27 sierpnia 2011
Matko, zabiję kiedyś Pana Kota i z żalu się zapłaczę, ale potwór jeden wlazł dziś przed 6 rano na śliwkę i darł ryja tak, że wzięłam i wstałam. Na dobre mi to wyszło niby, bo przed dyżurem zrobiłam dwa prania i z letka ogarnęłam chałupę przed wyjazdem. Ale wstawanie w sobotę o tak nieludzkiej porze, wcale nie na budzik, a na Pana Kota to naprawdę jest lekka przesada…
Jest 09:43 a na dworze upał nieziemski…. Jak ja przeżyję ten dyżur wypełniony robieniem dokumentacji z zamówień publicznych? Sama nie wiem….
Plusem tych upałów jest to, że wieczory są genialnie ciepłe i wczoraj po dyżurze zaległam w ogródku z piwem i siedziałam dość dłuuuugo, Kicur zdezerterował wcześniej, bo gryzły komary jak szalone, a ja zostałam z piwem, szalejącym Panem Kotem – Kocim Psychopatą, bandą krwiożerczych komarów i Pablusem, o którym nie wiedziałam, że tam w ogóle jest…. Dobry to był wieczór.
A za 24 godziny będę pomykać już nad morze!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz