Kaszlę. Tak. Stan ten utrzymuje się od jakiegoś czasu. I
tak, nie za bardzo mam czas się tym zająć. Po kilku syropach i antybiotyku (!),
pastylkach i płukaniu gardła jakimś paskudztwem kaszel jak wierny żołnierz trwa
na posterunku. I nie jest – proszę przeczytać ze zrozumieniem – NIE JEST – to powód
do besztania mnie. Bo widać jest to kaszel odporny. Na leki. I na besztanie
też. Bo gdyby nie był odporny na besztanie nie kaszlałabym już nigdy do końca
swojego życia. I jeszcze przez kilka lat następnego wcielenia też. Co najmniej. Bo z lekami to nigdy nic nie wiadomo.
P. mnie oszukał, oszust jeden. Powiedział, że dzisiaj będzie
ciepło. I posłuchałam go. I teraz mam gęsią skórę nawet na lakierze na
paznokciach. I oczywiście, że przyjechałam do fabryki w sandałach. Bo miało być
ciepło. Jutro sweter i kozaki. I majtki
z golfem. I zapewne będzie dobijać temperatura do 30 stopni.
… zaczynam dostrzegać pewien związek pomiędzy kaszlem i
marznięciem…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz