piątek, 27 kwietnia 2012

być rozgwiazdą, być rozgwiazdą….


27 kwietnia 2012
Uprzejmie informuję, że jestem totalnie zmęczona i mogę bredzić. Ale czuję taką wewnętrzną potrzebę popisania sobie, co też właśnie czynię. Więc Drogi Czytelniku, jak masz ochotę na poważne traktaty, uczone eseje i wyważone teksty to wyjdź i poszukaj ich gdzieś indziej. Ci pa.
No.
Bo ja to mam chwilowo taki pomysł na siebie, że chętnie pobyłabym sobie taką rozgwiazdą albo jakimś innym ramienionogiem (o ile takie stworzenie w ogóle istnieje…). Tak bym się położyła w przybrzeżnej strefie błękitnej wody, rozłożyła sobie swobodnie kończynki na boki i tak bym sobie falowała leciutko, a słońce by grzało, a wiatr by wiał… Miałabym wodę, słońce, wiatr i wszystko w d….
Czereśnia mi pięknie kwitnie, pszczółki sobie brzęczą, fajnie teraz jest w ogródku. Tak sobie dziś leżałam na huśtawce, lekko się bujając, wgapiałam się w te owadki, w te kwiatuszki (ostentacyjnie ignorując kwitnąca mirabelę, przecież nie dam jej zauważyć, że jest równie fajna jak czereśnia, bo się weźmie i odwdzięczy 200 kg śliwek) i udało mi się na tej huśtawce zasnąć! Normalnie jak żulik na ławce w parku. Tak, żulik, podobnie jak rozgwiazda ma fajnie… Choć po namyśle wolę jednak rozgwiazdę, bo nie pachnie brzydko…
I wszyscy mają długi weekend, a ja długiego weekendu nie mam. Więc jedźcie sobie, jedźcie, ja sobie tu zostanę, sobie popracuję, wcale smutno mi nie będzie….
Oprócz rozgwiazdy to mogłabym być jeszcze takim faszerowanym drobiem… Bo drób przed faszerowaniem się luzuje. Więc bym sobie była taka wyluzowana i miała wszystko w d… Znaczy się ten farsz.
No.

środa, 25 kwietnia 2012

Wiadomość z ostatniej chwili!


25 kwietnia 2012
Wieczór leniwie płynął, siedzieliśmy sobie w wannie, gorąca woda, pachnąca pianka, pełen relaks. Wychodzę pierwsza z tejże kąpieli, chciałam włączyć elektryczny grzejniczek żeby troszkę osuszyć łazienkę, odsuwam grzejniczek od ściany, a spod grzejniczka wychodzi on…. PAJONK! Wielki jak ten meksykaniec z "Desperado". Znaczy się wielki jak kurwa mać. Wyszedł i siedzi. P. oczywiście nawet go nie zauważył, ale jak już dojrzał potfora to przyznał rację, że duży jest.
Dostał nakaz, P nie pajonk, natychmiastowego wyjścia z wanny, ale tak, żeby go czasem nie spłoszyć, bo jakby się gdzieś schował to mam z głowy korzystanie z łazienki, a kąpiel w zlewie byłaby trudna technicznie.
P wyszedł i nawet gotów był trzasnąć pajonka kapciem, ale obudziła się we mnie delikatna dusza miłośniczki zwierzątek, nawet pajonkuf i sama z siebie zaproponowałam, że może by go tak wywalić na zewnątrz. P spojrzał z odrazą i stwierdził, że go nie weźmie do ręki. Zaproponowałam szmatkę. P złapał za moją relaksującą skarpeteczkę, ale czem prędzej mu ją wyrwałam i poleciałam szukać szmatki. Szok spowodowany obecnością pajonka spowodował, że wypadłam z tej łazienki tak jak mnie Panbóg stworzył, obleciałam cały dom, pozapalałam wszystkie światła, chyba tylko po to, żeby sąsiedzi mogli mnie pooglądać jak się miotam po domu bez sensu świecąc gołym biustem i tyłkiem, aż znalazłam szmatkę, w łazienkce, a jakże. W międzyczasie P zdążył się ubrać, nakazał mi otworzyć drzwi i wziął pajonka w szmatkę, wystawił go na ganek i spokojnie wrócił. Wyleciałam na ganek, na szczęście szok minął na tyle, że wrzuciłam na grzbiet koszulkę, i potupałam na pajonka, żeby czasem nie zechciał wrócić. Drzwi na wszelki wypadek zamknęłam na klucz. Sąsiedzi pewnie mieli ubaw, bo najpier latam nago po domu, a potem w samej koszulce tupię na ganku wykrzykując "kszy kszy"….. Choć po cichutku mam nadzieję, że z racji późnej godziny byli gdzieś indziej…
No. I teraz tak się zastanawiam ile takich pajonkuf mamy jeszcze w domu. Pajonk w domu to podobno szczęście. Ja dziękuję. To był kątnik domowy większy, miał ze 20 mm i generalnie słychać było jak mlaskał z chęci odgryzienia mi głowy. A w książeczce o owadach i pajonkach przeczytałam, że owe kątniki to wychodzą w nocy w poszukiwaniu samic i często wpadają do wanien i umywalek i nie umieją stamtąd wyjść.
I teraz siedzę i się zastanawiam ile takich kątników może maszerować spod okna w sypialni do łazienki, oczywiście przechodząc przez łóżko.
No i teraz to ja się boję iść spać. Ledwo toleruję trząsia co mieszka koło szafeczki.
Diabli nadali tego cholernego pajonka wieczorem…..
Z działań frontowych relacjonowałam na żywo dla Państwa ja.

niedziela, 22 kwietnia 2012

o ołowiu i takich tam niedzielnych sprawach


22 kwietnia 2012
Taki się dzień zapowiadał piękny, a tu chmury przyszły i szlag trafił błękit nieba, słońce poszło precz. Chmury ciężkie za oknem, a moje powieki jak te chmury ciężkie. Górne rzęsy uparcie chcą spleść się w uścisku z dolnymi, a ja jak ta przyzwoitka, psia jej mać, walczę, pilnuję, strzegę, żeby się choć nie dotykały dłużej niż oka mgnienie, mrugnięcie w zasadzie.
Tak coś mi się widzi, że idzie deszcz…. Co byłoby niejako uzasadnione tym, że korzystając z wolnej chwili i za nic mając "dzień święty święcić" robię wiosenne porządki w szafie i wyprałam grube zimowe swetry, golfy, sukienki, aby uzbrojone w delikatny zapach płynu do prania czekały jesieni… Pranie wisi, więc pewnie deszcz już o tym wie. Wysłał chmury – zwiadowców i pewnie sam teraz rączo zbliża się ku mojemu praniu…
A w ogóle to mirabelka, proszę ja Was, ma znów pierdyliardy małych białych kwiatków…. Mówili mi, że taka klęska urodzaju jak zeszłoroczna to rzadko się zdarza… Znaczy się cud będzie, bo zapowiada się znów inwazja małych śliwek? No nie wiem, na wszelki wypadek będę płoszyć pszczoły z ogrodu, niech sobie zapylają coś innego…
… kawka z adwokatem może?

piątek, 20 kwietnia 2012

prośba taka…


20 kwietnia 2012
Czy ktoś mógłby mi skopać ogródek?
… ewentualnie tyłek, tak na rozruch pourlopowy? … choć nie ukrywam, że to pierwsze będzie milej widziane…
A w ogóle to zamieszkały z nami małe muchy. A w ogrodzie jest pełno takich jakichś dziwnych stworzeń co to lgną do prania czystego i trzeba je na siłę od niego odczepiać. I dziś wykopałam dżdżownicę, a w zasadzie pół…. No ale to chyba dobrze, będę mieć dwie a nie jedną, nie?

środa, 11 kwietnia 2012

Telekomunikacji Polskiej mówimy zdecydowane NIE!


11 kwietnia 2012
Myślałam, że to koniec "przygód" z tepsą. Mój numer był znów mój, urwały się dziwne telefony, internet chodził i chodzi jak kulawy muł, ale trudno świetnie, jakos da się to znieść.
Dostaje dziś fakturę, ufnie rzucam okiem, a tu niespodzianka, rachunek wyższy o kilkadziesiąt złotych… Czemu u licha?
Sprawdzam, patrzę, a tu widzę, że internet mam taniej, ale za to mam podłączony telefon! Jakiś pakiet domowy. Zastygłam, zadumałam się, po czym krew mi się wzburzyła i chwyciłam za telefon. Oczywiście g.. załątwiłam, bo wymiękłam przy fafnastym wyborze jakiejś cyferki podyktowanej mi słodkim głosem jakiejś głupiej pipy.
Pod innym numerem stwierdziło, że nie ma takiego numeru w którego sprawie chcę się skontaktować…. Jak nie ma to za co ja mam płacić?
Zalogowałam się na stronę, sprawdzam, no jest. Od 16 marca włączona usługa dodatkowa, linia telefoniczna. Mały przycisk "rezygnyj". Kliknęłam czemprędzej, wydrukowałam potwierdzenie złożenia rezygnacji. Zrobiłam sobie kawę i spokojnie wróciłam do pracy.
Przychodzi mail. Od tepsy. Nie przyjmą mojej rezygnacji, bo rezygnacja jest niedozwolona. Szlag mnie trafił, ściagnęłam P. na dyżur, wsiadłam w samochód, pojechałam do najbliższego "salonu" tepsy. I co się okazało? Że ktoś bardzo sprytnie, bez mojej zgody uruchomił mi linie telefoniczną, nadał numer i nie raczył mnie o tym poinformować. Telefonu nie miałam, nie mam i mieć nie zamierzam… Pani była miła, zawiesiła mi to cudo, rachunek musze zapłacić, ona bardzo przeprasza za nierzetelność firmy, to się więcej nie powtórzy…. Taaa, jakaś niewierna jestem, czekam na kolejną rewelację…
NIGDY więcej tepsy. NIGDY więcej neostrady. A od stycznia 2013 NIGDY więcej Orange.

… a tak z innej beczki to mógłby mi ktoś pożyczyć troszkę wolnego czasu? …. chyba mam za dużo na głowie, powoli wymiękam, a moja psychika żebrze o chwilę spokoju i nicnierobienia…. a ja jej nie mogę tego dać….

niedziela, 8 kwietnia 2012

Requiem for a dream


8 kwietnia 2012
Film, którego oglądanie sprawiło mi fizyczny ból.
Film, który boję się obejrzeć po raz drugi.
Film, w którego ścieżce dźwiękowej się zakochałam.
Muzyka, do której często wracam.
Świąteczny poranek upływa na słuchaniu tego:
http://www.youtube.com/watch?v=vl5McGN2L-E

Zasłuchana, z dreszczem przebiegającym po plecach obserwuję jak za oknem cicho pada śnieg….

czwartek, 5 kwietnia 2012

Hoł, hoł, hoł święta idą!


5 kwietnia 2012
I’m dreaming about white easter…
Dobra, żartowałam. Tak mi się skojarzyło patrząc na tą zgniliznę za oknem.
Święta tuż tuż, a ja zamiast coś robic to nic nie robię. A przynajmniej nic świątecznego. Ale w sumie po co, skoro i tak święta na dyżurze spędzę…
Ale w ramach świątecznych porządków to wyprałam sierściucha. Nie po to, żeby się do święconki ładnie prezentował, bo po pierwsze, to żadnej święconki mieć nie będziemy, a po drugie ja nie z tych co żyły sobie wypruwają, byle na święta chałupę wyczyścić od strychu po fundament. Nie, nie, przyczyna prania zwierza była bardziej prozaiczna.
Gnój uciekł na minut kilka i wykąpał się w gnojówce. No. Reszty nie trzeba tłumaczyć.
Dalej sobie podśmierduje z cicha, ale mimo wszystko trochę udało się fetor zabić szamponem psim. No i jest czysty.
A ja sobie chyba jakiś horror zapodam. Bo jakoś mi nudno.