wtorek, 11 września 2018

O kaszlu i pewnym (nie)oczywistym związku...

Kaszlę. Tak. Stan ten utrzymuje się od jakiegoś czasu. I tak, nie za bardzo mam czas się tym zająć. Po kilku syropach i antybiotyku (!), pastylkach i płukaniu gardła jakimś paskudztwem kaszel jak wierny żołnierz trwa na posterunku. I nie jest – proszę przeczytać ze zrozumieniem – NIE JEST – to powód do besztania mnie. Bo widać jest to kaszel odporny. Na leki. I na besztanie też. Bo gdyby nie był odporny na besztanie nie kaszlałabym już nigdy do końca swojego życia. I jeszcze przez kilka lat następnego wcielenia też. Co najmniej. Bo z lekami to nigdy nic nie wiadomo.
P. mnie oszukał, oszust jeden. Powiedział, że dzisiaj będzie ciepło. I posłuchałam go. I teraz mam gęsią skórę nawet na lakierze na paznokciach. I oczywiście, że przyjechałam do fabryki w sandałach. Bo miało być ciepło.  Jutro sweter i kozaki. I majtki z golfem. I zapewne będzie dobijać temperatura do 30 stopni.
… zaczynam dostrzegać pewien związek pomiędzy kaszlem i marznięciem…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz