytam Cię koniuszkiem języka, który leniwie przesuwa się po Tobie, jak ślimak zostawiając za sobą ślad ze śliny, który szybko znika z Twojej gorącej skóry. Czasami nad pewnymi akapitami zatrzymuję się dłużej lub wracam do nich częściej niż do innych, jakbym akurat ich smak i ciepło chciała zapamiętać i zatrzymać na dłużej. Mogłabym powiedzieć śmiało, że po tych wszystkich latach znam Cię już na pamięć, mogę cytować z pamięci, a mimo to każde rozpoczęcie lektury sprawia mi przyjemność i chcę do niej wracać wciąż i wciąż. Bo za każdym razem jest inaczej, ciągle odkrywam coś nowego, innego, fascynującego. Ciągle jesteś pasjonującą lekturą – w długie zimowe wieczory i leniwe weekendowe poranki.

środa, 12 grudnia 2012

12.12.2012 godzina 12:12


12 grudnia 2012
Magiczny moment… Srali muchi będzie wiosna…

Magiczny moment objawił się tym, że rozjechały mi się dwie liczby, które teoretycznie miały być jeśli nie takie same to bardzo do siebie zbliżone, a różnica wyszła prawie 900… Magia, zaprawdę, bo przewertowałam ten plik excela z każdej możliwej strony i nie znalazłam przyczyny rozjechania… Może jutro, przy 13-stym coś się poprawi…

wtorek, 11 grudnia 2012


11 grudnia 2012
Morze jakoś mnie rozmazało i roztęskniło. Tęsknię za wszystkim i za niczym. Za morzem, za łagodnym szumem fal. Za mewą rozdartą, przelatującą tuż nad moją głową. Za piaskiem, miejscami zbitym w zamarznięte grudki. Za smakiem flądry – co z tego, że z mrożonki, skoro została zjedzona kilka metrów od plaży. Tęsknię za Tobą. Za Starówką rozświetloną świątecznymi ozdobami. I za Naptunem, głupio wyglądającym z mewą na głowie, która za nic mając dobre obyczaje na boską głowę zrobiła kupę. Moja tęsknota ma smak soli, roztartej na wargach. Smak twarożku z solą i zielonym szczypiorkiem. Smak herbaty z cytryną, pitej w kubku na którym splatałam zmarznięte palce, żałując, że nie ma Cię obok, zawsze to fajniej jest pić herbatę we dwoje i splatać wspólnie swoje palce.

I za wiosną tęsknię. Jeszcze się dobrze zima nie zaczęła, a już mi doskwiera zimno i biel wokół.

Odkąd wróciliśmy ja taka jakaś roztęskniona jestem, rozkojarzona i jedyne na co mam ochotę to zwinąć się w ciepły kłębek i przespać tę zimę, tę tęsknotę, ten stan dziwny…