niedziela, 5 sierpnia 2012
4 rady księdza czyli jak być szczęśliwym w związku małżeńskim i co oznacza IHS
5 sierpnia 2012
Gdybyś drogi czytelniku przyszedł i zapytał mnie o to co zrobić by małżeństwo było szczęśliwe to pewnie bym ci odrzekła, że ważna jest miłość. Choć miłość niejedno ma imię i z każdym kolejnym rokiem jest inna. Ważniejszy chyba jest wzajemny szacunek, umiejętność dostrzegania drugiej osoby, tego co dla niej ważne. ważna jest trudna sztuka kompromisu. Zwłaszcza dla jedynaczki, nauka, że teraz ważniejsze jest „my”, „nas”, a niekoniecznie „ja” i „moje”, momentami bywała bolesna. Ważne jest to by umieć ze sobą rozmawiać. By dobrze czuć się ze sobą nawzajem, ale jednocześnie umieć też być samemu ze sobą, bez tej drugiej osoby. No i tak by wymieniać można było bez końca….
A czemu ja w ogóle o tym? Ano temu, że już drogi czytelniku wiesz, że wczoraj byłam na weselu. A przed weselem, jak to tradycja nakazuje, winien być ślub. Ślub był, a jakże. Kościelny nawet. I na tymże ślubie ksiądz mnie po prostu rozwalił na drobne kawałeczki. Przede wszystkim głupio prowadził mszę, co chwilę kogoś upominał, zwrócił uwagę, że na wesele nie powinno się zapraszać osób, które w trakcie ceremonii wychodzą przed kościół. Gdy moja teściowa coś szeptała komuś do ucha to przerwał swoje wywody i upomniał je… Nieważne, że szeptała tak cichutko, że nikomu to nie przeszkadzało. No ale niech mu będzie, ksiądz mówi, trzeba słuchać, a nie pociskać pierdoły sąsiadce na ucho.
Ale rzekł, że teraz da nowożeńcom rady co robić by małżeństwo było szczęśliwe. Ja pomyślałam właśnie o jakichś bzdurach typu miłość, szacunek i takie tam, a tu nie, nie, nie tędy droga drogi Agulcu. Oto rady księdza:
1. co niedzielę bywać na mszy. 2. codziennie, przynajmniej raz wspólnie się modlić. 3. Mieć w domu na ścianie krzyż. 4. Mieć w domu na ścianie Matkę Boską. Koniec rad.
Tak sobie myslę, że dla kogoś wierzącego i – co chyba ważniejsze – praktykującego, to może jest i ważne, nawet bardzo. Ale na pewno nie najważniejsze. Bo krzyż na ścianie i niedzielna msza wg mnie małżeństwa nie uratuje…
No ale żeby nie było tak poważnie to ksiądz w trakcie mszy wyciągał i chował różne rzeczy w tabernakulum, za każdym razem starannie je zamykając na klucz. A na tabernakulum wśród listków jakichś były trzy literki IHS, co dziwnym nie jest. Ale w pewnym momencie P. szepnął mi do ucha, tuż po tym jak ksiądz po raz kolejny gmerał kluczem przy zamku, że teraz już wie co znaczą te literki – I Have Secret… Dobrze, że organista coś grał i coś śpiewał, bo buchnęłam śmiechem i wtedy pewnie ksiądz by nas wywalił na zbity pysk z kościoła…
To była chyba jedna z głupszych mszy w jakich brałam udział, a szkoda, bo moja szwagierka i szwagier (HA! mam szwagra!) wyglądali naprawdę prześlicznie i gdyby nie ksiądz to byłby naprawdę ładny ślub.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz